Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Magdalena Środa: Kobiety są uczciwsze, zdrowsze, lepiej wykształcone, mniej piją

Agata Sawczenko
Politycy mężczyźni uważają, że w kobiety i dzieci nie warto inwestować. To im się politycznie nie opłaca.
Politycy mężczyźni uważają, że w kobiety i dzieci nie warto inwestować. To im się politycznie nie opłaca. Fot. Marek Ulatowski/mwmedia
Kobiety są bardziej uczciwe, bardziej odpowiedzialne, mniej nastawione na własną karierę. Lepiej wykształcone, mniej piją. Są też bardziej wytrzymałe, zdrowe i znacznie mniej narcystyczne niż panowie - przekonuje profesor Magdalena Środa, teoretyk etyki, filozof, publicystka, feministka.

Dlaczego kobiety potrzebne są w polityce?

Prof. Magdalena Środa, teoretyk etyki, filozof, publicystka, feministka: - Dlatego, że społeczeństwo składa się z kobiet i mężczyzn. A my wybraliśmy formę władzy, która ma charakter reprezentacyjny. Dziwne jest więc, by we władzy było 80 proc. mężczyzn i tylko 20 proc. kobiet.

Co kobiety mogą zrobić, będąc u władzy?

- Zmienić listę priorytetów. Trudno mi sobie wyobrazić, że jeśli w parlamencie byłoby około 50 proc. kobiet, to najważniejsza byłaby budowa stadionów na Euro. Myślę, że wtedy ważniejsza byłaby infrastruktura opiekuńcza: żłobki, przedszkola, edukacja, kultura, nauka. Te problemy bardziej interesują kobiety. Teraz w Polsce lista priorytetów politycznych jest niesłychanie męska. Władza gra w piłkę, więc mistrzostwa sportowe są najistotniejsze. Podejrzewam, że gdyby to kobiety tworzyły listę priorytetów, sport raczej by wchodził do szkół i do przedszkoli, mielibyśmy więcej basenów, dzieci by się lepiej rozwijały. A budowanie spektakularnych, wielkich, nieużytecznych obiektów zeszłoby na dalszy plan.

Przekonuje Pani do parytetów.

- Są absolutnie konieczne. Nawet Donald Tusk wprowadził je właśnie u siebie, w partii. Kobiety przez tyle lat były wykluczone z polityki, potrzebują więc na pewien czas mechanizmów wspierających, jak kwoty i parytety. Wtedy będą miały prawa polityczne rzeczywiście równe, a nie tylko formalnie. Bo teraz - jak się ustala ludzi na miejscach wyborczych, to najczęściej mężczyźni, którzy już mają władzę, dobierają sobie kolegów. Natomiast jeśli będzie ustawa, to będą zmuszeni rozejrzeć się, czy nie ma kompetentnych, godnych zaufania kobiet. A jest ich na pewno mnóstwo. Chodzi o to, by wyborca mógł wybierać między kobietami a mężczyznami, a nie tylko między mężczyznami.

Kobiety też nie zawsze głosują na kobiety.

- To jest mit. W zeszłym roku zrobiono badania: okazuje się, że i kobiety, i mężczyźni, jeśli mają do wyboru kandydata o takich samych przekonaniach, chętniej głosują na kobiety. Bo cenią sobie tak zwane kobiece cechy. Jest na nie w polityce, zwłaszcza po kryzysie - duże zapotrzebowanie.

Jakie to cechy?

- Kobiety są bardziej uczciwe, odcięte od układów, bardziej się troszczą o konkretne sprawy, a nie o fikcyjne idee, są bardziej odpowiedzialne, mniej nastawione na własną karierę, a bardziej na pomoc innym. Są lepiej wykształcone, mniej piją, są bardziej wytrzymałe, zdrowe i znacznie mniej narcystyczne niż panowie.
Tak samo nas zdziwiło, że jest bardzo dużo zwolenników parytetów na wsi.

Mówi Pani, że mężczyznom-politykom na kobietach i dzieciach nie zależy.

- Bo to prawda. Ja jeżdżę dużo po Polsce. I wszędzie pytam, jakie były ostatnie inwestycje. Proszę mi wierzyć: trzy czwarte to inwestycje związane z drogami albo ze stadionami, albo z parkingami. A w miastach, takich jak Elbląg, Słupsk, Siedlce są po dwa-trzy żłobki i przedszkola. Tylko! Kolejka do żłobków jest zwykle kilkuletnia. Nikt się o to nie troszczy. Ja nie znam polityka, który uważałby, że priorytetem jest infrastruktura społeczna. Bo mu się nie opłaca tak uważać. W kobiety i dzieci nie warto inwestować - bo one sobie poradzą! I Kościół też tak myśli, promując tradycyjną rolę kobiet hasłem "mama zawsze w domu", więc po co inwestować w żłobki?

Nie podoba się Pani, że władza otacza się kościelnymi doradcami. Wielu ludziom to jednak nie przeszkadza.

- Ja bym powiedziała odwrotnie. Nastroje w Polsce są wyraźnie antyklerykalne, choć nie antyreligijne. Tragedia smoleńska ujawniła, że właściwe nie ma państwa, a jest tylko Kościół. Kościół angażuje się we wszystkie uroczystości - i to tak na 100 proc. Nie ma miejsca dla jakiejkolwiek obrzędowości państwowej. Kościół angażuje się w wybory.

Pani chciałaby, żeby Kościół w ogóle nie angażował się w politykę, czy żeby robił to subtelniej?

- W ogóle. Niech Kościół zajmuje się zbawieniem, rozwojem duchowym i postawami moralnymi. Na zajmowanie się tym ma przecież dużo miejsca: świątynie, szkoły, szpitale, swoje radio i telewizję. A Kościół wchodzi w dziedzinę życia doczesnego. I to zarówno swoim konsumpcjonizmem - strasznie to pazerna instytucja na wszelkie dobra doczesne, jak i poglądami politycznymi - skrajnie prawicowymi, XIX-wiecznymi, które niestety związane są z poziomem intelektualnym: kler jest w Polsce niewykształcony i bardzo, bardzo ubogi duchem, choć łasy na przyjemności ciała.

Nie boi się Pani podpaść Kościołowi?

- Ja już Kościołowi podpadłam 20 albo i 30 lat temu. Więc zupełnie się nie boję. Natomiast zawsze zadaję pytanie: w jaki sposób polski katolicyzm, który rzeczywiście jest największy w Europie, przekłada się na postawy moralne? Otóż nie przekłada się. W krajach zlaicyzowanych przemoc nie jest tak wysoka, a życzliwość ludzka czy kapitał ludzkiego zaufania są znacznie większe. Nasze społeczeństwo charakteryzuje niski poziom wrażliwości społecznej. Idziemy do kościoła, przekazujemy sobie znak pokoju, wracamy i zamykamy się w domach-twierdzach, nie przejmując się sąsiadami, budowaniem wspólnoty, więzi, aktywnością samorządową czy polityczną.

Czym jest dla Pani feminizm?

- Feminizm to jest nic innego, jak ruch na rzecz demokracji. To jest przede wszystkim znajomość pewnych socjologicznych faktów. Że kobiety tylko dlatego, że są kobietami, zawsze mają się gorzej. Są ofiarami przemocy w większym stopniu niż mężczyźni, mniej zarabiają, a nie mogą mieć swobodnego życia w sferze publicznej. Bardzo późno dostały prawa do edukacji, do pracy zawodowej, prawa polityczne. I feminizm pragnie to zmienić.

A kto rządzi u Pani w domu?

- Ja myślę, że najlepszy jest układ partnerski. I tak jest u mnie w domu. Nikt nikomu nie podlega, nikt nie jest zależny. Myślę, że taki układ najbardziej się sprawdza. Statystyki mówią to samo: małżeństwa partnerskie mają większe szanse na przetrwanie. Jest oczywiście wielu konserwatystów, którzy głoszą tradycyjne role w obrębie małżeństwa. I ci się najchętniej i najbardziej skandalicznie rozwodzą.

Są jednak kobiety, które chcą siedzieć w domu, zajmować się dziećmi.

- I bardzo dobrze. Tylko co, kiedy pan, który ten dom utrzymuje, odejdzie? Znamy statystyki rozwodowe w Polsce. Państwo polskie nie zajmuje się w ogóle takimi kobietami. Nie sposób ściągnąć alimentów, nie ma praktycznie żadnej polityki socjalnej. Bardzo dużo tradycyjnych kobiet, po rozwodzie, kiedy przeżywają trudności ze znalezieniem pracy, czy kiedy ich "kochający" mąż stosuje przemoc, staje się feministkami lub szuka pomocy w organizacjach kobiecych, do których dawniej żywiły pogardę. Ja myślę, że siła feminizmu polega na sile wyobraźni. W państwie, w którym nie ma prawie żadnej polityki socjalnej, nie ma ściągalności alimentów, nie ma żadnej struktury pomocowej ze strony państwa ani Kościoła (instytucji skądinąd potwornie bogatej) - zadowolona z życia "domowa" kobieta, która wychowuje dzieci bez szans na przyszłą niezależność ekonomiczną, postępuje co najmniej nieroztropnie.

Najgorsze stereotypy dotyczące kobiet?

- Wystarczy zajrzeć do podręczników szkolnych. Tam mama wykonuje czynności podrzędne, domowe. Nie ma mamy, która byłaby polityczką albo inżynierką, dyrektorką. W podręcznikach to chłopiec daje mądre odpowiedzi. Dziewczynka zadaje głupiutkie pytania. Jak to powiedziała pewna nauczycielka, kiedy robiliśmy w ministerstwie przegląd podręczników - dziewczynki mają przechlapane już na starcie. Mają być czyste, posłuszne, śliczne i zajmować podrzędne role w społeczeństwie.

Czy córka odziedziczyła po Pani skłonność do feminizmu?

- W pewnym momencie, kiedy mówiłam córce: Agatko, siedź inaczej; Agatko, mów trochę ciszej; Agatko, staraj się być grzeczna, córka powiedziała: mamo, ty jesteś feministką, a promujesz jakiś stereotyp. Ona była wychowywana w domu inteligenckim, partnerskim, gdzie rolę miękką i opiekuńczą pełnił zawsze mój mąż. Ja byłam od wymagań i podnoszenia poprzeczki. I powiedziałabym, że ona jest już postfeministką. Ona żyje w innym zupełnie świecie. A co ważniejsze - jej koledzy również. Tam już takie problemy jak parytety są absolutnie oczywiste. A ci, którzy tego nie rozumieją, są z XIX wieku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny