Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebojowe "Duże dzieci"

Renata Czyżewska
Leszek Kumański: Umówiliśmy się z dziećmi, że traktujemy się z szacunkiem i nie niszczymy tego, co tu robimy, więc nie wyrywamy kabelków, nie niszczymy scenografii, nie podpalamy koszy na korytarzach, bo czasami się tak zdarzało.
Leszek Kumański: Umówiliśmy się z dziećmi, że traktujemy się z szacunkiem i nie niszczymy tego, co tu robimy, więc nie wyrywamy kabelków, nie niszczymy scenografii, nie podpalamy koszy na korytarzach, bo czasami się tak zdarzało.
Rozmowa z Leszkiem Kumańskim, reżyserem programów telewizyjnych.

Kurier Poranny: Jest Pan znany jako reżyser nie tylko "Dużych dzieci", ale także programów "Podróże z żartem", "Przebojowe Polki", "Europa da się lubić", "Mój pierwszy raz". Skąd pomysł na takie audycje?

Leszek Kumański: Po prostu staram się analizować rynek telewizyjny i potrzeby widzów. Poszukuję takich pomysłów na cykle, które by się spodobały, zyskałyby akceptację, i które jednocześnie nie byłyby powielaniem wzorców, które ściągamy z Zachodu. Jest to kwestia wielu czynników: jaki jest polski widz, jaką ma mentalność, jakiego rodzaju programów brak, jakie mogłyby go zainteresować. Potem analizy, jakie elementy muszą się złożyć na strukturę programu rozrywkowego, np. zaskoczenie, humor, coś paradoksalnego, ciepłego. Jest to związane z wyborem właściwego prowadzącego i z tym, co będzie się działo w studiu. Wiele rzeczy musi się złożyć na to, żeby program zyskał miano hitu.

Niestety, "Przebojowe Polki" zniknęły z anteny. Brała w nich udział białostoczanka, Basia Maj.

- O, to świetna dziewczyna, inteligentna, utalentowana! Naprawdę, bardzo wartościowa. Na to, że "Przebojowe Polki" zniknęły z ekranu, złożyło się wiele powodów. Między innymi ten, że polscy widzowie bardziej ekscytują się próbami tańca czy jazdy na lodzie w wykonaniu znanych gwiazd, aktorów seriali niż takich ludzi jak oni, tzw. przeciętnych śmiertelników.

Jak się miewa ulubiona para prezenterów wielu widzów telewizyjnej "Dwójki": Dorota Wellman i Marcin Prokop, dawne gwiazdy m.in. Pana programu "Podróże z żartem"?

- Prowadzili go i dzielnie sobie w nim radzili. Ale nie ma ludzi niezastąpionych. Są świetni, ale po ich odejściu do TVN znalazłem inną parę, która prowadzi teraz "Podróże z żartem". Nowymi prowadzącymi są Beata Pawlikowska i Krzysztof Skiba. I bardzo dobrze sobie w tej roli radzą.

A nie myślał Pan o Wojciechu Cejrowskim jako współprowadzącym Beaty Pawlikowskiej? Jest świetnym showmanem.

- Jest fantastyczny. Bardzo go cenię i na pewno byłby świetnym partnerem Beaty Pawlikowskiej. Ale…

Oni się chyba nie lubią. To się dało zauważyć.

- Byli parą małżeńską, a wiadomo: byli małżonkowie czasem chadzają różnymi ścieżkami po dżungli życia…(śmiech). Nie chcę się w to głębiej zanurzać, bo to sprawy, po pierwsze, osobiste, a po drugie, nie mają teraz znaczenia, bo i tak są inni prowadzący. Chciałem zachować element, który przedstawia hasło "podróże"; ekspertem jest tu Beata Pawlikowska, i ktoś, kto wnosi element pewnego luzu, szaleństwa, żartu - czyli Krzysiek Skiba, który także podróżuje i przytacza wiele anegdot z wojaży. Myślę, że widzowie również się do tej pary już przyzwyczaili i ją polubili.

Można powiedzieć, że jest Pan "ojcem chrzestnym" "Europy da się lubić". Steffen Muller, Paolo Cozza, Kelvin Aiston to w tej chwili gwiazdy. Jak ich Pan znalazł?

- W castingu. Wymyśliłem formułę na pierwotnej bazie programu francuskiego, natomiast bardzo go zmieniłem. Kiedy dostałem scenariusz, w wersjach francuskiej, niemieckiej i węgierskiej dużo mówiono o liczbach, tonach stali, cukru, czekolady, gdzie się co produkuje, itd. Doszedłem do wniosku, że polski widz tego nie strawi, jeśli nie ma to być propagandowa produkcja, bo program miał być takim elementem promocji Europy. To była moja autorska koncepcja. Zacząłem od castingu tych Europejczyków. Oprócz Steffena Mullera, którego ktoś polecił, że jest taki Niemiec, który opowiada fajne żarty i ma talent, udziela się kabaretowo, wszyscy inni byli zupełnie anonimowi. Nigdy nie występowali w TV, łącznie z Kevinem i Paolo, i wszystkimi innymi, którzy są w tej chwili wielkimi gwiazdami.

Czy nie boi się Pan, że "dużym dzieciom" przewróci się w głowie? Przecież już teraz grają w reklamach.

- Nie, nie sądzę. Znam je od początku, również wybrałem je w castingu. Oczywiście, nie wykluczam takiego przypadku. Natomiast obserwuję inne zjawisko. Te "duże dzieci" są po prostu mądre. Bo jakby były głupie, to by się w tym programie nie znalazły. One są osobami, które mają coś w głowach, oczywiście, mają też różne cechy. A po drugie: gdyby miało im się przewrócić, to by się im już przewróciło. Wiele z tych dzieci się otwiera, przełamuje kompleksy. Pani nie uwierzy, ale tak wielka gwiazda, jak Jadzia Nalepa, przez pierwsze programy się w ogóle nie odzywała. Wziąłem ją z castingu, bo wyglądała jak aniołek z barokowego kościółka. Nawet jak nic nie będzie mówiła, to kamera ją pokaże, ona się uśmiechnie, i niech będzie piękne dziecko. I ona się tak uśmiechała i nie odzywała przez 2-3 programy. - Jadziu, powiesz coś? - pytał Mann. - Nie. - No to dobrze, siedź sobie - mówił Mann. W pewnym momencie odważyła się jedna, druga dziewczynka. Dzisiaj im się usta nie zamykają. O czym to świadczy? Że tym dzieciom się to przydaje, bo miały jakiś kompleks, zamknięcie się w sobie, a tu nagle okazuje się, że przełamały go. To im w życiu pomoże, będą miały więcej śmiałości, pewności siebie.

To tylko może wpływać na nie pozytywnie.

Jadzia jest ulubienicą Wojciecha Manna, stara się on ją wyróżniać. Za to bliźniaki (Maciej i Paweł Królowie - przyp. red.) wyróżniają się bardzo.

- O tak, i będziemy je powoli wycofywać, ale tak, żeby ich nie stracić z oczu, bo to naprawdę cenne nabytki, bardzo wartościowe dzieci. Może te najstarsze przeniosę do innego programu, a tu będziemy zapraszali inne, młodsze.

Jak zachowują się dzieci podczas nagrywania programu, czy się popisują? Wojciech Mann panuje nad nimi, ale czasami musi użyć trąbki, żeby doprowadzić gromadkę do porządku.

- Jest pewna rywalizacja: kto się przebije, kto będzie miał więcej śmiałości. Teraz mam dziesiątkę dzieci, wcześniej była dwunastka, ale ograniczyliśmy tę liczbę. Czasami jest tak, że dzieci za bardzo rozrabiają i trzeba je przywołać do porządku. Często to robię, wkraczając na plan i mówiąc: Słuchajcie, możecie mamie i tacie skakać po głowach, bo oni was kochają i wybaczają, a ja jestem reżyserem, sztab dorosłych ludzi pracuje dla was, żebyście mieli tu komfort i pięknie wypadli na ekranie. Umówiliśmy się z dziećmi, że traktujemy się z szacunkiem i nie niszczymy tego, co tu robimy, więc nie wyrywamy kabelków, nie niszczymy scenografii, nie podpalamy koszy na korytarzach, bo czasami się tak zdarzało. Wiadomo: każdy człowiek czasami przekroczy pewną granicę, także dziecko, ale szybko przywracamy je do porządku. To są zdyscyplinowane dzieci, i daj Boże z takimi pracować. Ja nie narzekam. Dobrze mi się z nimi pracuje. Wie pani, dlaczego? Bo ja je traktuję jak dorosłych ludzi: z szacunkiem, powagą i oczekuję od nich tego samego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny