Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz w teleturnieju

Teresa Krąż, <a href="mailto:[email protected]" target="_blank" class=menu>[email protected]</a>
Ksiądz Tomasz przed wejściem do swojego mieszkania na tyłach kaplicy.
Ksiądz Tomasz przed wejściem do swojego mieszkania na tyłach kaplicy. T. Krąż
Ksiądz Tomasz Janicki
Ksiądz Tomasz Janicki T. Krąż

Ksiądz Tomasz Janicki
(fot. T. Krąż)

Więcej niż imponująca wygrana w turnieju Polsatu "Grasz czy nie grasz" może rozbudzić wyobraźnię. Szczególnie, jeśli połączyć ją z faktem, że w zabawie wziął udział ksiądz. Jeśli dodać do tego, że zagrał, żeby zdobyć pieniądze na budowę kościoła, sensacja gotowa.

Drewniana kaplica i zręby nowego kościoła
Drewniana kaplica i zręby nowego kościoła T. Krąż

Drewniana kaplica i zręby nowego kościoła
(fot. T. Krąż)

By zrozumieć, dlaczego ksiądz Tomasz to zrobił, trzeba cofnąć się do dnia, kiedy, wówczas jeszcze Tomek, oznajmił rodzicom, że chce zostać księdzem.

- Gdy powiedziałem rodzicom, że chcę iść do seminarium, ucieszyli się. Zawsze byliśmy bardzo religijną rodziną - wspomina. - Z tamtej rozmowy najważniejszy dla mnie jest rodzaj błogosławieństwa, jakiego udzielił mi ojciec. Powiedział wtedy: "Zostań księdzem, jeśli chcesz. Ale tylko dobrym. W przeciwnym wypadku nie idź do seminarium". No więc wybrałem drogę służenia ludziom…

TO BYŁ ZNAK

Ksiądz Tomasz wierzy w znaki Boskie, rodzaje drogowskazów, kierujących życiem ludzkim. Uważa, że on otrzymuje je nader często. Tak było z teleturniejem. Oglądał któryś z odcinków "Grasz czy nie grasz". Dumał o przyszłości budowy swojego kościoła, która w niewielkiej parafii nie jest prostą sprawą.

To wtedy, gdy na koniec programu przeczytał zaproszenie: "Jeśli chcesz wziąć udział w turnieju, wyślij SMS-a…", pomyślał: "A co mi szkodzi?" Wysłał. Ku jego zdumieniu, Polsat odszukał go dwa miesiące później. Przedstawiając siebie nie przyznał się, iż jest księdzem. Kawaler z wyboru, pasjonat żeglowania - tyle powiedział o sobie.

Nieco później stacja przesłała mu zaproszenie do udziału w eliminacjach. Tutaj pojawił się pierwszy problem - ksiądz Tomasz potrzebował własnej drużyny do udzielania wsparcia w czasie rozgrywki. Zaprosił czterech księży przyjaciół, których zabrał do Warszawy niby na kolację u znajomych.

- Gdybyśmy wiedzieli, gdzie ksiądz Tomasz nas wlecze, za nic nie pojechalibyśmy - wspomina ksiądz Jacek Jurczak z koneckiej parafii pod wezwaniem Świętego Mikołaja. Ze wspomnień księdza Jacka wynika, iż po drodze do stolicy księdza Tomasza "dopadły" wyrzuty sumienia. - Przez całą jazdę naprowadzał nas na temat teleturnieju - śmieje się teraz. - Byliśmy bardzo zdenerwowani, ale kiedy zaczął nam wyjaśniać, dlaczego to robi, nie mogliśmy zostawić go samego.

Ksiądz Jacek wspomina jeszcze, że cała drużyna była tak zdenerwowana, iż w pierwszych minutach księża nie byli w stanie wydukać składnego zdania.

POSZLI JAK BURZA

W pierwszym podejściu, podczas eliminacji, drużyna księży pokonała ponad trzysta zespołów z całej Polski, chętnych zagrać o nawet milion złotych! Na placu boju pozostał ksiądz Tomasz z zespołem. Ostatecznie do walki o zawartość walizek został tylko on.

- Pewnie, że dałem się wciągnąć grze! - mówi teraz. - Sam teleturniej to czysty rachunek prawdopodobieństwa i kalkulowanie, co mi się bardziej opłaca - dodaje.

W końcowej fazie rozgrywki miał do wyboru albo przyjąć 220 tysięcy złotych, albo ryzykować i walczyć o pół miliona złotych. Tyle że przegrana znaczyła, iż przywiezie do Końskich tylko 50 tysięcy złotych. Mimo myśli, by grać dalej, powiedział sobie "dość". Przerwał grę. I miał rację! Gdyby typował walizkę, którą wówczas podpowiadał mu instynkt, wygrałby 50 tysięcy złotych.

- Prowadzący teleturniej Zygmunt Chajzer zapytał mnie, czy nie żałuję, że kończę grę. Bez wahania powiedziałem mu, że oczywiście żałuję, ale nie mogę ryzykować. Gdyby w walizkach pozostały dwie podobne kwoty, na przykład 500 i 200 tysięcy złotych, grałbym dalej. Ale nie w tym układzie, gdzie został mi wybór pomiędzy walizką z pół milionem i 50 tysiącami złotych a proponowaną przez bankiera kwotą wykupu 220 tysięcy złotych - wyjaśnia.

- Nie wiem, która część kościoła powstanie za te pieniądze. Nie wiem, ile kupię cegieł, czy może położę dach. To pieniądze, które w całości powędrują na konto budowy kościoła. To wszystko - dodaje jeszcze.

Teleturniejowa wygrana na pewno przyspieszy budowę świątyni w osiedlu Słoneczne w Końskich. W tej chwili roczny budżet przedsięwzięcia to około 50 tysięcy złotych ze składek parafian. Ci "opodatkowali się" po 20 złotych miesięcznie od rodziny. Ksiądz Tomasz wygrał dla ludzi blisko pięcioletnie przyspieszenie budowy kościoła!

JEGO 12 LAT

- Ojciec powiedział mi: "Bądź księdzem dobrym albo wcale". Tak widzę siebie w drodze, którą wybrałem - mówi kapłan. - Ten kościół, który teraz buduję… Pierwsza parafia, do której trafiłem prosto z seminarium, była pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Tak jak teraz ta moja. Tamte dwa lata, spędzone w Starachowicach, także traktuję jako znak Boży - mówi.

Ksiądz Tomasz. Proboszcz. Gdy dwanaście lat temu, w wieku 33 lat, zostawał proboszczem najmłodszej koneckiej parafii, miał za sobą siedmioletnie doświadczenie posługi kapłańskiej. - No tak, przez dwa lata byłem najmłodszym proboszczem w diecezji radomskiej - śmieje się.

Obejmując probostwo, dostał instytucję, działającą na papierze. Jego wierni dalej modlili się w najstarszym w mieście kościele pod wezwaniem Świętego Mikołaja. Tam, gdzie on był wikariuszem. U Matki Bożej Nieustającej Pomocy działała tylko administracja, czyli księgi kościelne. Ksiądz Tomasz został proboszczem swojej parafii 2 maja 1994 roku. 22 maja 1994 roku na pustym placu postawił krzyż.

Przez całe lato nabożeństwa odbywały się pod gołym niebem. A obok trwała budowa drewnianej kaplicy. W tym czasie nie spadła ani jedna kropla deszczu. 4 września 1994 roku odbyło się jej poświęcenie. Przez kilka kolejnych tygodni padało w każdą niedzielę!

Następne lata minęły mu na staraniach o zdobycie placu. 8 września 2003 roku, w święto Matki Boskiej Siewnej, parafianie wbili w ziemię pierwszą łopatę. Data nie została wybrana przypadkiem - Matki Bożej Siewnej - ziarno zostało wrzucone w ziemię - tłumaczy kapłan.

JAK OCENIAĆ?

Wracamy do teleturnieju. SMS to był odruch. Kiedy przyszła wygrana, pojawiły się pytania. - My, księża, jesteśmy ostatnio poddawani nieustającej krytyce - mówi ksiądz Tomasz. - Zastanawiałem się, jak moja decyzja zostanie przyjęta przez ludzi. Czy przypadkiem nie będą doszukiwać się jakichś ukrytych intencji. Z sygnałów, które do mnie docierają, wiem, że parafianie cieszą się razem ze mną. I to sprawia mi ogromną radość. Decydując się na występ w telewizji, chciałem także pokazać, że my, księża, jesteśmy zwykłymi ludźmi. Może wybraliśmy inną drogę życia, trudniejszą drogę samotności z wyboru, ale nasza decyzja, w moim rozumieniu, oznacza wybranie ludzi. Wszystkich. I życia dla nich - wyjaśnia ksiądz Tomasz.

- Staram się być wiernym błogosławieństwu ojca, temu "Bądź dobrym księdzem". Sam niewiele potrzebuję. Moją pasją jest żeglowanie, ale to kilkudniowa nagroda, kiedy mogę pozwolić sobie na urlop… O wygranej wiedziało kilka osób, w tym moja starsza siostra, ale do końca nie wiedziała, o jaką kwotę chodzi. Uprzedziłem ją tylko, żeby oglądała Polsat. Mój starszy brat natknął się na teleturniej przypadkiem. Jeszcze w trakcie trwania emisji dostałem od niego SMS-a: "Ty, szalony" - śmieje się teraz.

PRZESZŁOŚĆ I TEREŹNIEJSZOŚĆ

Ksiądz Tomasz dokładnie pamięta, kiedy podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium - w Wielki Czwartek 1980 roku. Był wtedy uczniem czwartej klasy Technikum Energetycznego w Radomiu.

Dziś wie, że pomiędzy wyobrażeniami nastolatka, czym jest kapłaństwo, a rzeczywistością, jest przepaść. - Powtarzam sobie, że wybrałem drogę służenia ludziom i ta myśl prowadzi mnie przez życie… A teleturniej? Widownia to statyści wynajęci przez telewizję. Trochę się bałem ich reakcji, gdy w końcu wyda się, że jestem księdzem. Kiedy już wszystko stało się jasne, zobaczyłem w ich oczach niekłamaną sympatię! To też dodało mi wiary, że postępuję słusznie, walcząc o pieniądze na mój kościół. Nie mój! To świątynia dla moich parafian. Tak jak ja jestem dla nich…

Ksiądz Tomasz Janicki

Ma 55 lat, jest proboszczem w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Końskich. Jego hobby to żeglarstwo, zasłynął jednak udziałem w teleturnieju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie