- Od lat byliśmy dyskryminowani - podkreśla Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarka rodzinna i kierowniczka jednej z przychodni w Białymstoku. - Konkursy i nabory zawsze były skierowane do dużych jednostek, szpitali. My, lekarze rodzinni, nigdy nie mieliśmy szans na zdobycie funduszy na sprzęt. Teraz tę szansę dostaliśmy, ale znów coś nie wyszło.
Chodzi o program FEnIKS. W jego ramach na wsparcie przychodni podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) są 2 mld zł, w obecnej transzy - 180 mln zł. Lekarze rodzinni mogą przeznaczyć dotacje na remont przychodni czy zakup urządzeń, na które bez pomocy finansowej raczej nie mieliby szans, np. aparatów USG.
Joanna Zabielska-Cieciuch: Nie każdy pacjent z COVID-19 wymaga wizyty u lekarza
- W POZ nie tylko wypisujemy recepty czy wystawiamy skierowania. Weszła chociażby opieka koordynowana, mamy szerszy zakres badań diagnostycznych obrazowych - mówi Bartosz Pędziński, lekarz rodzinny z Łomży, który prowadzi w mieście sieć przychodni.
- W założeniach projekt miał wspomóc przede wszystkim małe wiejskie przychodnie. Jednak niewielu lekarzy tam pracujących zdecydowało się aplikować - zauważa Joanna Zabielska-Cieciuch. - Po podpisaniu umowy jest rok, by kupić sprzęt i rozliczyć się z dotacji. Później przez pięć lat trzeba dokumentować, że ze sprzętu się korzysta. Jeśli nie - dotację trzeba będzie zwrócić. Lekarze rodzinni w małych miejscowościach to często ludzie w wieku emerytalnym. Ciężko im przewidzieć, co się wydarzy w ciągu pięciu lat. Oczywiście, można znaleźć następcę do prowadzenia przychodni. Ale jeśli się to nie uda, to emeryturę trzeba będzie zacząć od zwrotu dotacji - wyjaśnia.
To właśnie dlatego z FEnIKS-a chcą korzystać głównie kierownicy większych przychodni. Do składania wniosków przygotowywali się od dawna. Jak informuje Porozumienie Zielonogórskie, zrzeszające lekarzy rodzinnych w całej Polsce, od wielu tygodni lekarze POZ uczestniczyli w szkoleniach, analizowali potrzeby swoich praktyk i szacowali koszty zakupów.
Na odrę nie jesteśmy odporni, bo zbyt mało osób się szczepi
Niestety, w ubiegły poniedziałek, gdy rozpoczął się nabór, okazało się, że nie jest tak, jak być powinno. Po pierwsze - już po kilkudziesięciu minutach okazało się, że pula środków przeznaczona na to „rozdanie” wyczerpała się. Po drugie - tak dużo osób chciało złożyć wnioski, że serwery NFZ nie działały dobrze, co uniemożliwiło wielu chętnym ubieganie się o dotacje.
- Zalogowało się kilka tysięcy osób, a ponieważ portal nie działał poprawnie, te osoby wciąż odświeżały stronę. Serwery tego nie wytrzymały - relacjonuje Zabielska-Cieciuch. - Właśnie składam wniosek po raz kolejny - dodaje.
Można to zrobić, ponieważ NFZ zmienił zasady i nie obowiązuje już „kto pierwszy, ten lepszy”.
- Generalną zasadą jest, że w trakcie postępowania reguł się nie zmienia. A jeśli już, to ze stosownym wyprzedzeniem. A tu zmiany działy się z godziny na godzinę - podkreśla Bartosz Pędziński.
NFZ jednak zrobił inaczej. I dlatego lekarze wciąż składają nowe wnioski. Jednak kłopoty nie skończyły się. Jak mówi kierowniczka białostockiej przychodni, wielu lekarzom udało się złożyć wnioski o tę samą dotację kilkukrotnie - niestety, w każdym jest jakiś błąd, jakiejś odpowiedzi system bowiem nie akceptuje. Z aplikacji znikają wybrane punkty dotyczące zapotrzebowania, np. na sprzęt medyczny czy informatyczny.
Pędziński przyznaje, że nie składał wniosków w tym naborze, ponieważ przewidywał, że mogą być kłopoty.
- Nie rozumiem, dlaczego była przygotowywana nowa platforma. Są przecież już sprawdzone, dobrze działające portale - mówi.