Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przysięgłam, że wrócę do Kazachstanu

Alicja Zielińska
Halina Olszewska na spotkaniu z cyklu "Świadkowie historii” w białostockim IPN, 7 lutego 2006 r.
Halina Olszewska na spotkaniu z cyklu "Świadkowie historii” w białostockim IPN, 7 lutego 2006 r.
Podszedł do mnie mężczyzna. Ubek. Widzę go jak dziś. Powiedział: Uważajcie, żeby was z powrotem tam nie zawieźli. - Gdzie? Do Kazachstanu? - zdenerwowałam się. I krzyknęłam mu w twarz: Cztery miesiące temu stamtąd wróciłam, jeździłam na grób mamy i dobrze znam drogę. Ale jak pana tam zawiozą, to pan na pewno nie wróci.

Dwadzieścia lat temu, 13 stycznia 1989 roku, w Białymstoku pierwszy raz spotkali się Sybiracy. Zebranie zorganizowała Halina Olszewska.

- Ja wiedziałam, że muszę tych ludzi wyciągnąć z ukrycia - podkreśla. - W imię tego, co sama przeżyłam na zesłaniu, w imię pamięci o mamie, która tam zmarła. Musimy przestać się bać i zacząć wreszcie o tym mówić.

Spisała swoje tragiczne przeżycia. Są jak kadry z filmu. Odczytuje zapiski, wspomina kolejne zdarzenia. Głos się łamie, łzy płyną. To wciąż niezagojona rana. I tak już zostanie.

Kazachstan, marzec 1946 roku, kołchoz Zielony Gaj.
Od kilku dni wiemy, że wracamy do kraju. Jutro, 3 marca, zawiozą nas na stację Suchocim. Tę samą, na którą przywieźli sześć lat temu, 29 kwietnia, i rzucili na goły, zaśnieżony step.

Kilometr od kołchozu jest cmentarz. Tam 26 sierpnia 1940 roku, w cztery miesiące po zsyłce, pochowałyśmy z siostrą naszą mamę. Miała 32 lata. Ja wtedy skończyłam 11 lat, siostra 9. Zostałyśmy same z babcią. Ojca aresztowało NKWD, o jego losach dowiem się później....

Trzeba się pożegnać. Step pokryty błyszczącym śniegiem. Biorę z chaty ogarek świeczki i brnę w kierunku cmentarza. Nogi zapadają w zaspach po kolana, próbuję czołgać się. Nie daję rady, ręce też zapadają. Zmarznięta skorupa śnieżna kłuje niczym szkło.

Zapalam świeczkę i z całej siły rzucam w stronę cmentarza z okrzykiem: Mamo, ja tu jeszcze wrócę!

Białystok, 1988 rok. Bezsenne noce męczyły mnie szereg lat. Motorek w głowie ciągle pracował i nie chciał się wyłączyć. To trwa do dzisiaj. W taką bezsenną noc najlepiej jest rozwiązywać problemy. Za oknem jeszcze zimowy marzec. Szyby brzęczą, uderzane wiatrem ze śniegiem. Jest mi dobrze, ciepło, mam pieniądze - nie czuję biedy ani głodu. Więc co odgania sen? Tak, to ten śnieg. Skojarzenie. Muszę przecież tam wrócić.

Postanowiłam, jadę do Warszawy, do sowieckiej ambasady. W Związku Radzieckim nastał Gorbaczow, jest pierestrojka. Ale takich interesantów jak ta Polka z Białegostoku tu jeszcze nie mieli. Chce jechać do Kazachstanu! Zapalić znicz na grobie matki. Pracownica ambasady aż się cofnęła, kiedy ze mną rozmawiała. Mowy nie było o Sybirakach, o zesłańcach. I o takich wyjazdach. Odeszłam z niczym. Za parę dni pojechałam znowu.

Tym razem otrzymałam papiery wizowe do wypełnienia. Zawiozłam je i wtedy udało mi się dostać do konsula. Był młody, zainteresował się moją historią, chociaż rozmowa odbywała się w odległości trzech biurek. Mam czekać na pisemną odpowiedź.

Po pięciu miesiącach jest: mogę zgłosić się po wizę. Ale okazuje się, że w biurze LOT nie ma biletów do Moskwy na ten termin. Idę do rosyjskich linii lotniczych, tłumaczę kasjerce, jaka mnie nagroda spotkała za sześcioletnie cierpienie. I ona mi sprzedaje bilet, życząc szczęścia.

Siostra z Londynu błaga, abym nie jechała, bo w tej stepowej dżungli na pewno zginę, nie wrócę drugi raz stamtąd, a ona paczek nie wyśle, nie znając adresu. Ale nie było takiej mocy, żeby mnie od tej podróży odwieść. O nie. Byłam tak szczęśliwa, że tam jadę.

Pamiętam, konsul też odradzał. Nikt z Polski tam nie jeździł. Na pewno nie ma tam już znaku mogiły, mówił. Nieważne, muszę pojechać w to miejsce. A jak się tam dostaniecie? Wynajmę taksówkę! Żadne przeszkody się nie liczyły.

Ale fakt, zastanawiałam się, gdzie lecieć? Do Moskwy wiadomo, a dalej? Sprawdzałam mapy, konsultowałam się z wojskowymi. Nie mogłam znaleźć Zielonego Gaju. I co mi przyszło do głowy? Napisałam list do redakcji w Nowosybirsku. Po rosyjsku, zaadresowałam zwyczajnie: Gazeta, SSRR, Nowosybirsk. Za dwa tygodnie otrzymałam list, grzeczny i bardzo miły, od pewnej rodziny, do której skierowała mnie redakcja. Podali, gdzie jest Zielony Gaj i, co ważne, kod.

Teraz już wprost zwróciłam się do przewodniczącego kołchozu w Zielonym Gaju. Odpisał, że mam przylecieć do miasta Kokczetaw, to 150 km od Zielonego Gaju, i stamtąd z hotelu zadzwonić.

17 września 1988 roku, Zielony Gaj.
Znowu tu jestem. Przywiózł mnie przewodniczący kołchozu Zygmunt Bagiński. Zaprosił do siebie. Jeszcze tego samego dnia poszłam na cmentarz. Nie zmienił się, ale był już ogrodzony i krowy na nim się nie pasły, jak kiedyś. Stałam między trzema kurhankami i zastanawiałam się, gdzie leży mama. Obok był cmentarz Czeczeńców, również staraniem kołchozu ogrodzony.

W Zielonym Gaju byłam sześć dni. Zygmunt Bagiński obwiózł mnie po okolicy, spotkałam wielu znajomych. 15 km stąd znajdowało się słone jezioro, gdzie chodziliśmy boso po sól. Zostało rozmyte, a ja pamiętam, woda była tak słona, że z litra wychodziła szklanka soli.

Kołchoz wystarał się mamie o pomnik . Jeździli po niego aż 300 km. Kosztował 300 rubli. Przewodniczący kołchozu nie zgodził się przyjąć pieniędzy. Powiedział, że to za te lata naszej pracy na zesłaniu.

Przesiadywałam na cmentarzu pomimo nieustannie wiejącego wiatru. Dopiero ostatniego dnia, tuż przed wyjazdem, wiatr ucichł. Ciemnym jeszcze świtem pobiegłam na cmentarz pożegnać się już na zawsze. Wtedy też zapaliłam znicz obiecany niegdyś mamie.

Wróciłam bezpiecznie do kraju. Kiedy wspominam tę podróż, to wydaje mi się, jakby to był sen. Sześć tysięcy kilometrów. Przesiadki. Oczekiwania na połączenia. Noclegi w obcych domach. Nie czułam żadnych trudów.

Bo to nie tylko prosta historia, to zrealizowana wizja, zakorzeniona w mojej pamięci i w moim sercu. Po przeszło 40 latach ponownie zetknęłam się z przeszłością. Pomimo że Kazachstan nie był już taki straszny, ale przeżyte piekło na ziemi stanęło mi przed oczami. Ożyły na nowo wspomnienia. Głodu, poniżenia, zimna.

To wszystko przekuło się w mój bunt i sprzeciw. Niech się dzieje, co chce. Chociaż czasy były jeszcze niesprzyjające nam, Sybirakom, postanowiłam zorganizować spotkanie byłych zesłańców. Dość już ukrywania się niczym trędowaci.

Tylko problem, gdzie zorganizować takie spotkanie. Poszłam do inspektora oświaty, śp. Krzysztofa Stolarza. Znał moją tragedię. Powiedział, że nawet jeśli go za to zwolnią z pracy, on da nam lokal na taki cel.

W gazecie ukazała się maleńka wzmianka o spotkaniu.

13 stycznia 1989 roku. Dom Nauczyciela w Białymstoku, przy ul. Warszawskiej.
Dochodzi godzina 16. Tłum ludzi. Nie mieszczą się w budynku, stoją na chodniku. Przyjechali nawet z Łodzi i Warszawy.

Sybiracy! Nie spodziewałam się, że jest nas tak dużo. W Zielonym Gaju wśród zesłańców byliśmy jedyną polską rodziną. A potem o deportacjach nikt przecież nie mówił, bano się. Dlatego sama organizowałam to spotkanie. Poprosiłam tylko mecenasa Jerzego Zieję, który z armią gen. Andersa przeszedł przez Włochy i Anglię, by pomógł mi je poprowadzić.

Czy się bałam? Nie! Pod koniec zebrania podszedł do mnie mężczyzna. Ubek. Widzę go jak dziś. Powiedział: Uważajcie, żeby was z powrotem tam nie zawieźli. Zdenerwowałam się i krzyknęłam mu w twarz: Cztery miesiące temu stamtąd wróciłam. Jeździłam na grób mamy i dobrze znam drogę. Ale jak pana tam zawiozą, to pan na pewno nie wróci. Spojrzał tylko na mnie i wyszedł z budynku. Po chwili przychodzi mecenas Zieja i powiada, że jakiś osobnik w cywilu też mu groził: Patrzcie tylko, jak jutro SB wami się zajmie.

Byli już słabi, nikogo nigdzie nie wzywano.

W ciszy, ale z radosnymi łzami w oczach, ludzie wrzucali do pojemnika drobne pieniądze na mszę za zesłańców. Nabożeństwo, pierwsze w tej intencji, odprawione 28 stycznia w kościele farnym, zgromadziło również wiele osób. Kazanie wygłosił śp. ks. kanclerz Cezary Potocki, wielki Polak i patriota.

A wtedy, 13 stycznia 1989 roku, powołaliśmy komitet założycielski. Do powstania Związku Sybiraków jeszcze była daleka droga. Warszawa zwlekała z wydaniem zgody. Ale w tym czasie zarejestrowaliśmy już ponad tysiąc naszych członków.
16 maja w świetlicy kościoła św. Rocha odbyło się walne zgromadzenie. Wybrano zarząd Związku Sybiraków, z siedzibą przy ul. Dąbrowskiego 28.
I tak powstało małe przedsiębiorstwo budżetowe z nawałem pracy i obowiązków. Sybiracy chętnie włączyli się w działalność. Należałoby tu wymienić szereg osób, które bardzo gorliwie społecznie pracowały dla związku i dalej to ofiarnie robią.

Jestem szczęśliwa.

Dzisiaj, z perspektywy 20-lecia istnienia Związku Sybiraków, z satysfakcją mogę powiedzieć, że jest to szanowana organizacja. A jak była potrzebna, to niech ocenią sami Sybiracy. Mają dokąd pójść i załatwić swoje problemy, są serdecznie przyjmowani i znajdują należyte zrozumienie. Tu podnieśli głowy, tu nareszcie mogą mówić o swoich przeżyciach.

Czuję się spełniona. Dopięłam swego. Postawiłam mamie pomnik.
Cztery razy spotkałam się z ojcem w Londynie. Osadzony w więzieniu NKWD w Tobolsku, cudem przeżył. Prawie umierającego wynieśli go na statek do Iranu ludzie Andersa. Zmarł w 1966 roku. Siostra, która mieszka w Londynie, zrobiła mu piękny pomnik z białego marmuru. Wypisała na tablicy: "Nie dane Ci było spocząć w polskiej ziemi. Daj Ci Boże spokój między obcymi"...

I wreszcie po 60 latach odzyskałam swoją ojcowiznę. Wysądziłam ją. Jest to dla mnie bolesne, ponieważ wróciła do mnie grubo za późno. Reforma rolna zabrała nam wszystko. Miałam 17 lat. Wszystko musiałam zaczynać od nowa.

Mówi się: Trzeba wybaczyć. Wolna wola. Niech każdy robi według własnego uznania. Ja nie mam żalu do narodu rosyjskiego. Oni strasznie wycierpieli. Własna ojczyzna zrobiła z nich niewolników, zapełniając gułagi. A potem jeszcze podniosła rękę na Polaków. Nikt nas za to nie przeprosił, nie zapłacił za katorżniczą pracę.
Tego nie można zapomnieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny