- W czasie imprezy zakrapianej alkoholem Cezary R. dowiedział się, że pokrzywdzony współżył z jego konkubiną. Być może urażona męska duma spowodowała, że postanowił pojechać z kolegą do mieszkania pokrzywdzonego i samemu wymierzyć sprawiedliwość - powiedział w czwartek prokurator w mowie końcowej.
Przed białostockim sądem okręgowym zakończył się proces Cezarego R. i Aleksandra M. Odpowiadają za rozbój z siekierą i wymuszenie rozbójnicze. Według prokuratury, grożąc i używając przemocy, mieli zmusić Mirosława D. do zapłacenia im 50 tys. zł za nadszarpnięty zdradą honor Cezarego R. Mężczyźni przyznają się tylko do pobicia pokrzywdzonego.
W czwartek prokurator zażądał dla obu oskarżonych po sześć lat pozbawienia wolności.
Do napaści na 55-letniego Mirosława D. doszło w lutym w jego mieszkaniu przy ulicy Warszawskiej w Białymstoku. Około godziny 13 pojawili się tam oskarżeni. Poprosili gospodarza o pieniądze na taksówkę, którą przyjechali. Mirosław zgodził się, ale gdy poprosił o zwrot reszty, Aleksander M. zaatakował go. Według prokuratury, obaj oskarżeni okładali znajomego pięściami, a nawet rozbili na jego głowie gliniany flakon.
- Alek cały czas chodził po mieszkaniu. Poszedł do kuchni, skąd wrócił z siekierą. Zdjął kurtkę, a Czarek powiedział: "Teraz będzie gorąco". Złapał mnie za rękę, a Alek zagroził, że teraz utną mi palec. Powiedziałem: "Masz". I położyłem rękę. Przecież bez jednego palca można żyć - stwierdził hardo na jednej z rozpraw przed sądem pokrzywdzony Mirosław D.
Prokuratura ustaliła jeszcze, że oskarżony Aleksander M. wymachując siekierą, niszczył wyposażenie mieszkania. Po chwili mężczyźni zażądali po 25 tysięcy złotych dla każdego.
- To miały być pieniądze za to, że niby Czarka zniesławiłem. Myśleli, że mam taką gotówkę, bo wiedzieli, że dostałem spadek po matce - zeznawał Mirosław.
Pokrzywdzony opowiedział sądowi, że kilka dni przed jego pobiciem dziewczyna Cezarego R. przyszła do niego w środku nocy. Twierdził, że została pobita przez Cezarego i poprosiła go o przenocowanie. Pewnej nocy doszło między nimi do zbliżenia. Gdy Katarzyna wróciła do narzeczonego, wyznała mu, że Mirosław wykorzystał ją.
Oskarżeni przyznają się tylko do pobicia pokrzywdzonego. A według śledczych, wychodząc z jego domu, ukradli mu jeszcze z kurtki 630 złotych.
Ustalenia białostockiej prokuratury kwestionowali na czwartkowej rozprawie obrońcy Cezarego R. i Aleksandra M.
- Ta wersja pochodzi tylko od pokrzywdzonego. Prokurator nie bierze pod uwagę innych okoliczności, które stawiają wiele znaków zapytania - ocenił jeden z mecenasów w czasie swojej mowy.
Zwracał też uwagę na postać samego pokrzywdzonego. W jego ocenie Mirosław D. jawi się jako osoba pewna siebie, która doskonale orientuje w zawiłościach prawnych. A opowieść o użyciu siekiery, wymuszeniu 50 tysięcy złotych, wreszcie kradzieży 630 złotych zrodziła się z chęci zemsty na osobach, które pobiły pokrzywdzonego w jego mieszkaniu.
- Te 50 tysięcy jest jakimś mirażem. To mniej więcej ten sam typ żądania, jak zażądanie od oskarżonych Pałacu Branickich. Nie można wymuszać czegoś, co jest nierealne - porównywał w mowie końcowej drugi z obrońców - adwokat Aleksandra M.
Obrona wniosła o zmianę kwalifikacji prawnej czynów zarzuconych w akcie oskarżenia i o uniewinnienie.
Sąd wyda wyrok za tydzień w środę.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?