Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jan Poleszczuk: Z tymi, którzy siedzą cicho, nawet gdy mają rację, nikt się nie będzie liczył

Tomasz Maleta
Beata Szydło i jej ministrowie podczas debaty nad expose. Drugi z prawej w pierwszym rzędzie prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego
Beata Szydło i jej ministrowie podczas debaty nad expose. Drugi z prawej w pierwszym rzędzie prof. Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Grzegorz Jakubowski
Jeśli obietnice mają charakter gruszek na wierzbie, to wyborcy nie są aż takimi idiotami, jak się potocznie uważa. I bardzo łatwo wyczują, że coś tu nie gra - mówi prof. Jan Poleszczuk o pierwszym tygodniu nowego rządu Beaty Szydło

Profesor Piotr Gliński został głównym strażnikiem polskiej kultury i dziedzictwa narodowego. To dla Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku powód do dumy. Z drugiej chyba kłopot, bo trzeba go zastąpić w roli wykładowcy akademickiego.

Cieszę, że to właśnie Piotr Gliński został wicepremierem. Człowiek, którego znam i cenię. I który może coś dobrego zrobić dla Polski. Czy dla instytutu? To nie jest tak, że jak ktoś z naszych pracowników obejmuje wysoką funkcję w państwie, to my od razu liczymy na jakieś profity: by ugrać jak najwięcej dla siebie. Co więcej, jeden z naszych pracowników wkrótce będzie starał się o grant w ministerstwie kultury. I jeśli dostanie wsparcie, to wszyscy od razu będą sądzili, że po znajomości.

To całe szczęście, że prof. Gliński nie objął teki ministra nauki i szkolnictwa wyższego, bo wtedy instytut w ogóle byłby pod „pręgierzem publicznym” ?

Zapewne mielibyśmy jeszcze większy kłopot, bo pojawiłyby się sugestie, że wszystko to, co się dzieje jest konsekwencją prywaty. Reasumując: z jednej strony jesteśmy dumni z awansu naszego profesora, z drugiej nie chcemy być podejrzewani o wyjątkową przychylność ze strony nowego ministra.

Na taką życzliwość nowego ministra kultury liczy prezydent Białegostoku w kontekście pomysłu budowy Muzeum Pamięci Sybiru.

Wszędzie ważne sprawy regionalne wymagają szukania klasycznego poparcia. W centrali tych spraw są tysiące. Bez lobbingu ani rusz. Zresztą zawsze lepiej mieć przychylność człowieka, który zna temat, rozumie, czuje, poprze czy nawet tylko wyrazi pozytywną opinię. Nie widzę w tym nic zdrożnego. W końcu to nie jest jeszcze patologia na miarę tego, że ktoś buduje sobie drogę w powiecie, by mieć dobry dojazd do działki.

Ale formalnie profesor wciąż jest pracownikiem instytutu?

Tę sferę reguluje prawo: osoba, która uzyskuje mandat posła z mocy ustawy ma prawo do urlopu. Zresztą nie sposób pogodzić obowiązków czynnego zaangażowania w politykę na szczeblu rządowym z dydaktyką akademicką.

No właśnie, czy w nominacjach ministerialnych lub wypowiedziach polityków Prawa i Sprawiedliwości z ostatnich dni widać rozbieżność z narracją z kampanii wyborczej?

Wszystkie partie polityczne obiecują w kampanii więcej niż mogą zrobić. Nie wynika to ze złej woli, ale często z braku rozeznania sytuacji, szczególnie przez partię dotychczas opozycyjną. Bo nie wie, jaki jest budżet, podpisane umowy, stan kasy państwa. Z drugiej strony: jeśli obietnice te mają charakter gruszek na wierzbie, to wyborcy nie są aż takimi idiotami, jak się potocznie uważa. I bardzo łatwo wyczują, że coś tu nie gra. Tym bardziej że nie były to obietnicy a’la słynne Lecha Wałęsy: każdemu damy po 100 mln. Nie ulega jednak wątpliwości, że bywają takie, którym wcześniej czy później trzeba stawić czoła. Przy czym rola krytyki, i to ostrej, należy się opozycji. I niech ona patrzy na ręce rządzącym. Tylko dajmy im czas na wywiązanie się z obietnicy, chociażby tak konkretnej jak 500 zł na każde drugie dziecko. Z kolei rządzący powinni mieć jak największą świadomość, że akurat ta obietnica musi być spełniona. To ona przesądzi o wiarygodności nowej ekipy.

Pierwszym projektem ustawy, który Prawo i Sprawiedliwość złożyło tuż po ślubowaniu posłów, była ta zmieniająca reguły gry, zresztą zmienione w maju przez PO-PSL, w Trybunale Konstytucyjnym. Co prawda PiS się z niego na razie wycofało, ale opozycja już przedstawiała ten delikt jako pierwszą przesłankę do skoku na władzę sądowniczą.

Rzeczywiście strona rządząca po swojej stronie ma władzę wykonawczą, ustawodawczą i prezydencką. Jej politycy muszą się nauczyć współdziałania. Wbrew pozorom jest to skomplikowana struktura problemów, relacji, ograniczeń prawnych. Podejrzewam, że takich wpadek jeszcze im się parę przytrafi. Muszą nauczyć się pragmatyki władzy, czyli przewidywania konsekwencji swoich propozycji.

Ale w kampanii zapewniali, że są przygotowani do rządzenia

To prawda, że przygotowywali się do tego przez osiem lat. Mają pełne szuflady pomysłów, ustaw. Tego nikt nie neguje. Myślę raczej o przygotowaniu o charakterze egzekucyjnym. Muszą się nauczyć, jak to robić. Tym bardziej że inni patrzą im - i to bez taryfy ulgowej - na ręce.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Do tej pory spór między tymi wielkimi obozami (PiS i PO) rozgrywany był w kategoriach niezwykle symbolicznych. Odświeżano stare animozje, lęki. Z jednej strony mieliśmy straszenie PiS, z drugiej - przysłowiową ciepłą wodę w kranie, nic się nie dzieje, Polska w ruinie. To było zwarcie o bardzo dużym ładunku emocji i identyfikacji. Ponadto cały czas Smoleńsk w tle, dziś pojawili się uchodźcy jako zagrożenie. Teraz po przejęciu władzy, pojawią się realne problemy. Co dalej z gospodarką, co ze zróżnicowaniem regionalnym. Dla nas ta ostatnia sprawa jest bardzo ważna.

Chociażby co dalej z tą Polską wschodnią.

No właśnie, czy dalej traktować ją tak jak słyszeliśmy na taśmach z warszawskiej restauracji, czy może się nią jakoś zainteresować. Ponadto jeśli już ten obóz rządzący rośnie na gruncie fali przypływów nastrojów patriotyczno-narodowych, to pojawia się pytanie: czy ten typ identyfikacji ma się unowocześnić i jak tego dokonać. Inna kwestia to rola Kościoła, który stał w tle tego wielkiego sporu ideowego. Prawdę mówiąc od dwóch miesięcy Kościoła nie widzę w życiu politycznym. A już na pewno żadnej presji z jego strony na to, by po wyborach nastąpiła jakaś klerykalizacja. Jednym zdaniem: PiS musi nauczyć się pragmatyki rozpatrywania interesów, a jeśli chodzi o wymiar międzynarodowy to kultury dyplomatycznej. Tego z dnia na dzień się nie da się ogarnąć, ani przyswoić z podręczników. Trzeba wiedzieć, jak się zachować i jak mówić. W języku dyplomacji ważna jest nie tylko treść przekazu, ale i forma.

Już teraz ze strony opozycji (ale także europejskich polityków) posypały się gromy na ministrów administracji, dyplomacji czy spraw wewnętrznych za ich wypowiedzi o uchodźcach w kontekście paryskich zamachów.

Ja w tych ocenach byłbym ostrożny, bo pokazują one odbicie jakiegoś kompleksu: co o nas powiedzą inni. Co więcej, bardzo często jest tak, że to echo Europy jest wzmacniane przez nasze wewnętrzne konflikty. Kiedyś prezydent Francji Jacques Chirac palnął nam prosto w oczy, że Polska przegapiła okazję, by siedzieć cicho. Być może jest tak, że trzeba jasno artykułować swoje stanowisko, a później dopiero je zmiękczać. Ten kompleks to przejaw bardzo głębokiego prowincjonalizmu i niepewności tego, na ile możemy sobie pozwolić w demonstrowaniu własnego stanowiska. Z tymi, którzy siedzą cicho, nawet gdy mają rację, nikt się nie będzie liczył. Trzeba to wprost powiedzieć. Tym bardziej, że to, co obecnie artykułuje Polska nie jest niczym osobliwym, czego nie myślą i nie chciałyby powiedzieć kraje mniejsze: Czechy, Słowacja, Bułgaria, Bałtowie. Oni są mniejsi, być może nie czują się pewnie.

Spodobało się Panu expose Beaty Szydło?

Umiarkowanie, nie usłyszałem niczego nowego, było to podsumowanie kampanii wyborczej. Podobało mi się wyraźne hasło - rozwój - i jego rozwinięcie w gospodarce, projektach nowych ministerstw, polityce społecznej, polityce regionalnej. Zdecydowanie za mało konkretów w odniesieniu do szkolnictwa wyższego, mediów publicznych, kształtowania kultury narodowej (patriotycznej), polityki zagranicznej. Ale może to świadomy unik, aby nie rozpalać przedwcześnie namiętności.

A ułaskawienie Mariusza Kamińskiego?

To „ułaskawienie na zapas” przypomina mi powołanie przez PO sędziów Trybunału Konstytucyjnego przed upływem kadencji, na zapas. Nie chciałbym, aby tego typu działania stały się normą. Albo w Rzeczpospolitej rządzą prawa, albo prawem rządzą politycy. Oczekiwałbym od polityków większej roztropności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny