Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez głód i chorobę dzieci umierały jedno po drugim

Julita Januszkiewicz
Dzieci umierały z braku jedzenia.
Dzieci umierały z braku jedzenia. sxc.hu
Ciężka praca, po 12 godzin dziennie, nawet kiedy mróz sięgał do minus 40 stopni. Głód, choroby. Dzieci umierały - siostra po siostrze, brat po bracie. Z dwanaściorga rodzeństwa Anieli przeżyło tylko dwoje.

To wszystko było jak sen. Dokładnie pamiętam dzień powrotu. Podróżowaliśmy pociągiem przez kilka dni, jadąc tysiące kilometrów, bo nie stać było nas na bilet lotniczy. Przekraczając granicę mamusia z radości uściskała polskiego celnika - zaczyna swoją opowieść Helena Szczegryna. Niewysoka, o łagodnym usposobieniu. Jej polszczyzna jest nienaganna, choć z wyczuwalnym, kresowym akcentem.

Potem były kolejne niespodzianki. Na dworcu czekał na nich Józef Zajkowski, wójt Sokół, z komitetem powitalnym, oraz z chlebem i solą. To był dopiero początek. - Mieliśmy sześć walizek, a w nich nasz cały dobytek: sztućce, garnki, talerze, nowe ubrania, poduszki. Zastanawialiśmy się, gdzie będziemy mieszkać. Mama myślała, że dostaniemy jakiś kąt i trzeba będzie zatykać w ścianach i oknach dziury.
Tymczasem, w Sokołach czekało na nich wyremontowane i umeblowane mieszkanie z łazienką. A i później nie brakowało wrażeń i niespodzianek.

Siostra po siostrze

Szczegrynowie to potomkowie polskich zesłańców. - Dziadkowie przed wojną mieszkali w Żytomierzu, na sowieckiej Ukrainie. Byli Polakami. Tam też urodziła się Aniela, moja mama - opowiada Helena.
Mama opowiadała, jak ich wywieźli. Miała pięć lat, gdy do drzwi załomotały kolby sowieckich karabinów. Enkawudziści kazali się pakować. Rodzinę załadowano do bydlęcych wagonów i jak wszystkich żytomierskich Polaków wywieziono do Kazachstanu. Zamieszkali w glinianej chacie, którą sami ulepili.

Ciężka praca, po 12 godzin dziennie, nawet kiedy mróz sięgał do minus 40 stopni. Głód, choroby. Dzieci umierały - siostra po siostrze, brat po bracie. Z dwanaściorga rodzeństwa Anieli przeżyło tylko dwoje. Po wojnie nie było szans na powrót do Polski. W dodatku dziadkowie mieli tylko obywatelstwo sowieckie.

Aniela wyszła za mąż za Ukraińca. Zajmowała się domem i pracowała w kołchozie. W domu jednak rozmawiali po polsku.

- Ja liter uczyłam się ze starego, pożółkłego elementarza - opowiada Helena. Do dziś, jak relikwiarz przechowuje zeszyt ze starannie wypisanymi modlitwami. Wspomina, jak wieczorami, potajemnie, ludzie zbierali się w domach. Okna zawieszano kocami, pośrodku mieszkania stały rzędy ławek i prymitywny ołtarzyk. Ludzie modlili się szeptem, ale po polsku.

W szkole obowiązywał rosyjski, rządził Komsomoł. Helena nie chciała należeć do tej organizacji, więc była obiektem szyderstw ze strony rówieśników.

Gdy dorosła, wysłano ją do pracy we wsi Dragomirówka. Poznała Michała, w którego żyłach płynęła niemiecka i ukraińska krew, ale wychowywał go Polak. Pobrali się, mąż zaczął uczyć się polskiego. Ciekawiła go nasza kultura. Młodzi wrócili do Krasnokamionki. Tam ona pracowała jako przedszkolanka.

Najstarszą córkę Kasię ochrzcił ksiądz z Polski, który udzielił też Helenie i Michałowi ślubu. Na wsi nie było przecież kościoła. Potem na świat przyszli Roman i Paweł.

Długa droga do ojczyzny

Rodzina Szczegrynów długo nawet nie marzyła o repatriacji do Polski. Nadzieja powróciła, kiedy rozpadł się Związek Radziecki. Niemcy zabierali rodaków do siebie. Polska o swoich zesłańców jeszcze się nie upominała. Ale do Kazachstanu zaczęli przyjeżdżać polscy nauczyciele i księża. Kasia pojechała z innymi dziećmi na kolonie do Polski.

Sytuacja zmieniła się też po wizycie papieża Jana Pawła II w Kazachstanie. Helena nie ukrywała swojego pochodzenia. Była dumna, że jest Polką. Wkrótce straciła męża. Teraz los rodziny zależał od niej. Kazachska bieda dawała się we znaki. Ich ówczesne życie skupiało się wokół powstających parafii. Tam bowiem odbywała się zabroniona przez lata religia, ale też przychodziły paczki dla Polaków.
Pewnego dnia, podeszło do Heleny polskie dziecko prosząc, by nauczyła je modlitwy. I tak wciągnęła się w przykościelną katechezę. Ksiądz podarował jej książki. Zaczęła uczyć religii nie tylko dzieci, ale także ich rodziców.

Dojrzała też do decyzji o wyjeździe do Polski. Nie było to jednak proste. Próbowała na różne sposoby. Kiedyś wzruszyła do łez polskiego urzędnika, który odwiedził kazachską Polonię. Ale nic z tego nie wyszło.

Drogi do Polski szukała też przez PCK. I znowu nic. Kazali czekać. - Nie pamiętam już ile wysłałam listów. Musiałam ciągle udowodnić swoją polskość.
Dobra nowina przyszła w 2003 roku. Była Wielkanoc, Helena z dziećmi była u matki. Nagle przyjechał konsul. Rodzina dowiedziała się, że zaprasza ją malutka podlaska wieś. Jednak kobieta, bała się, czy sobie tam poradzi. Obawiała się podróży w nieznane. Wolała zamieszkać w Polsce zachodniej, bo chciała być bliżej brata, który osiedlił się w Niemczech.

Sprzedali cały dobytek

- Decyzja zapadła. Przygotowania do powrotu to był ogromny stres. Do załatwienia było setki dokumentów. Za wszystko trzeba było słono płacić. A cały swój dobytek sprzedaliśmy za 1000 dolarów. Był problem z wyprzedaniem ziemi. Pieniądze ledwo wystarczyły na podróż.

Szczygrynowie zamieszkali w domu, w centrum Sokół. Helena zaczęła pracować w szkole, jako pomoc przedszkolanki. Dzieci chodziły do szkoły, a po lekcjach uczyły się polskiego i angielskiego.
Miejscowi zazdrościli im, że przyszli na gotowe. Nieraz słyszeli, że są Ruskimi, kacapami.
- Tłumaczyłam dzieciom, że jeśli my pokochaliśmy Polskę, to przyjdzie czas, że ona pokocha nas. Jesteśmy Polakami, i nikt nas nie przekona, że tak nie jest. Nam też jest ciężko. Trzeba przecież z czegoś żyć, a dzieci się uczą.

Kasia studiuje filologię rosyjską w Białymstoku. Paweł uczy się w liceum ekonomicznym w Krzyżewie, a Romek dojeżdża do technikum budowlanego w Wysokiem Mazowieckiem.
Dzięki pomocy gminy, Helena skończyła studia. Uczy w Sokołach rosyjskiego.
Szczegrynowie są tu sami, bo pani Aniela żyła w Polsce tylko pięć lat. Ich krewni zostali w Kazachstanie.
- Nieraz rozmawiamy ze sobą przez skype. To nasza jedyna forma kontaktu. Nie ma szans, by kuzyni zamieszkali w Polsce, bo teraz gminy niechętnie zapraszają rodaków. A nas też nie stać na odwiedzenie ich - mówi Helena.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny