Pięć tysięcy hektarów - taki obszar Puszczy Białowieskiej trafił w 1979 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 13 lat później powiększył się o tereny puszczy po stronie Białorusi. W ubiegłym tygodniu Komitet Światowego Dziedzictwa podjął kolejną decyzję i tak powstał Transgraniczny Obiekt Światowego Dziedzictwa pod nazwą "Białowieza Forest", o powierzchni 141 885 ha po obu stronach polsko-białoruskiej granicy państwowej. Łącznie ze strefą buforową jest to 308 593 ha!
- Wpisane Puszczy Białowieskiej na tę listę to ogromna nobilitacja - nie ukrywa radości dr Mirosław Stepaniuk, dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego. - Bo to wskazuje, że mamy na naszym terenie jeden z najcenniejszych obiektów na świecie. I może mieć przełożenie na rozwój gospodarczy, bo dzięki obecności na tej liście, zwróci się na nas wzrok turystów.
Dyrektor przypomina, że gdy na listę trafił jeden z obiektów w Chinach, to liczba odwiedzających go turystów wzrosła z miliona do czterech. - Ale nie oczekujemy, a nawet nie chcemy aż tylu gości - śmieje się Mirosław Stepaniuk, który ocenia, że nasza puszcza, która obecnie ściąga co roku około 140 tysięcy gości, może przyjąć bez bólu pół miliona ludzi. - Tylko trzeba ten ruch skanalizować, zdekoncentrować, żeby nie skupiał się w nieskończoność w Białowieży. Musi się rozwijać infrastruktura na obrzeżach i muszą powstawać kolejne produkty turystyczne.
- Obecność danego obiektu na Liście Światowego Dziedzictwa, to dla turysty najwyższa gwarancja, że jest ono godne zainteresowania. Wybierając się w takie miejsce nie jedzie więc na ślepo - wierzy w magnetyczną moc UNESCO dyrektor parku. - Mamy na świecie takich miejsc zaledwie troszkę ponad tysiąc. Przyrodniczych zaledwie kilkadziesiąt, a w Polsce Puszcza Białowieska jest jedynym obiektem przyrodniczym uznanym za światowe dziedzictwo! To nam wręcz gwarantuje duże zainteresowanie.
- Faktem jest, że ludzie na świecie mogą nie wiedzieć, co to jest Puszcza Białowieska, ale wiedzą , co to jest UNESCO. I za tym hasłem mogą do nas dotrzeć - ocenia również Paweł Świątkiewicz, białostocki ortopeda, który od lat buszuje po podlaskich puszczach z aparatem fotograficznym.
Ale - jak sam mówi - nie robi tego dla zdjęć, tylko dlatego, że lubi oglądać przyrodę. Jedzie tam, gdzie jest najmniej cywilizacji. Gdzie w pejzażu nie ma ani drutów wysokiego napięcia, ani wiatraków. Żeby znajomym nie opowiadać, co widział, robi zdjęcia i opowiada zdjęciami. Nie skrada się po nocach. Idzie tam, gdzie jest równowaga między przyrodą a ludźmi. I dlatego... nie przepada za Puszczą Białowieską.
- Tam trzeba zawsze stawać po jakiejś stronie, czy to ortodoksyjnych ekologów, czy agresywnych leśników. A ja nie opowiadam się ani za tym, ani za tym. Wychodzę z założenia, że jednak puszczy nie można zawsze pozostawiać samej sobie, bo z zagrożeniami naturalnymi to ona sama może sobie poradzi, ale z cywilizacyjnymi, które nieustannie generujemy, to już niekoniecznie. A jak trafiam do Puszczy Białowieskiej, to muszę stać w rozkroku między skrajnymi poglądami. Na dłuższą metę to bolesna pozycja.
Profesor Piotr Banaszuk, kierownik Katedry Ochrony i Kształtowania Środowiska Politechniki Białostockiej, zwraca uwagę, że o ile samo wejście obiektu - w tym wypadku Puszczy Białowieskiej - na Listę Światowego Dziedzictwa nie wiążę się ze zwiększeniem jej ochrony, to jednak sam fakt, że w roku 1976 podpisaliśmy jako kraj Konwencję Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego, jest zobowiązujący.
- Mając ją za plecami stosujemy się do jej zapisów przewidujących niepogarszanie stanu tych obiektów, do nieustannej troski itd. I objęcie Listą całej puszczy może, chociaż oczywiście nie musi, poskutkować tym, że zwolennicy zwiększania obostrzeń na tym terenie będą mieli nowy punkt startu - przewiduje profesor. - Bo teraz nie jest to już las gospodarczy Puszcza Białowieska, to dziedzictwo światowe.
Mogą się pojawić żądania kolejnych wyłączeń z użytkowania czy rozszerzania ostoi dzikiej zwierzyny.
Jednak dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego jest pełen optymizmu. Zwraca uwagę, że obecność puszczy na liście UNESCO jest przede wszystkim atutem w zabiegach o rozwój regionu. Już zaledwie tydzień po decyzji Komitetu Światowego Dziedzictwa na spotkaniu w pow. hajnowskim poświęconym jego strategii rozwoju można było rozmawiać z przedstawicielami ministerstwa infrastruktury i rozwoju czy urzędu marszałkowskiego o pieniądzach w kontekście ochrony Obiektu Światowego Dziedzictwa.
- Oczywiście, że jest to karta przetargowa w ubieganiu się o fundusze na rozwój tej części województwa, bo takich miejsc w Polsce więcej nie ma - potwierdza Daniel Górski, dyrektor Departamentu Rozwoju Regionalnego w podlaskim urzędzie marszałkowskim.
- I to nie tylko nasze dziedzictwo, ale całego globu. Wpisanie na listę otwiera więc wiele dodatkowych możliwości, ale nie oznacza rozwoju z automatu. Trzeba podjąć wiele działań, i na szczeblu regionu, i samego powiatu hajnowskiego. Żeby za tą nobilitacją poszły efekty gospodarcze i dochodowe.
- Żeby ludzie na tym terenie nie odczuwali ograniczeń związanych z ochrona przyrody jako dopustu, musi być następować równoważenie strat i zysków - komentuje Paweł Świątkiewicz, który nie tylko florę i faunę po puszczach obserwuje. - Rolnikowi dają do wiwatu zwierzęta leśne, zjadające mu plony. Rekompensował sobie trochę straty jako robotnik leśny. Gdy aktywność zwierzyny się zwiększy, a praca w lesie zmniejszy, to coś musi to zrównoważyć. Jak się ludziom zabiera, to trzeba dać. Zabieranie to jednak szybka decyzja. A dawanie trwa 20 lat. I to może być 20 lat niezadowolenia.
Ale nie musi. Dyrektor Górski przypomina, że w nowym Regionalnym Programie Operacyjnym będzie bardzo dużo pieniędzy dla osób chcących otwierać swoje biznesy, a w dodatku są tam fundusze dedykowane na wsparcie tworzenia nowych miejsc pracy na obszarach cennych przyrodniczo.
Profesor Piotr Banaszuk zastrzega, żeby jednak nie mitologizować roli turystyki w rozwoju gmin położonych w rejonie puszczy: - Nie każdy nadaje się do prowadzenia takiej działalności, ani nie wszyscy będą mieli na to pieniądze czy potrafili je zdobyć - mówi. - Ludzie nadal powinni tam móc pracować przy gospodarce drzewnej, bo to jest ich specjalizacja, i tego rejonu. Natomiast samorządy faktycznie zyskują argument np. przy ubieganiu się o fundusze na unowocześnienie rozwiązań ciepłowniczych, wodociągowych, kanalizacyjnych, czyli poprawiających jakość powietrza, wody czy gleby wokół "światowego dziedzictwa". Czyli może ono być argumentem dla uzyskania dodatkowych, przyjaznych też ludziom profitów.
- Mieszkańcy powiatu hajnowskiego powoli przekonują się do tego, że tak wspaniała przyroda może być atutem rozwoju - ocenia dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego. - Podobnie samorządy dorastają do opinii, że choć może łatwiej wygrywać wybory na negacji i proteście, na straszeniu, to lepiej budować przyszłość na atutach i plusach, i wygrywać. Czyli wszystko chyba idzie w dobrym kierunku.
Dobrze by było. Bo jak słusznie mówi Paweł Świątkiewicz, stanie w rozkroku jest na dłuższą metę męczące.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?