Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Protest przeciwko farmom. Mieszkańcy nie chcą wiatraków prądotwórczych

Agata Masalska [email protected]
Ponad sto osób zebrało się przed suwalskim starostwem, aby przypomnieć, że są przeciwni farmom wiatrowym. Ludzie przynieśli transparenty i apelowali do decydentów o rozwagę przy wydawaniu zgody na budowę turbin.
Ponad sto osób zebrało się przed suwalskim starostwem, aby przypomnieć, że są przeciwni farmom wiatrowym. Ludzie przynieśli transparenty i apelowali do decydentów o rozwagę przy wydawaniu zgody na budowę turbin.
Pójdziemy pod urzędy z taczkami - zapowiadają rolnicy z Suwalszczyzny. Nie chcą wiatraków, bo obawiają się, że będą zagrażały ich zdrowiu.

Nawet jeśli dzisiaj ktoś mówi, że urządzenie mu nie przeszkadza, to jest w błędzie - przestrzega Bogdan Wieczorek, suwalski psychiatra. - Syndrom turbiny wiatrowej ujawnia się w ciągu kilku lat. Najpierw są zaburzenia nastroju, potem przychodzą problemy kardiologiczne i wiele innych.

Rozmówca przypomina, że w Polsce nikt nie prowadził badań dotyczących wpływu urządzeń na zdrowie. - Wszyscy mówią, że nie ma dowodów na szkodliwość. A ja pytam: czy są dowody na nieszkodliwość?

Kilka dni temu mieszkańcy Suwalszczyzny zorganizowali pikietę przed starostwem powiatowym w Suwałkach.

- Wiatraki napędzane są dotacjami unijnymi, a nie wiatrem - mówił Alfred Wysocki, mieszkaniec podsuwalskiej Maćkowej Rudy. - Za kilka lat inwestor zrezygnuje z ich eksploatacji, a wtedy ten obowiązek spadnie na rolnika. Będzie musiał wspinać się na 190-metrowe maszty, aby wymieniać żarówki. Chcecie tego?

Pikietujący podkreślali, że nie są przeciwko farmom wiatrowym. Jednak powinny one powstawać w odległości co najmniej dwóch kilometrów od siedlisk. I najlepiej na gruntach popegeerowskich.

Nikt nie słucha rolnika

Pierwsze wiatraki pojawiły się na Suwalszczyźnie kilkanaście lat temu. Zamontowano je na Górze Rowelskiej koło Wiżajn. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że było to wyjątkowo skromne przedsięwzięcie. Trzy odległe od domostw turbiny nikomu nie przeszkadzały, a wręcz przeciwnie. Stanowiły atrakcję turystyczną. Przez dłuższy czas zatrzymywały się tam wycieczki, aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia.

Później Suwalszczyzna, jak magnes zaczęła przyciągać kolejnych inwestorów. Z fachowych ekspertyz wynikało bowiem, że wiatry w naszym regionie są nie gorsze niż w Holandii, albo nad morzem. Zachętą dla inwestorów, bez wątpienia, są pieniądze unijne. A tych ma być coraz więcej. Polskie Stowarzyszenie Wiatrowe szacuje, że za trzy lata popłynie do naszego kraju duży strumień funduszy z dwóch źródeł: Unii Europejskiej i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. A w związku z tym liczba inwestycji jeszcze się zwiększy. Z prognoz Ministerstwa Gospodarki wynika, że do 2020 roku moc elektrowni wiatrowych ma być co najmniej dziesięć razy większa niż obecnie.

- Napór inwestorów już widać - mówi Stefan Kościuch ze Stowarzyszenia na Rzecz Ochrony Środowiska "Kruszki", które działa w gminie Przerośl. - Szkoda tylko, że nikt - ani przedsiębiorcy, ani władze gminy - nie liczy się ze zdaniem rolników.

Wzrasta agresja, boli głowa

W ciągu kilku najbliższych lat w regionie północno-wschodnim ma być zbudowanych 1600 turbin. Na Suwalszczyźnie powstanie około 200. Najwięcej będzie w rejonie Przerośli, Sejn, Puńska i Krasnopola. Tam rolnicy już zwarli szeregi i próbują walczyć z wiatrakami.

- Dla nas, to być albo nie być. Jeżeli zainwestujemy w energię wiatrową, to możemy zapomnieć o turystyce. Nikt nie zechce wypoczywać w hałasie. Stracą na tym nie tylko właściciele kwater agroturystycznych, ale też sklepów, barów, czy wypożyczalni. Mówiąc inaczej, stracimy wszyscy - przestrzega Zygmunt Sowul, mieszkaniec gminy Przerośl. I dodaje, że budowa wiatraka, to inwestycja na lata. - Trudno się łudzić, że jeśli nam będzie źle się żyło, to inwestor zdemontuje turbinę. Nawet jeśli tak obiecuje, to nie wierzmy w cuda.

Zyski z letników, to jedno. Ale najważniejsze jest zdrowie, o które ludzie boją się najbardziej. Powołują się przy tym na badania przeprowadzone w krajach zachodnich, które wykazały, że wiatraki mają szkodliwy wpływ na psychikę i organizm. Zwłaszcza na tych, którzy mieszkają na linii światłocienia.

Doktor Bogdan Wieczorek mówi, że pierwsze problemy ze zdrowiem odczuwalne są już po czterech latach. Najpierw pojawiają się zaburzenia nastroju. W człowieku rośnie agresja. Prześladuje go charakterystyczny szum, jaki wydają turbiny. Potem przychodzą zaburzenia kardiologiczne. Mieszkający w sąsiedztwie wiatraków częściej niż inni mogą też cierpieć na choroby nowotworowe, padaczki.

Pierwsze przykłady negatywnego wpływu wiatraków już są. Zbigniew Serafin, radny z gminy Jeleniewo od czterech lat mieszka 450 metrów od farmy wiatrakowej.

- W nocy przechodzę z jednej sypialni do drugiej, przez cały czas mam szum w uszach - opowiada. - Staję się coraz bardziej nerwowy. Gdy zapytałem lekarzy, co z tym robić, usłyszałem: jak najszybciej się wyprowadzić.

Problem w tym, że Zbigniew Serafin nie ma dokąd. Sprzedaż gospodarstwa raczej nie wchodzi w grę. Głównie dlatego, że nikt nie zechce kupić nieruchomości tak zlokalizowanej. A jeśli już, to zaoferuje marne grosze. Z badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii wynika bowiem, że jeżeli farma zlokalizowana jest bliżej niż 1,6 km od siedlisk, to ich wartość zmniejsza się o połowę. W naszym kraju nikt tego nie sprawdzał.

- Mamy informacje od właścicieli biur nieruchomości, że potencjalni kupcy rezygnowali z transakcji, gdy słyszeli, że obok stoją turbiny - twierdzi Kościuch.

To krzyk rozpaczy

Kilka dni temu przeciwnicy farm wiatrowych zorganizowali pikietę. - To nasz krzyk rozpaczy - mówi Wieczorek. - Chcemy, by inwestorzy i przedstawiciele gmin zaczęli nas poważnie traktować. Po pierwsze przedstawili wiarygodny raport, z którego będzie wynikało, w jakim stopniu turbiny szkodzą zdrowiu. Po wtóre, lokalizowali je nie w najpiękniejszych, wręcz unikatowych miejscach, tylko na nieużytkach, z dala od siedlisk ludzkich.

- Nie jesteśmy przeciwni wiatrakom - zapewnia Krzysztof Wronowski z gminy Przerośl. - Tylko nie chcemy ponosić kosztów tej inwestycji. A będą one ogromne i rozłożone na kilka pokoleń.

Nie bez znaczenia są też kwestie bezpieczeństwa. Znane są przypadki awarii turbin. Np. w gminie Korsze (województwo warmińsko-mazurskie) uszkodzone śmigło odleciało na kilkaset metrów.

- Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby na linii lotu śmigła znalazł się człowiek - dodaje Wronowski. Rolnicy nie wierzą też w deklaracje inwestorów, że na farmach wiatrowych zatrudnienie znajdą miejscowi.

- Owszem, dwie, góra trzy osoby - dodaje Wronowski. - A cierpią wszyscy.
Z góry zabrali maszt

Władze gminy w Krasnopolu przygotowały już projekty planów miejscowego zagospodarowania. W ocenie wójta Józefa Stankiewicza tych, protestujących przeciwko wiatrakom jest niewielu. Większość natomiast zainteresowana jest inwestycją, ponieważ liczy na dochody wynikające z dzierżawy gruntu niezbędnego do posadowienia urządzenia. Inwestor płaci kilkanaście tysięcy zł w skali roku. Na budowie farmy zyska też gmina. Z tytułu podatku od nieruchomości, ale nie tylko. Na przykład władze Krasnopola już kilka miesięcy temu podpisały z potencjalnym inwestorem umowę, że ten przekaże 400 tys. zł tytułem darowizny. Gdy treść porozumienia ujrzała światło dzienne, włodarze tłumaczyli, że to pomyłka.

W gminie Sejny inwestycję udało się odwlec w czasie. Skupiające oponentów turbin stowarzyszenia "Sejna" zaskarżyło decyzję o warunkach zabudowy, wydaną przez gminnych urzędników do NSA. Natomiast w gminie Puńsk przeciwnicy turbin najpierw doprowadzili do tego, że wójt zrezygnował z funkcji. Później uległ namowom radnych, wrócił do urzędu i murem stanął za rolnikami. Póki co, maszt, który mierzył siłę wiatru został zdemontowany.

Kto ma kasę, słyszy mniej

Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska posiada prognozę oddziaływania wiatraków na środowisko. W ocenie autorów tego dokumentu nie ma dowodów na to, że turbiny negatywnie oddziaływują na zdrowie, pod warunkiem, że nie znajdują się "zbyt blisko miejsc stałego zamieszkania". Problem w tym, że odległość nie została sprecyzowana. Natomiast badania socjologów, na opinie których powołuje się Polskie Towarzystwo Medycyny Środowiskowej wskazują większą tolerancję dla hałasu u osób, które doznają korzyści finansowych z powodu funkcjonowania farm.

- Ocena jakości życia zależy od osobowości - przekonują naukowcy. - Zaburzenia snu, bóle głowy, czy uczucie rozdrażnienia występują zarówno u tych, którzy mieszkają w sąsiedztwie farm, jak i daleko od nich.

Rolnicy zapowiadają, że nie zgodzą się na inwestycje. - Na razie manifestacje są pokojowe - mówi Zbigniew Sienkiewicz. - Ale jeśli będziemy dalej ignorowani przez decydentów, to pójdziemy pod urzędy z taczkami. Będziemy wywozili tych, którzy igrają z naszym zdrowiem i życiem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny