Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pustelnia ojca Gabriela

Janka Werpachowska
To dopiero początki pustelni w Odrynkach. Wszystko pachnie nowością, metalu nie tknęła jeszcze patyna. Złociste aureole świętych z ikon lśnią pełnią blasku.
To dopiero początki pustelni w Odrynkach. Wszystko pachnie nowością, metalu nie tknęła jeszcze patyna. Złociste aureole świętych z ikon lśnią pełnią blasku. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Dzisiaj jest pierwszy dzień prawdziwej odwilży w przyrodzie i w życiu naszej Cerkwi, to też piękny dzień - cieszy się archimandryta Gabriel. Już pustelnik ze wsi Odrynki.

Kiedy jesienią ubiegłego roku chciałam o losach pustelni na nadnarwiańskich bagnach porozmawiać z ojcem Gabrielem, nie udało mi się go do tego nakłonić.

- Jeszcze nie czas - powtarzał z łagodnym uśmiechem na twarzy. - Jak będzie błogosławieństwo, wtedy o pustelni napiszecie.

Rozumiałam te opory. Wszystko działo się tuż po jego słynnej odmowie przyjęcia funkcji biskupa pomocniczego w diecezji przemysko-nowosądeckiej. Archimandryta Gabriel chciał pozostać w klasztorze w Supraślu, którego był namiestnikiem.
Bardziej od wysokich stanowisk cenił sobie autorytet i sympatię, jakimi cieszył się wśród zakonników i okolicznych mieszkańców. Jego sława zielarza wybiegała daleko poza supraski monaster i przyciągała do ojca Gabriela chorych, którym nigdy nie odmawiał pomocy.

Dlaczego Odrynki

Sobór biskupów polskiej Cerkwi uszanował tę decyzję i pozwolił mu pozostać w Supraślu - ale już nie w roli namiestnika monasteru.

Dlatego kiedy jesienią rozeszła się wieść, że ojciec Gabriel buduje pustelnię na bagnach koło puszczańskiej wsi Odrynki, dały się słyszeć głosy o "rozbijackiej robocie", sekciarstwie wręcz.

Przedwczoraj wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Ojciec Gabriel i jego pustelnia nie są zagrożeniem dla jedności polskiej Cerkwi. A supraskiemu monasterowi przybył jeszcze jeden powód do dumy - jako jedyny w Polsce klasztor prawosławny ma własną pustelnię.

Miejsce bezludne - jak na pustelnię przystało. Piaszczyste wzniesienie na zakolu rzeki Narew - z trzech stron opływa je woda, a z czwartej dostępu bronią bagna. Niegdyś nie do przebycia przez cały rok; najwyżej zimą, kiedy zamarzły, dało się na tę bagienną "wydmę" dojść lub dojechać saniami.

Dzisiaj klimat się zmienił, bagno nie jest już takie straszne. A na dodatek ludność okoliczna usypała groblę. Dobrym terenowym samochodem da się więc dojechać do pustelni ojca Gabriela.

Ale kiedy jest suche lato czy złota, pogodna jesień, można się tu dostać bez problemów. Najlepiej pieszo. Szkoda samochodowym silnikiem zakłócać ciszę, w której jest miejsce tylko dla ptaków.

Na tej dziwnej ni to wyspie, ni to rzecznej wydmie pustelnia istniała już ponoć w IV wieku. W XVII wieku Jeremi Korybut Wiśniowiecki miał tu doznać cudownego objawienia - ukazał mu się św. Antoni Pieczerski.

- W pobliskiej Narwi jest cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, ale odpusty odbywają się na świętego Antoniego - zwraca uwagę profesor Antoni Mironowicz, znawca prawosławia. - Nie bez powodu kult Świętego Antoniego jest w tych stronach tak silny.

A poza tym Odrynki leżą w otoczeniu miejsc cudownych. No bo po pierwsze - bagienno-rzeczna wyspa z powstającą pustelnią, nawiązującą do wielowiekowej tradycji, według której istniał tu niegdyś monastyr kontemplacyjny. Po drugie - leśne uroczysko Krynoczka, zwane tak dla bijącego tam źródła z cudowną wodą. Lepsze miejsce na pustelnię trudno znaleźć.

Marzyłem o tym od dawna

Ojciec Gabriel powoli realizuje swój zamiar. Już w centralnym punkcie wyspy stoi kaplica św. Antoniego Pieczerskiego, z ikoną ufundowaną przez profesora Antoniego Mironowicza.

Jest studnia nad odkrytym tu źródłem krystalicznie czystej wody.

Już widać zaczątki świątyni.

I jest dom ojca Gabriela.

Dom to dużo powiedziane. Były namiestnik supraskiego monastyru mieszka w starym wagonie kolejowym, pięknie przez lokalnych cieśli oszalowanym drewnianymi balami wewnątrz i na zewnątrz. Pachnie w tym wagonowym domku żywicą. I świecami z pszczelego wosku, płonącymi na ołtarzyku, urządzonym w głębi pokoju. I ziołami, których całe wiązki suszą się pod sufitem. Wszak pustelnik z Odrynek to słynny zielarz.

- Do niego tu jadą ludzie z całej Polski, z Warszawy - opowiadała mi Ludmiła, mieszkanka Ordynek, kiedy byłam tu jesienią. - My we wsi tacy szczęśliwi jesteśmy, że mamy naszego Gabriela. Ruch się tu u nas zrobi. I my będziemy mieli gdzie się pomodlić.

Jesienią przyjemnie się siedziało na ławie przed wagonowym domkiem ojca Gabriela, popijając domowy kwas chlebowy, przegryzając domowej roboty sucharkami. Jeszcze nie trzeba było rozpalać żeliwnej kozy - jedynego źródła ogrzewania w tym domu.

W łagodnych, bladoniebieskich oczach ojca Gabriela widziałam wtedy wielką determinację, aby swój zamiar doprowadzić do szczęśliwego finału. Bolały go i lękiem napawały złe głosy o rozbijactwie i sekciarstwie. Takie oskarżenia mogły trafić na podatny grunt, bo tutejsze prawosławie wciąż doskonale pamięta zamieszanie, którego sprawcą był w dwudziestoleciu międzywojennym prorok Ilia z Grzybowszczyzny.

- Jeżeli jest błogosławieństwo metropolity Sawy, to trzeba się tylko cieszyć, bo to znaczy, że idea życia monastycznego jest w polskiej Cerkwi coraz silniejsza - skomentował powołanie pustelni w Odrynkach Anatol Szymaniuk, rzecznik białostockiej kurii prawosławnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny