x x x
Rektor białostockiego LUK-u ks. kanonik Kazimierz Fiedorowicz, na co dzień jest proboszczem parafii w Juchnowcu. Miał doświadczenie z uczelni, 6 lat wykładał w Seminarium Duchownym i 4 lata na Akademii Teologii Katolickiej. Ale wiele rzeczy musiał się nauczyć. Na biurku na plebanii komputer, skaner, drukarka, teczki z materiałami dla słuchaczy, program wykładów.
- Myśl była taka taka: zgrupować ludzi i dać im pewien program dokształcający. Początki nie były łatwe - przyznaje. - Bo przecież ten dyplom do niczego nie upoważnia.
Przekonywał w różny sposób, i w kościele po mszy, i ogłaszając się w prasie, w radiu, jak też bezpośrednio w rozmowach z mieszkańcami. Teraz już nie trzeba zachęcać. Sami się zgłaszają.
Co jeszcze przyciągało? Komputer! - uśmiecha się ksiądz rektor. - Dla ludzi na wsi, wiadomo to nowość. A u nas wszyscy słuchacze przechodzą kursy obsługi komputera, uczą się korzystać z internetu, z programów rolniczych.
Na pierwszych spotkaniach najwięcej było wykładów dotyczących Unii Europejskiej, podatków, reformy ochrony zdrowia, edukacji, administracji. Chodziło o to, by najpierw przekazać ludziom informację, a dopiero potem niech się licytują, na przykład, czy Polska powinna wejść do Unii, czy nie. Niczego nie sugerujemy - zastrzega się ksiądz.
Tematykę narzuca życie. Po każdym semestrze są spotkania ze starostami poszczególnych oddziałów. Otrzymują plany zajęć, dorzucają swoje propozycje. A zadaniem księdza rektora i rady programowej jest już zadbanie o kompetentnych prelegentów. W niektórych gminach więcej jest o rolnictwie - np. w Krypnie, Dobrzyniewie. W Sokółce więcej o administracji, w Choroszczy o ekologii, w Surażu o turystyce.
Przyjeżdżają wykładowcy z uczelni, księża, przedstawiciele administracji wojewódzkiej, gminnej, z KRUS, Inspekcji Pracy, Straży Granicznej, Policji, posłowie.
Dyskusje są zażarte, godzić wprawdzie nie trzeba, ale ja sam często prowokuję do wymiany poglądów, dlatego że jest okazja do wyjaśnienia wątpliwości - mówi ks. Fiedorowicz. - Jeżeli ci ludzie nie powiedzą o swoich wątpliwościach tutaj, to pójdą z tym gdzie indziej. A bywa że są i problemy typowo życiowe, np. ktoś pracował w firmie prywatnej, został zwolniony i nie otrzymał poborów. Pomóc za bardzo nie jesteśmy w stanie, ale przynajmniej doradzić, gdzie się udać w takiej sytuacji.
Nasi studenci są zdyscyplinowani, wiedzą po co przychodzą - podkreśla ksiądz rektor. - Kiedyś była niesamowita zamieć, skacząc przez zaspy dotarłem do GOK, siedzę z dyrektorem i zastanawiamy się: przyjadą czy nie. Leciutkie spóźnienie, 10 - 15 minut i komplet słuchaczy, a dojeżdżali z Barszczówki, z Baciut i z Suraża, Turośni, z Kleosina. To znaczy że im to potrzebne.
x x x
Zajęcia bezpłatne
Ludowy Uniwersytet Katolicki powstał w odpowiedzi na problemy dzisiejszej wsi. Pragniemy zachęcać młode pokolenie do przejmowania gospodarstw, korzystania z możliwości kształcenia się zawodowego przydatnego w rolnictwie, jak i podnoszenia ogólnej wiedzy społecznej, zwłaszcza na temat przemian dokonujących się w naszym kraju. Tradycja edukacyjna ludowych uniwersytetów liczy sobie przeszło 70 lat, zakazane w Polsce powojennej, teraz znowu rozwijają się prężnie. W Polsce, w różnych diecezjach jest ponad 70 takich placówek. LUK w Białymstoku został powołany w grudniu 1997 r. dekretem ks. arcybiskupa Stanisława Szymeckiego. Oficjalna siedziba jest w Kurii Metropolitalnej, a filie znajdują się w parafiach w Sokółce, Suchowoli, Juchnowcu, Dobrzyniewie, Choroszczy, Surażu, Gródku, Krypnie i Kalinówce Kościelnej. Nauka trwa trzy lata. Zajęcia są bezpłatne, odbywają się w systemie zaocznym, po dwa semestry rocznie, od października do grudnia i od lutego do kwietnia.
Ks. kanonik Kazimierz Fiedorowicz, rektor Ludowego Uniwersytetu Katolickiego w Białymstoku
Ewa i Janusz Prychoccy, wieś Lewickie Kolonia. Właściciele jednego z najlepszych gospodarstw w gminie Juchnowiec, specjalizują się w produkcji mleka. W 2000 roku zajęli I miejsce w konkursie na najładniejszą i bezpieczną zagrodę wiejską, w ubiegłym roku znaleźli się na drugim miejscu. Byli w pierwszej grupie słuchaczy Ludowego Uniwersytetu Katolickiego w Juchnowcu. Pokazują z dumą indeksy i dyplomy ukończenia. Czy warto było chodzić na wykłady? Jak najbardziej - odpowiadają zgodnie. W ich przypadku udział w zajęciach przełożył się na konkretne przedsięwzięcie. Po wykładach o spółdzielczości wiejskiej Janusz Prychocki razem z 14 okolicznymi gospodarzami założył Spółdzielnię Producentów Mleka "Turośnianka".
- W warunkach unijnych pojedynczy rolnik nie będzie miał racji bytu. Grupowe gospodarzenie obniża koszty produkcji - tłumaczy Janusz. - Możemy jako firma korzystać z różnych ulg, na przykład na zakup maszyn rolniczych, które później wspólnie użytkujemy. Taniej także zakupujemy środki czystości do dojarek i zbiorników. Jako dostawcy dużej ilości dobrego surowca mamy też większe możliwości negocjacji umów z odbiorcami.
Spółdzielnia jest zarejestrowana w sądzie, ma statut i oficjalną siedzibę w juchnowieckim GOK-u.
Na uniwersytet miał się zapisać tylko mąż - wspomina pani Ewa. Ale doszliśmy do wniosku, że będziemy razem jeździli. Skoro oboje jesteśmy na gospodarstwie, to wiedza nam obojgu się przyda. Tematy okazały się bardzo interesujące. Bo i z dziedziny rolnictwa, i ekologia i agroturystyka. Finanse, prawo, samorządność, wychowanie w rodzinie - odczytuje z indeksu.
Janusz przyznaje, że trochę się zastanawiał. Wiadomo wspomnienia ze szkoły są różne i teraz znowu zasiadać do lekcji? Ksiądz przekonywał jednak, że warto. - No to ja na to: ale muszą być tematy, które interesują wieś. Wtedy, przed trzema laty gorącą sprawą była Unia Europejska. Na jakich warunkach wejdziemy, co nam to da, jakie będą dopłaty, jakie mamy prawa.
Było jak na studiach - zapewnia Janusz. Wykłady, notatki robiliśmy. A na koniec należało przedstawić pracę dyplomową. Nie bardzo mi się chciało, ale żona nie ustępowała. Pisałem o naszej spółdzielni, a ona o programach unijnych.
Obowiązek był, oczywiście. Zajęcia przecież odbywały się w każdą sobotę, a wiadomo roboty w domu przy piątce dzieci i na gospodarstwie jest dużo. Ale jak się chce, to nie ma rzeczy niemożliwych, wystarczy się zorganizować, uważa pani Ewa. Obiad więc szykowała już w piątek wieczorem, aby córce zostały tylko ziemniaki do ugotowania, a w sobotę po prostu wcześniej z mężem wstawali. Obrządek w oborach zajmował około dwóch godzin, potem pół godziny na wyszykowanie się i byli gotowi do wyjścia.
Poza wiedzą, korzyści są też i towarzyskie. Poznali nowych ludzi, z niektórymi przyjaźnią się do tej pory.
Ewa Prychocka: - Zdobyliśmy pewność siebie, otwartość na innych.
Teraz jak zachodzimy do gminy, to nie damy się zbyć byle czym. Pytamy konkretnie i domagamy się konkretnych odpowiedzi. Inaczej patrzymy na wybory, na samorządność.
Janusz ujmuje krótko: - Na wsi muszą zostawać ludzie z głową, bo gdy przystąpimy do Unii, to każde gospodarstwo będzie swego rodzaju przedsiębiorstwem z własnym rachunkiem ekonomicznym. Jak rolnik nie będzie się znał chociaż trochę na ekonomii, to leży. Dać mu pieniądze, to nie wykorzysta.
Dlatego oboje przeszli kurs z księgowości, komputerowy, a nawet przedsiębiorczości. Ewa mówi, że bez obaw może podjąć się prowadzenia rachunkowości rolnej. Jest po liceum ekonomicznym, doszła jeszcze nowa wiedza, czuje się pewniejsza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?