Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przy Trzy po Trzy w Białymstoku ma powstać 16-metrowy hotel. Sąsiadka się nie zgadza

Agata Sawczenko [email protected]
Właściciel restauracji od kilku lat pracuje nad tym, żeby się mnie stąd pozbyć - mówi Anna Rapcewicz
Właściciel restauracji od kilku lat pracuje nad tym, żeby się mnie stąd pozbyć - mówi Anna Rapcewicz Andrzej Zgiet
Nie sprzedam swojej działki, bo próbowano mnie oszukać - mówi Anna Rapcewicz. - I tak wybuduję tu hotel - zapewnia Robert Malinowski. Konflikt trwa od kilku lat. Wszystko dlatego, że nie ma planu zagospodarowania przestrzennego.

- Ja tu jestem przeszkodą. Wiem o tym doskonale - mówi Anna Rapcewicz. Mieszka w domu na rogu ul. Miłosza i Gdańskiej. Po jednej stronie posesji ma restaurację Trzy po Trzy. Po drugiej - parking dla jej klientów. A teraz właściciel restauracji chce na tej działce wybudować hotel. Ma już warunki zabudowy, właśnie stara się o pozwolenie na budowę.

- Jak my tu będziemy mieszkać? - łapie się za głowę pani Anna. I bez hotelu jest ciężko: z jednej strony ruchliwa ulica, za nią galeria handlowa. Przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą taki tu ruch, że przestała już lubić święta. No i restauracja. Pani Anna pokazuje zdjęcia. Proszę bardzo. Tłum gości weselnych pomiędzy jej domem a restauracją.

- Tak tu jest od piątku do niedzieli - mówi zdenerwowana. I opowiada, jak na uliczce, tuż przed jej domem państwo młodzi zwyczajowo tłuką kieliszki, jak goście restauracji parkują przed jej posesją, jak spacerują nocami przed jej domem, jak hałasują, jak głośno gra muzyka.

Poza tym ma pretensje do właścicieli Trzy po Trzy, że stawiając budynek, nie zadbali o odprowadzenie wód gruntowych, których poziom jest tu wysoki. Nieraz już zalewało jej kotłownię. Godzinami z synem wylewała z niej wodę. - Bardzo duże pieniądze płaciłam za pompę, żeby mi pieca nie zalało. I za odwodnienie budynku. 20 tys. zł! Do dziś jeszcze spłacam - mówi. - A teraz z drugiej strony posesji ma powstać hotel. 16 metrów w górę! Jak my tu będziemy żyć? Tym bardziej, że tu są takie wąskie uliczki. I tak jest problem z wyjazdem. A co będzie, gdy nowi goście zaczną tu parkować? Przecież dotychczasowy parking zostanie zlikwidowany, bo właśnie na jego miejscu ma powstać hotel. A dostawy? A śmieciarki? Wszystko znów będzie pod moimi oknami! - denerwuje się.

Robert Malinowski, właściciel Trzy po Trzy przyznaje, że ma świadomość, że może być uciążliwym sąsiadem. Chciał nawet dom pani Anny odkupić. Ta na początku się zgodziła.

Później się wycofała. - Nie sprzedam - zapowiada. - Bo próbowano mnie oszukać.

Konflikt trwa od sześciu lat

Spór zaczął się, gdy Malinowscy w 2010 roku zaczęli budować Trzy po Trzy. Mieszkańcy protestowali, ale niczego nie wskórali. Restauracja powstała, sąsiedzi pozostali w poprawnych stosunkach. Jednak w 2012 roku Anna Rapcewicz dostała z urzędu warunki zabudowy: - Na działkę Malinowskich, ale też na swoją i jeszcze jednego sąsiada. Nie prosiłam o to! Po co pan Robert chciał warunki na moją działkę?

Ale zaczęli rozmawiać o sprzedaży. - Mówię: jeżeli zaproponuje mi pan konkretną sumę, to sprzedam - wspomina pani Anna. Utrzymuje, że suma długo nie padła. Chciała za te pieniądze kupić trzy mieszkania: sobie, bratu i synowi. Według niej Malinowski utrzymywał, że tak będzie. - Skoro człowiek nosi baldachim w procesji na Boże Ciało, to na pewno jest uczciwym i prawym człowiekiem. Ja nigdy nikogo nie oszukuję, więc wierzę ludziom. Nie odwołałam się od warunków zabudowy.

Żałuje, bo potem okazało się, że Malinowski już kilka lat wcześniej zrobił wycenę jej działki i domu. - Długo pracował nad planem, jak mnie się stąd pozbyć - dodaje z goryczą. W maju Anna Rapcewicz dostała do podpisu dokument, że wyraża zgodę na rozbiórkę swego garażu i za chwilę projekt tej rozbiórki. - Jeśli pani nie podpisze, narazi mnie na koszty - miał jej powiedzieć Robert Malinowski. Miał jej też w końcu zaproponować cenę: 300 tys. zł. Następnie - jak utrzymuje pani Anna - w białostockich biurach nieruchomości pojawiła się oferta sprzedaży działki, na której miał powstać hotel - z ustną już propozycję zakupu również jej działki i działki sąsiada.

Potem zaczęły się telefony - i głuche, i z pogróżkami, i z natarczywymi pytaniami o sprzedaż domu. A ona sprzedać go już nie chce. Bo nie! I koniec! - Natomiast pan Robert powiedział mi, że hotel i tak tu wybuduje. I działkę moją też kupi - za tyle, ile będzie chciał! - opowiada Anna Rapcewicz.

- Już wystąpiłem o pozwolenie na hotel - potwierdza Robert Malinowski. I odpowiada na zarzuty Anny Rapcewicz: - Wystąpiłem o warunki zabudowy na jej działkę, bo to jest zgodne z prawem. Chciałem wiedzieć, co w przyszłości można robić. Bo na tym terenie planu nie ma. A gdy kupiłem działkę, chciałem sprawdzić, w jakim kierunku w przyszłości moja firma może się rozwijać. To logiczne, każdy tak robi.

Przyznaje, że chciał kupić działkę sąsiadki: - Sama do mnie przyszła, żeby ją sprzedać. Najpierw nie potrafiła podać mi ceny, później powiedziała, że chce za to trzy mieszkania na osiedlu Mickiewicza. Jak twierdzi, chciał jej zaoferować godziwą cenę. Ile? - nie chce zdradzić.

Sąsiadka jednak się nie zgodziła. - I zaczęła szaleć. Chodziła po urzędach, mówiła, że wszczęła ze mną wojnę, że mnie zniszczy. Przestałem z nią rozmawiać - wylicza Malinowski. A hotel wybuduje. - I pani Ani postaram się nie przeszkadzać - zapewnia. Oczywiście uciążliwa będzie dla niej budowa i sąsiedztwo hotelu.

A co do wyceny nieruchomości pani Anny? - Oczywiście, że ją zrobiłem. Nie tylko zresztą tej działki.

Przyznaje też, że wystawił swoją działkę na sprzedaż. - Po to, żeby się zorientować, czy jest zainteresowanie. Ale o działce pani Anny nic biurom nieruchomości nie mówił. - Jak mógłbym wystawić na sprzedaż cudzą własność? - pyta zdziwiony.

- Pani Ania uznała mnie za wroga. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że nie spełniłem jej oczekiwań finansowych - mówi. I dziwi się opowieściom sąsiadki: - Nie kazałem jej rozbierać garażu, nie prześladowałem jej - zarzeka się.

Pani Anna mówi, że nie odpuści. Będzie walczyć, by hotel nie powstał. - Ja wiem, że oni działają dla biznesu. Ale tak wysoki budynek nie powinien tu powstać - mówi.

Budują według warunków, a nie według planu

Problem Anny Rapcewicz nie jest jedyny w tej części Białegostoku. Mieszkańcy domów jednorodzinnych na osiedlu Mickiewicza od lat zwracają uwagę, że coraz częściej powstają tu wysokie wielorodzinne budynki. Developer kupuje działkę, występuje o warunki zabudowy i buduje.

- Warunki zabudowy to jest największa bolączka białostockiego ładu przestrzennego - przyznaje Konrad Zieleniecki, przewodniczący komisji zagospodarowania przestrzennego białostockiej Rady Miejskiej. - W tamtym miejscu wydano już warunki zabudowy na wysokie budynki, na 11 metrów, na 15, zupełnie nieprzystające do lokalnej zabudowy.

Inaczej by było, gdyby na ten teren miasto opracowało plan zagospodarowania przestrzennego. - Teraz plan dostosowuje się do warunków zabudowy, a nie odwrotnie - zauważa Zieleniecki. Według niego w przypadku planów wybudowania hotelu przez właścicieli Trzy po Trzy niewiele da się już zdziałać. Gdyby nie wydano pozwolenia na budowę, miasto musiałoby płacić odszkodowanie. Warunki zabudowy przecież już są.

Magistrat obiecuje, że plan pojawi się już na najbliższej sesji rady miejskiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny