Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przedwojenny antysemityzm wynikał z polskich kompleksów

Z prof. UwB, dr hab. Wojciechem Śleszyńskim, dziekanem Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Tomasz Mikulicz
Adrian Kuźmiuk
Przed wojną wcale nie było tak, że właścicielami wielkich firm byli tylko i wyłącznie Żydzi. W społeczności tej było też mnóstwo biedoty. Tyle, że ta ostatnia nie wywoływała aż takich emocji - mówi prof. UwB, dr hab. Wojciech Śleszyński.

Obserwator: Za tydzień mija kolejna rocznica paktu Ribentrop-Mołotow. To, co dotknęło później nasze ziemie, było jego konsekwencją. W ostatnich latach bardzo popularne są tzw. historie alternatywne. Popuśćmy zatem wodze fantazji i zastanówmy się co by było, gdyby hitlerowskie Niemcy porozumiały się z Polakami i wspólnie wyprawiły na Związek Sowiecki. Pisze o tym Piotr Zychowicz w głośnej książce "Pakt Ribbentrop-Beck".

Wojciech Śleszyński: - Tradycyjna szkoła historii głosi, że "gdybanie" nie jest już nauką. Jednak od lat 80. takie zadawanie sobie pytań jest coraz częściej wykorzystywane w badaniach. Pierwszą polską książką, która wpisuje się w alternatywne podejście do dziejów były "Szanse powstania listopadowego" prof. Jerzego Łojka. Publikacja ukazała się w latach 60. i wzbudziła wiele kontrowersji. A co do czasów II wojny światowej, Niemcy faktycznie próbowali przekonać Polaków do współpracy. Nasze władze nie chciały o tym rozmawiać.

Musiały jednak zdawać sobie sprawę z tego czym grozi zbliżenie Niemiec z Sowietami. Może trzeba było sprzymierzyć się z pierwszymi, pokonać drugich, a później wbić nóż w plecy tym pierwszym. Tak, w dużym skrócie, pisze Piotr Zychowicz.

- Sprzymierzenie się z Niemcami nie było zgodne z polską racją stanu. Ówczesne władze chciały utrzymać równowagę między dwoma sąsiednimi mocarstwami. Pójście na układ z jednym lub drugim zawsze musiało oznaczać utratę cząstki suwerenności.

Może jednak należało się na to zdecydować? Efekt uporu władz polskich był taki, że II_RP została podzielona przez agresorów.

- Gdyby jednak, Polacy porozumieli się z Adolfem Hitlerem, to z pewnością wykorzystałby on to do swoich celów. Ideologia faszystowska spychała inne narody na dalszy plan. Trudno więc przypuszczać, że tego typu układ przyniósłby nam coś dobrego. Poza tym, pamiętajmy jaką dokładnie propozycję złożyli nam Niemcy. Polska miała oddać część Śląska oraz Pomorza. W zamian mieliśmy otrzymać Ukrainę, jako swoją strefę wpływów. Problem polegał na tym, że władze nie radziły sobie z Ukraińcami, którzy mieszkali w granicach II RP, a co dopiero mówić o wchłonięciu oddzielnego państwa.

Można też przypuszczać, że Hitler nie poprzestałby na drobnych korektach granic i wcześniej czy później wyciągnąłby ręce po inne polskie ziemie.

- Też tak uważam. Nawet jeśli Polacy zadecydowaliby o niemieckim zwycięstwie pod Moskwą, to dziś nasz kraj sięgałby pewnie tylko od Wisły do Bugu. Hitler w końcu przegrałby wojnę, a zwycięzcy nigdy nie zgodziliby się na zajęcie przez Polskę ziem poniemieckich - bo przecież pomagaliśmy hitlerowcom.

A co by było, gdyby w 1941 roku Hitler nie zaatakował ZSRR? Czy rozmawialibyśmy dziś po rosyjsku?

- Nie można byłoby tego wykluczyć. Gdyby hitlerowcy nie zaatakowali Sowietów, to ci ostatni wcześniej czy później najechaliby Rzeszę. Nie ma dokumentu, który potwierdziłby, że atak miał nastąpić tego i tego dnia, ale jest wiele dowodów na to, że przygotowanie ofensywy sowieckiej były bardzo zaawansowane. Już w 1940 roku Sowieci rozpoczęli budowę wielkiego lotniska w pobliżu Tykocina. Było położone zbyt blisko granicy z Rzeszą, by przypuszczać, że miało mieć charakter defensywny.

Dlaczego więc Rosjanie nie zaatakowali?

- Bo myśleli, że II wojna światowa będzie powtórką z pierwszej i Niemcy wykrwawią się na Zachodzie. Dopiero kiedy to nastąpi, ZSRR będzie mógł uderzyć. Pisarz Wiktor Suworow uważa, że Hitler ubiegł Stalina jedynie o dwa tygodnie. Pamiętajmy jednak, że gdyby w 1941 roku to Stalin zaatakował pierwszy, Polska natychmiast zostałaby włączona do ZSRR. Zachował się sowiecki dokument z września 1939 roku, gdzie wskazane jest, że planuje się przeprowadzenie wyborów do zgromadzenia narodowego nie tylko na terenie zachodniej Białorusi i Ukrainy, ale także i Polski. Pamiętajmy też, że pierwsza wersja paktu Ribbentrop-Mołotow zakładała zlokalizowanie niemiecko-sowieckiej granicy nie na Bugu, lecz na Wiśle. Gdyby trzymano się pierwotnego planu, to w 1939 roku Sowieci przeprowadziliby wybory na ziemiach między Wisłą, a Bugiem. Powstałaby więc Polska Republika Socjalistyczna, a nasi przodkowie by za tym zagłosowali.

Skoro tak, to dlaczego w 1945 roku, kiedy Stalin był panem sytuacji, powstała Polska Rzeczpospolita Ludowa, jako osobne państwo, a nie jeszcze jedna republika sowiecka - jak stało się z Białorusią i Ukrainą?

- Dlatego, że Stalin był mądrzejszy doświadczeniami z II wojny światowej. Zrozumiał jak wielkie znaczenie na tych terenach mają nacjonalizmy. Kiedy do ZSRR weszli Niemcy, Hitler przekonał do współpracy m.in. Ukraińców, Białorusinów i Litwinów. Stalin doszedł więc do wniosku, że lepiej stworzyć państwo polskie, które będzie kontrolował, niż musiałby zajmować się kwestiami narodowościowymi. Stąd też, po II wojnie światowej pas ziemi od Berlina do Moskwy został wyczyszczony z mniejszości narodowych. Poprzez przymusowe przesiedlenia zlikwidowana została owa wielokulturowość, która przez wieki była wyznacznikiem tej części Europy. Stalin zakładał, że jeszcze za jego życia może dojść do kolejnej wojny z Niemcami lub nawet z państwami zachodnimi. Chciał więc wykluczyć sytuację, w której wkraczające na teren ZSRR armie będą grały kartą mniejszości narodowych.

Dziś obchodzimy 70. rocznicę powstania w białostockim getcie. Co by było, gdyby wojna jednak nie wybuchła i nie doszłoby do Holokaustu?

- W Polsce nadal mieszkałaby spora społeczność żydowska, która do tego czasu już by się pewnie - w większym lub mniejszym stopniu - zasymilowała. Część Żydów wyjechałaby pewnie do Izraela.

Mówi się, że - w przeciwieństwie do niemieckiego - polski antysemityzm miał podłoże na tle ekonomicznym. Niemcom chodziło o sprawy czystości rasy, Polakom o to, że Żydzi zajmowali wysokie stanowiska, byli właścicielami fabryk, itd. Jak te problemy zostałyby rozwiązane we współczesnej Polsce, zakładając, że odsetek Żydów byłby tak wielki jak przed wojną, lub chociażby przed 1968 rokiem?

- Przedwojenny antysemityzm wynikał z polskich kompleksów. Wiadomo, że jeśli ktoś jest dzieckiem bogatych rodziców, to ma większe szansę na stanie się krezusem niż dziecko z ubogiej rodziny. Przed wojną wcale nie było tak, że właścicielami wielkich firm byli tylko i wyłącznie Żydzi. W społeczności tej było też mnóstwo biedoty. Tyle, że ta ostatnia nie wywoływała aż takich emocji. Żydzi zajmowali eksponowane stanowiska przede wszystkim w wolnych zawodach. Z czasem niektóre uniwersytetu zaczęły stosować tzw. numerus clausus, w ramach których ograniczano liczby studentów żydowskich.

Czy uważa Pan, że te ograniczenia przetrwałyby do dziś?

- Nie. Musiały by być normą we wszystkich krajach europejskich, co w dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić. Musimy pamiętać, że dane wydarzenie trzeba rozpatrywać w konkretnym czasie i przestrzeni. Rzeczywistości z XX-lecia międzywojennego nie da się przenieść do dzisiejszej sytuacji.

Z drugiej strony, gdyby nie było Holokaustu, nie powstałoby zapewne państwo Izrael. Zostało stworzone - niezależnie jak makabrycznie to zabrzmi - jako zadośćuczynienie za żydowskie krzywdy w Europie.

- Myślę, że Izrael i tak by powstał. Może tylko trochę później niż to się stało w rzeczywistości. Nacisk ruchu syjonistycznego był tak silny, że nie dało się tego powstrzymać. Gdyby jednak nie II wojna i Holokaust, to nie wiadomo jaką pozycję miałby Izrael. Państwo to szybko zyskało też na znaczeniu, bo stało się elementem gry między Zachodem, a blokiem komunistycznym.

A wracając do spraw Polski, to co by się stało z naszym krajem, gdyby zamiast Sowietów, te ziemie zostały zajęte przez USA?

- W tym akurat temacie zostały przeprowadzone właśnie alternatywne symulacje. Okazało się, że gdyby nie komunizm Polska rozwijałaby się dziś na poziomie Belgii.

A takie - jak mówią o tym jego zwolennicy - zdobycze PRL-u jak powszechny dostęp do szkół, czy szybka elektryfikacja wsi? Byłoby to możliwe w państwie kapitalistycznym?

- Myślę, że proces ten przebiegałby jeszcze szybciej niż w PRL. W państwach zachodnich też przecież jest powszechny dostęp do szkół. Wszędzie jest też prąd. Największym sukcesem komunizmu - a wcześniej czy później też demokracji - było to, że dał on możliwość szybkiego awansu chłopom. Jeśli ci ostatni - a już w szczególności dotyczyło to osób z mniejszości narodowych - szli przed wojną do wojska mogli dosłużyć się co najwyżej kaprala. Za PRL-u otwierały się nowe możliwości. Komunizm dawał chłopom poczucie władzy. Stąd też w demokratycznej Polsce, różnice klasowe po 1945 roku byłyby większe niż w PRL-u, ale do dziś nie udałoby się ich utrzymać. Dowodem jest sytuacja panująca w całej Europie. Nigdzie nie zachowały się różnice klasowe w rozumieniu XVIII lub XIX-wiecznym.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny