Publiczna twarz prokuratora. Jest wyrok

Uchylił decyzję Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, która odmówiła udostępnienia Jarosławowi Kozakowi zdjęć z legitymacji służbowej czterech śledczych z Zambrowa. Umorzyli oni śledztwo ws. błędu lekarzy, ukrywania i fałszowania dokumentacji medycznej. Jak relacjonuje pokrzywdzony 47-latek, wcześniej odrzucali jego wnioski o pytania uzupełniające do biegłych. Mężczyzna ma zrujnowane nerki, liczne torbiele. Swoją historię i długoletnią walkę ze służbą zdrowia, a później z organami ścigania - w sumie kilkanaście dochodzeń - postanowił opisać w książce.

- To nie vendetta, a raczej krzyk rozpaczy. I tak zostało mi już tylko kilka lat życia. A w listopadzie, nawet jeśli jakimś cudem zostanie wznowione śledztwo, i tak przedawni się karalność czynów - tłumaczy Jarosław Kozak. - Chcę tylko pokazać, jak działają organy ścigania i zachęcić innych pokrzywdzonych do walki o swoje prawa.

Zbierając materiały do publikacji napotkał na opór. Łomżyńska okręgówka odmówiła mu zdjęć i podania dat urodzenia prokuratorów. Po odwołaniu do prokuratury apelacyjnej odniósł połowiczne zwycięstwo. Bo przełożeni zgodzili się na daty, ale na zdjęcia już nie. Uznali, że nie jest to informacja publiczna.

Sąd uznał inaczej, ale efekt jest ten sam.

- Wizerunek prokuratora znajdujący się w legitymacji służbowej jest informacją związaną z osobą pełniącą funkcję publiczną, a zatem jest informacją publiczną - uznał Wojewódzki Sąd Administracyjny. Ale jest ale. Bo według sądu, zdjęcie ma charakter wyłącznie identyfikacyjny dla konkretnej czynności służbowej, a nie dla wykonywania tego zawodu. - Oznacza to, że udostępnienie wizerunku podlega ograniczeniu ze względu na prywatność prokuratora - czytamy.

Teraz znów prokuratura musi zdecydować, czy udostępnić zdjęcia. Jeśli odmówi, Kozak ponownie pójdzie do sądu.