Departamentowi geodezji skończyły się chyba litery w alfabecie. Tylko dlaczego ja mam za to płacić? - oburza się Juwenal Gimer.
Od 14 lat mieszka w jednym z domów przy ul. Brzoskwiniowej. - Jestem najstarszym mieszkańcem tych okolic. Mój dom był pierwszy. Gdy go zbudowałem wystąpiłem o nadanie adresu. Dostałem Brzoskwiniową i tak jest do dziś - mówi.
Razem z mieszkańcami 12 okolicznych domów podpisał petycję do radnych z prośbą o zachowanie dotychczasowych adresów. Tak by dwie ulice, przy których stoją owe domy, nadal przyporządkowane były do ulicy Brzoskwiniowej. Na sesji z 22 czerwca prezydent złożył projekt, by nadać tym ulicom nazwy Arbuzowa i Nektarynkowa. Ta pierwsza jest równoległa do ul. Brzoskwiniowej, a druga jest do niej prostopadła i się z nią łączy, by na końcowym fragmencie również zmienić się w równoległą. Obie ulice tworzą odwróconą literę F.
Chęć zmiany nazwy władze miasta argumentują potrzebą uporządkowania obecnej numeracji.
- Tyle, że to w nas uderza. O ile dowód osobisty wymienia się za darmo, to za wymianę prawa jazdy trzeba zapłacić. Do tego jeśli ktoś prowadzi w domu firmę - a tak jest w moim przypadku - trzeba wymieniać pieczątki, aneksy do umów itd. Mieszkają u mnie jeszcze trzy dorosłe osoby. Policzyliśmy, że zmiana adresu będzie nas wszystkich kosztowała ponad tysiąc złotych. Poza tym pamiętajmy, że wciąż panuje koronawirus, a my mielibyśmy załatwiać formalności urzędowe - mówi.
Sprawdziliśmy, że prawa jazdy nie trzeba jednak wymieniać.
- Nie ma obowiązku wymiany prawa jazdy ze względu na zmianę adresu zamieszkania, tym samym można posługiwać się dokumentem do czasu utraty jego ważności. O fakcie zmiany miejsca zamieszkania należy powiadamiać Referat Praw Jazdy w celu aktualizacji danych adresowych niezbędnych do prowadzenia ewentualnej korespondencji z mieszkańcem. Można to uczynić e-mailem, przez ePUAP lub osobiście składając oświadczenie na miejscu - wyjaśnia Kamila Bogacewicz z magistratu.
Juwenal Gimer komentuje, że nawet jeśli prawa jazdy faktycznie nie trzeba wymieniać to i tak w przypadku firmy na zmiany danych w urzędach i w innych instytucjach trzeba poświęcić jeden - dwa dni robocze. A to oznacza stratę 250-500 zł. Mam działki w różnych częściach kraju, podpisuje też umowy z różnymi kontrahentami. Musiałbym wszędzie wysłać informację, że zmieniam adres. Do tego dochodzi wymiana pieczątek, co kosztuje 50 zł. Nie mówiąc już o wymianie tablicy adresowej, która wisi na domu, co będzie kosztować 160 - 250 zł - tłumaczy.
Czytaj też: Skwer im. Pawła Adamowicza w Białymstoku. PiS i radny niezależny Maciej Biernacki byli przeciw
Komisja samorządności zaopiniowała prezydencki projekt uchwały pozytywnie, jednak jak stwierdził na sesji jej przewodniczący Paweł Myszkowski z PiS, dopiero po posiedzeniu komisji radni dostali protest mieszkańców.
- Miasto w żaden sposób nie poinformowało nas o chęci zmiany nazwy ulic. Dowiedzieliśmy się o tym przypadkowo już po komisji, stąd też nie mogliśmy zareagować wcześniej. To bardzo nieładne, że miasto nie informuje mieszkańców o tak istotnych sprawach - wyjaśnia Juwenal Gimer.
Paweł Myszkowski złożył wniosek o odesłanie projektu do prezydenta. Prosił o poparcie ponad politycznymi podziałami. Tak, aby na kolejnym posiedzeniu komisji radni mogli omówić sprawę z mieszkańcami. - Nie jestem radnym z tego okręgu, jednak zwyczajnie szkoda mi mieszkańców, z którymi nikt nawet nie porozmawiał - mówił.
Wicedyrektorka departamentu geodezji Iwona Suszko stwierdziła, że kiedy Dojlidy Górne weszły w skład Białegostoku działka, na której wytyczona jest obecnie droga, stanowiła własność prywatną i nie można ją było nazwać bez zgody wszystkich współwłaścicieli. Natomiast wiceprezydent Rafał Rudnicki przekonywał, że zmiany adresowe nie są niczym dziwnym i rekomendował radnym głosowanie za projektem uchwały.
Większości jednak nie przekonał. Zgodnie z rekomendacją wiceprezydenta głosowali tylko Katarzyna Jamróz, Ksenia Juchimowicz, Joanna Misiuk oraz Łukasz Prokorym (wszyscy z KO). Pozostali radni KO albo się wstrzymali, albo głosowali za propozycją Pawła Myszkowskiego.
- Dziękuję. Myślę, że można tej nazwy nie zmieniać. Na przykład na os. Bacieczki kojarzę kilka ulic, które nie przebiegają wzdłuż jednej prostej, ale obejmują domy stojące gdzieś za zakrętem - stwierdził na koniec dyskusji Paweł Myszkowski.
Czytaj też: Dojlidy Górne: Ulica Brzoskwiniowa tonie w błocie (zdjęcia)
Juwenal Gimer wspomina, że w 2006 roku, jeszcze za rządów Ryszarda Tura, radni mieli nazwać ulicę równoległą do Brzoskwiniowej ulicą Jarzynową (teraz miałaby nosić nazwę Arbuzowa).
- Projekt został jednak zdjęty z obrad sesji. Wiadomo jakie to były lata - końcówka kadencji Tura, jeszcze większe niż obecnie kłótnie na sesjach itd. Stąd też gdy budowały się tu nowe domy nadawano im adresy Brzoskwiniowa 46 a, b, c - aż do w. Teraz deweloper postawił tu cztery szeregówki i widocznie departament geodezji stwierdził, że zaraz skończą się litery w alfabecie więc trzeba coś robić. Tyle że urzędnicy powinni pomyśleć o mieszkańcach, którzy jak ja mieszkają tu od lat i na zmianie adresu stracą pieniądze - mówi.
Polski przemysł motoryzacyjny, szanse i zagrożenia - debata
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?