Moje dzieciństwo w Białymstoku było bardzo szczęśliwe - wspomina Izzy Osowicki, Australijczyk z białostockim rodowodem. Po 50 latach od wyjazdu wrócił na Podlasie, aby pokazać synom rodzinne miasto i opowiedzieć im o swoich korzeniach.
Obojgu jego rodzicom: Abramowi i Racheli udało się przeżyć wojnę i obozy koncentracyjne. Na początku zamieszkali z dwoma synami przy ul. Malmeda 32, w którym kiedyś znajdowało się kierownictwo getta. Potem dostali mieszkanie w budynku przy ul. Bohaterów Getta, w pobliżu cmentarza żydowskiego.
- Często bawiliśmy się na nim z kolegami, jak to dzieci - wspomina Izzy Osowicki. - A ponieważ rosły tam jabłonki, więc razem podkradaliśmy owoce sąsiadom.
Abram Osowicki kierował zakładem krawieckim, jego żona też zajmowała się szyciem, pracowała na dwie zmiany.
Izzy i jego brat chodzili do szkoły przy ulicy Akademickiej - teraz w tym budynku mieście się instytut matematyki. A wcześniej do katolickiego przedszkola przy kościele św. Rocha.
- To było cudowne miejsce - wspomina. - Siostry wiedziały, że jesteśmy Żydami, ale traktowały nas tak samo, jak wszystkie inne dzieci. A gdy potem, w szkole, jadłem macę na święto Pesach, nigdy nie miałem żadnych problemów.
W latach 60. coś jednak zaczęło się zmieniać. Abram Osowicki i jego żona zaczęli zastanawiać się nad wyjazdem. Trochę to trwało, ale w końcu podjęli decyzję, że czas opuścić Białystok i Polskę. Spakowali dobytek i razem z synami wyjechali najpierw do Genui, a po tygodniu wyruszyli w długą podróż do Australii.
Przez całe życie często wspominali Białystok. Było z kim, bo spotkali tam wielu znajomych z Podlasia.
Teraz Izzy Osowicki przywiózł do Białegostoku synów: Jessego i Joshuę, by zobaczyli skąd się wywodzą. Pokazał im swoją szkołę, domy w których mieszkał, zakątki, w których upłynęło jego dzieciństwo.
- Jestem zdumiony, jak mało zmieniło się miasto - mówił Izzy Osowicki. - Owszem, jest czystsze i ładniejsze niż je pamiętałem. Stało się takie europejskie, ale wciąż jest to samo. Kiedy idę ulicami, widzę się na nich jako dziecko.
Dla młodego pokolenia taka podróż wiele znaczy.
- To ważne, że poznałem tu kawałek historii rodziny mojego ojca - mówił Jesse Osowicki. - I że mogłem dotknąć miejsc jego dzieciństwa.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?