Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rada miejska Białegostoku: Kadencja minęła, czas na podsumowanie.

Aneta Boruch
Oczyszczalnia w Hryniewiczach zakończyła samorządową karierę Marka Kozłowskiego ( z lewej), elokwencja, poczucie humoru i celny dowcip – Wiesław Kobyliński brylował na każdej sesji ( w środku), Krzysztof Bil-Jaruzelski. Jeden z najpopularniejszych radnych, ale w tej kadencji przydarzyła mu się niemiła historia z planami zagospodarowania w tle. (z prawej)
Oczyszczalnia w Hryniewiczach zakończyła samorządową karierę Marka Kozłowskiego ( z lewej), elokwencja, poczucie humoru i celny dowcip – Wiesław Kobyliński brylował na każdej sesji ( w środku), Krzysztof Bil-Jaruzelski. Jeden z najpopularniejszych radnych, ale w tej kadencji przydarzyła mu się niemiła historia z planami zagospodarowania w tle. (z prawej)
Nasi miejscy radni. To oni tak naprawdę rządzili miastem i nami. Podejmowali decyzje poważne, ale bywało też zabawnie. Wkrótce się z nimi pożegnamy. Nawet jednak w tej spokojnej kadencji było kilka zaskakujących momentów - drobne afery, niezrozumiałe spory i śmieszne wpadki.

To ta 28-osobowa ekipa decydowała o miejskich podatkach, opłatach za wodę, komunalnych czynszach, cenach biletów, uchwalała budżet miasta. I generalnie autoryzowała poczynania prezydenta.

Radni podzieleni byli na trzy kluby. Najsilniejszy i najliczniejszy miała PO. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak powiedzieć, że dzięki wsparciu reprezentantów mniejszości prawosławnej. Całkiem liczna była także reprezentacja PiS - opozycyjna w stosunku do PO i prezydenta. Języczkiem u wagi przy głosowaniach bywał natomiast mikroskopijny, choć mocno słyszalny i widzialny klub SLD.
Kłócili się, dogryzali sobie na różne sposoby, prowadzili rozgrywki, grali na nerwach mieszkańcom, czasem jednak podejmowali salomonowe decyzje tak, by wilk był syty i owca cała.

Obserwując obrady można było i pośmiać się, i dowiedzieć czegoś nowego, usłyszeć różne sentencje i powiedzonka, a czasem otworzyć szeroko oczy ze zdziwienia. W sumie jednak prezydent nie może na nich narzekać. Miał z tymi radnymi zdecydowanie łatwiejsze życie niż jego poprzednik z wcześniejszymi ekipami.

Zanim wystawimy im rachunek przy wyborczych urnach, przypomnijmy sobie jeszcze raz, czym radni popisali się w tej kadencji.
Najmłodszy wiekiem - Krzysztof Stawnicki z PIS. Został radnym jako zaledwie 23-latek, wchodząc na miejsce Mariusza Kamińskiego, który został posłem. Choć nie brakowało mu równie młodych kolegów, by wspomnieć tylko Macieja Biernackiego, Tomasza Madrasa czy Filipa Tagila.

Pomimo jednak tak młodej metryki, Krzysztof Stawnicki należał do radnych widzialnych i słyszalnych. Nawet starsi koledzy mogliby uczyć się od niego zaangażowania i aktywności - należał do zgłaszających najwięcej interpelacji.

Najmłodszy stażem - debiutantów wśród odchodzących radnych było całkiem sporo. Chyba tylko w klubie lewicy zasiadały same stare wygi. Poza tym i w PO, i w PiS nie brakowało takich, którzy na stołku radnego usiedli po raz pierwszy. Maciej Biernacki, Jacek Chańko, Zbigniew Nikitorowicz, Mariusz Gromko, a nawet obecny przewodniczący rady miejskiej, Włodzimierz Kusak.

Najstarszy wiekiem - seniorem w ławach radnych odchodzącej kadencji jest Kazimierz Dudziński z PiS.

Najstarszy stażem - Marek Jan Kozłowski - pełnił funkcję radnego przez pięć kadencji.

Najdowcipniejszy - klasą dla samego siebie jest Wiesław Kobyliński z SLD. Nie sposób zliczyć wszystkich żartobliwych sentencji, bon motów i powiedzeń, które serwował podczas każdej sesji. Wszystko z ogromnym poczuciem humoru, autoironii oraz dystansu do świata i siebie.

Najpopularniejszy, bo najczęściej powtarzany pod adresem prezydenta zwrot, charakteryzujący jego poczynania to: co arteria to galeria. A np. z ostatniej sesji: "Tak wymaga savoir-vivre radziecki. Radziecki od słowa rada".

Najsmutniejszy koniec kariery - Marek Jan Kozłowski. Jego długa, piękna droga w samorządzie, i w ogóle polityce właśnie dobiegła końca. Radny wszystkich pięciu kadencji i dwukrotny wiceprezydent Białegostoku musi już na dobre pożegnać się z eksponowanymi stanowiskami publicznymi.

Powodem jest wyrok sądowy, który usłyszał w białostockim sądzie apelacyjnym w kwietniu tego roku. Ten podtrzymał wobec niego wcześniejszy wyrok sądu okręgowego: rok więzienia w zawieszeniu i zapłacenie gminie 50 tys. zł. Sprawa dotyczy zbudowanej przez miasto sześć lat temu, i do dziś nie działającej oczyszczalni na wysypisku śmieci w podbiałostockich Hryniewiczach. Marek Kozłowski był wiceprezydentem miasta, gdy inwestycja była rozliczana i oddawana do użytku.

Co prawda, rada miejska powinna już dawno pozbawić go mandatu, ale nie zrobiła tego i już nie zrobi do końca kadencji. Na ostatniej sesji radni zdjęli po prostu ten punkt z porządku obrad. Sam zainteresowany jeszcze nie składa broni i walczy o oczyszczenie swojego dobrego imienia.

Najbardziej zaskakująca sytuacja - demonstracja dużej grupy lokatorów komunalnych. Przyszli na sesję wyrazić swój protest przeciwko drastycznym podwyżkom czynszów. Zablokowali obrady, co zmusiło radnych do udzielenia głosu na mównicy ich przedstawicielowi, a prezydenta, by zasiadł z nimi do stołu rozmów.

Najbardziej niezrozumiałe zachowanie radnych - obstrukcja i ośli upór przy nadawaniu nazwy najnowszemu fragmentowi Trasy Kopernikowskiej.

Na ubiegłorocznej wrześniowej sesji rady miejskiej rozegrała się batalia o nazwanie ulicy łączącej Mickiewicza ze Zwierzyniecką. Prócz św. Pio i Franciszka Malinowskiego pod uwagę był brany również ksiądz Jan Twardowski. Radni głosowali nad trzema uchwałami, dotyczącymi każdego z patronów z osobna.

Jako pierwsza przegłosowana została uchwała dotycząca św. Pio. Wtedy przewodniczący rady miejskiej uprzedził radnych SLD, forsujących Malinowskiego, że powinni dopisać do swojej uchwały stwierdzenie, że uchylają nadaną wcześniej nazwę św. Pio. Ale lewicowi radni odmówili. Okoniem stanął zwłaszcza Wiesław Kobyliński. Co jest o tyle niezwykłe, że jako prawnik (co często sam podkreśla) powinien doskonale orientować się w niuansach prawa. Po czym o dziwo, także Franciszek Malinowski przeszedł. Ksiądz Jan Twardowski odpadł.

Z powodu tego zamieszania sprawę musiał rozstrzygać wojewoda.

Najbardziej nielogiczne decyzje - konia z rzędem temu, kto pojmie jakimi pokrętnymi ścieżkami chodziła logika radnych przy tworzeniu studium wokalno-aktorskiego w Białymstoku. Historia powołania tej szkoły ciągnęła się rok. Bo dokładnie w lutym 2009 roku radni podjęli uchwałę intencyjną o jej powstaniu.

Ale potem dwukrotnie się na to nie zgodzili. Najpierw w czerwcu zdjęli tę sprawę z porządku obrad, a w grudniu nie wyrazili zgody na utworzenie szkoły. W lutym zmienili jednak zdanie. W zadziwiających okolicznościach. Wcześniej twierdzili, że miasta nie będzie stać na samodzielne utrzymanie nowej placówki. A zgodzili się w dniu, w którym dowiedzieli się, że pieniędzy na edukację w mieście będzie mniej niż planowano. Poinformował ich o tym z samego rana w dniu obrad odpowiedzialny za edukację wiceprezydent Tadeusz Arłukowicz, prosząc o zdjęcie tej sprawy z porządku obrad. Radni się sprzeciwili. Zagrali natomiast wiceprezydentowi na nosie i zgodzili się na szkołę.

Zadziwiające były też okoliczności, w jakich radni dawali Centrum Zamenhofa rozwód z Białostockim Ośrodkiem Kultury. W maju nie spodobał się im pomysł rozdzielenia instytucji. Pomimo że miejska komisja kultury pozytywnie zaakceptowała wniosek, na sesji radni odesłali ten projekt do wnioskodawcy, czyli prezydenta.

Władze miasta już po miesiącu zdecydowały się podjąć kolejną próbę. Na czerwcowej sesji zrobiło się już gorąco. Najbardziej zaskakującą woltę wykonała szefowa miejskiej komisji kultury Alicja Biały, która podczas posiedzenia komisji głosowała przeciwko rozdzieleniu instytucji, a na sesji - za. Podobnie jak większość kolegów. Dzięki temu rozwód obu placówek stał się faktem.

Największa afera - posądzenie o łapówkarstwo przy okazji sporządzania planów zagospodarowania przestrzennego okolic ulicy Bohaterów Monte Cassino. To tu, w pobliżu dworca PKS, planowana jest od dawna Galeria Copernicus. Bohaterów tej historii było dwóch. Zarzut korupcyjny usłyszał Krzysztof Bil-Jaruzelski, bardzo popularny radny wielu kadencji. Organa ścigania zawiadomił Zbigniew Nikitorowicz, szef klubu PO, do którego należał Bil-Jaruzelski.

Bil-Jaruzelski wyszedł jednak z tego zamieszania całkowicie oczyszczony z podejrzeń. Prokuratura umorzyła postępowanie. Rozstał się jednak z PO. W nadchodzących wyborach startuje z listy SLD.

Najbardziej aktywny - nikomu chyba nie uda się pobić Krzysztofa Stawnickiego w ilości składanych interpelacji. Pracowici są też m.in. Sławomir Nazaruk, Rafał Rudnicki, Stefan Nikiciuk.

Najmniej aktywna - Danuta Krawiel ma na koncie jedną interpelację, którą złożyła we wrześniu 2008 r. Marek Kozłowski złożył jedną pisemnie, Kazimierz Romanowski - dwie

Najdziwniejszy zrealizowany pomysł - muzeum bimbrownictwa. Miał to być primaaprilisowy żart, a wyszła poważna placówka, krzewiąca jeśli nie kulturę, to wiedzę o podlaskich tradycjach producenckich z pewnością.

Pomysł rzucił dwa lata temu Krzysztof Bil-Jaruzelski, składając interpelację w tej sprawie. W planach była "ścieżka edukacyjna", pokazująca poszczególne etapy produkcji i festiwale pieśni bimbrowej. Co niektórzy rozmarzyli się nawet, by na miejscu urządzić też degustację. Stanęło na prezentowaniu aparatury do produkcji "księżycówki", zarekwirowanej podczas policyjnych akcji. Ale i tak rozpisują się o nas różne media, począwszy od branżowych spożywczych po turystyczne. Gdyby podliczyć ilość tych publikacji i przełożyć to na powierzchnię reklamową, okazałoby się, że poczucie humoru radnego zapewniło nam świetną i tanią promocję w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny