Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyjechał z Kazachstanu. Teraz nie ma środków do życia

Agata Masalska [email protected]
– Wróciłem do kraju sądząc, że będę miał spokojną starość – mówi Włodzimierz Choronżewski. – Widzę, że się myliłem.
– Wróciłem do kraju sądząc, że będę miał spokojną starość – mówi Włodzimierz Choronżewski. – Widzę, że się myliłem. Agata Masalska
Włodzimierz Choronżewski przyjechał do Polski z Kazachstanu jedenaście lat temu. Dał się przekonać ojcu, że na ojczystej ziemi umierać trzeba. Pracował na śluzie Kanału Augustowskiego. Dziś jest bez środków do życia.

Pracodawca oskarżył go o zlecenie wycinki kilkudziesięciu drzew na obszarze chronionym i zwolnił dyscyplinarnie.

- Nie mam z tym nic wspólnego - zapewnia repatriant. - Szukali na mnie haka, niesłusznie zrobili przestępcę.

Sprawą zajmuje się augustowska prokuratura. Jej szef Jarosław Tkaczuk mówi, że na tym etapie postępowania trudno jest mówić o czyjejkolwiek winie.

- Zdecydowanie za wcześnie - dodaje śledczy. - Dopiero będziemy ustalać, czy w ogóle doszło do naruszenia prawa i kto tego się dopuścił.

Choronżewski szuka sprawiedliwości w suwalskim sądzie. Złożył już pozew, w którym domaga się od pracodawcy przywrócenia do pracy. Tyle tylko, że do czasu rozstrzygnięcia sporu, musi z czegoś żyć.

- Oszczędności nie mam, zarobki nie były duże. Wrócić do Kazachstanu? Tam już nie ma do czego - wzrusza ramionami.

Siostra rozbudziła tęsknotę

Włodzimierz Choronżewski ma 60 lat. Urodził się w Żytomierzu, a gdy miał pięć lat, wraz z rodzicami i tysiącem innych Polaków został wywieziony przez Sowietów do Kazachstanu. Trafił do Ałma-Aty. Tam dorósł, ożenił się z Rosjanką i doczekał trzech córek.

- Ciężko pracowaliśmy, ale żyło nam się dostatnio - wspomina. - Mieliśmy kilka działek nad morzem, dobre samochody, ładny dom.

Najpierw do Polski przyjechała starsza siostra pana Włodzimierza. Skorzystała z zaproszenia Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie. Przysyłała listy do rodzinnego domu i zdjęcia. Rozbudziła tęsknotę za ojczyzną. W końcu, w 2002 roku nadarzyła się niebywała okazja. RZGW zgodził się zaprosić kolejną osobę.

- Zrobiliśmy rodzinne zebranie - opowiada pan Włodzimierz. - Ojciec powiedział: Władziu, pojedziesz. Tobie pięćdziesiątka na nosie, później nikt ciebie nie zechce. A umierać trzeba na rodzinnej ziemi, a nie na obcych stepach.

Choronżewscy trochę majątku sprzedali, trochę rozdali. Resztę spakowali do busa. Zabrali to, co najpotrzebniejsze: pościel, parę garnków i ubrania. Wszystkie nowe, by nie narazić się na szyderstwa rodaków.

- Nie chcieliśmy wyglądać, jak ubodzy krewni - tłumaczą. - Nie potrzebowaliśmy litości.

Wyruszyli w lutym 2003 roku. Podróżowali dwadzieścia godzin. Na granicy z Polską, w zimnym busie spędzili trzy noce. Jeździli od przejścia do przejścia, służby graniczne nie chciały ich przepuścić, domagały się pieniędzy. Zmieniły zdanie dopiero po interwencji Aleksandra Kwaśniewskiego, ówczesnego prezydenta.
Trafili do Dębowa, niewielkiej wsi w gminie Sztabin, położonej nad Kanałem Augustowskim. Dostali duże, ale zniszczone mieszkanie służbowe. Odrapane ściany, dymiące piece. Podłogi były dziurawe, a z sufitu sypały się trociny. Dopiero kilka miesięcy później RZGW - właściciel budynku zrobił w nim remont. Choronżewski został zatrudniony na stanowisku operatora śluzy. Jego żona była bez posady.

Zysku, jak z kota mleka

Tęsknota za rodziną była ogromna. By ją zagłuszyć, Choronżewscy rzucili się w wir pracy. Wycieli chwasty wzdłuż kanału, uporządkowali obejście wokół domu, zagospodarowali podwórze. Taczkami wozili na nie ziemię, plantowali ją i sadzili kwiaty. Robili, jak dla siebie.

- Najgorsze były niedziele - mówią. - Pracować nie wolno, dzień się dłużył.

Kilka miesięcy po przyjeździe do Polski wpadli na pomysł, by w jednym ze służbowych pomieszczeń otworzyć sklep. I zgodę na to otrzymali do dyrektora RZGW w Warszawie. Sprzedawali różne drobiazgi, słodycze, papierosy i piwo.

- Zysku było, jak z kota mleka - mówi paniNatasza. - Paraliśmy się tym głównie dlatego, by ludzi widzieć i język polski lepiej opanować.

Sytuacja zmieniła się w 2012 roku. Zbiegło się to w czasie ze zmianą kierownictwa w augustowskiej placówce, której operator śluzy bezpośrednio podlegał. Nowemu kierownikowi wiele rzeczy się nie podobało, a przede wszystkim sklep. Kazał go zamknąć. Choronżewscy pisali petycje do dyrekcji, dołączali podpisy mieszkańców i turystów.

- Nikt nie narzekał - zapewniają.

Ale zwierzchnicy śluzowego uparli się. Urszula Tomoń, rzeczniczka prasowa RZGW w Warszawie tłumaczyła nam, że to nie upór, tylko troska o działanie zgodne z prawem. A w Dębowie łamane były przepisy, które mówią, że w budynkach administracji państwowej handlować alkoholem nie można. Skąd takie przekonanie się wzięło, nie wiadomo. Sprawdziliśmy, że w ustawie o wychowaniu w trzeźwości takiego zapisu nie ma.

Przepychanki wokół sklepu trwały kilka miesięcy.Ostatecznie Chronżewscy zlikwidowali go i opuścili służbowe mieszkanie. Przenieśli się do budynku po mleczarni, który w międzyczasie kupili we wsi.Dlaczego?

- Przełożeni czepili się o wszystko - twierdzą. - Na przykład, postawiliśmy płot, a kierownik kazał go wyburzyć. Później przywiózł i ustawił swoje przęsła. Nie mogliśmy patrzeć, jak marnują naszą pracę i publiczne pieniądze.
Przy kanale siedział jak niewolnik

W ubiegłym roku pan Włodzimierz zaczął podupadać na zdrowiu. Narzekał głównie na bóle kręgosłupa. Nie wyklucza, że to skutek pracy ponad siły na Kanale Augustowskim. Do obowiązków operatora należała bowiem nie tylko obsługa śluzy, ale też czyszczenie jazu. A tam zbierały się tony mokrej trawy. Trzeba było wyciągnąć ją na brzeg.

- Pomocnika nie miałem - mówi. - Ludzie ze wsi trochę mi pomogli, ale nie zawsze mieli czas. Na ogół, sam dźwigałem. Zdrowie siadło.

Zaczął upominać się o siebie u pracodawcy. Chciał, by ktoś pomagał mu przy jazie i zastępował w razie potrzeby. Do tej pory musiał czuwać przy kanale świątek i piątek.

- Nie miałem wolnej soboty, ani niedzieli. Nie mówiąc już o urlopie - twierdzi. - Swoich spraw załatwić nie mogłem.

Przypomina, że parę lat temu, gdy chciał pójść na pogrzeb kolegi, to od kierownika usłyszał, że to nie rodzina. A gdy prosił o wolne na wyjazd do Kazachstanu, by odwiedzić mieszkające tam jeszcze rodzeństwo, dowiedział się, że niedawno przecież stamtąd przyjechał.

- Siedziałem jak niewolnik - nie ukrywa. - A przełożeni wciąż dorzucali mi nowych obowiązków.

Sytuacja pogorszyła się kilka miesięcy temu, gdy pracę Choronżewskiego zaczęło kontrolować dwóch kierowników. Jeden sprawdzał, czy wszystko jest w porządku na Kanale Augustowskim, a drugi dbał o teren wokół wody.

- Nie wiedzieliśmy, jakiemu Bogu służyć - mówi śluzowy. - A obu się nie dało.

Śluzowy wyleciał za drzewa

W ostatnich dniach lutego pan Włodzimierz dostał od swojego pracodawcy wilczy bilet. Został wyrzucony z pracy za to, że zlecił wycinkę 29 drzew, a następnie je sprzedał mieszkańcom pobliskich wsi.

- Drzewa znajdowały się przy kanale, a także na obszarze chronionym, czyli w Biebrzańskim Parku Narodowego - precyzuje Urszula To-moń, rzeczniczka prasowa RZGW w Warszawie. - Złożyliśmy w tej sprawie doniesienie do augustowskiej prokuratury.

Śluzowy mówi, że gdy dowiedział się o swoim przestępczym zachowaniu, to poszedł szukać drzew. I znalazł kilkadziesiąt suchych patyków. - Najgrubszy pień miał dwadzieścia centymetrów - precyzuje. - Ale nie to jest istotne.

Ważne, że wyciął je jeden z mieszkańców wsi. I miał odwagę do tego się przyznać. W piśmie skierowanym do RZGW napisał, że nie pytał nikogo o zgodę i skłonny jest zrekompensować powstałe straty. Ile wynoszą, na razie nie wiadomo. Nikt tego nie szacował.

- Podobno nie wiadomo jeszcze, czy ta kradzież została dokonana na terenie zarządzanym przez mojego pracodawcę, czy parku - dodaje Włodzimierz Choronżewski. - Dla mnie to oczywiste, że chodziło wyłącznie o znalezienie pretekstu, by mnie zwolnić.

Bezpośredni przełożeni operatora śluzy o konflikcie nie chcą się wypowiadać.

Włodzimierz Choronżewski mówi z goryczą, że żałuje powrotu do Polski. - Rozsławiam kraj, jak mogę, ale człowieka tutaj nie szanują - uważa. Choć rąk nie żałowałem, nie mam co do garnka włożyć. Nie o takiej ojczyźnie marzyłem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny