Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent miasta przegrał wybory, bo zachorował na żołądek

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Białostockie VIP-y w karykaturze  Cz. Sadowskiego z 1933 r. Od lewej: mec. Władysław Olszyński i prok. Józef Ostruszko. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Białostockie VIP-y w karykaturze Cz. Sadowskiego z 1933 r. Od lewej: mec. Władysław Olszyński i prok. Józef Ostruszko. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.
Prezydent miasta przegrał wybory, bo miał kłopoty z żołądkiem, chirurg sam mógł umrzeć na tężec, a naczelnik urzędu skarbowego zmarł na zapalenie mózgu.

Od lat wszyscy interesowali się życiem VIP-ów. Nie inaczej było i w listopadzie 1925 r. W krótkim komunikacie wydanym przez magistrat białostoczanie poinformowani zostali o ciężkiej chorobie prezydenta Bolesława Szamańskiego. Operował go znakomity chirurg Konrad Fiedorowicz. Więc wiadomo, że Szamańskiemu doskwierać musiały dolegliwości gastryczne. Czyli bankiety, przyjątka itd.

Stan chorego po operacji poprawiał się szybko. Ale prezydent leżał w łóżku przez 3 tygodnie. Na początku grudnia pacjent był już w domu. Lekarze zalecili mu jeszcze tydzień rekonwalescencji. Lecz Szamański mimo osłabienia "przeglądał preliminarz budżetowy miasta na 1926 rok". Na niewiele się to poświęcenie zdało, bo i tak wybory samorządowe w 1927 r. przegrał z kretesem.

Sprawa budżetu miasta w kontekście prezydenckiego zdrowia pojawiła się też w styczniu 1936 r. Trwały właśnie ostatnie uzgodnienia nad budżetem, aż tu nagle w Białymstoku wybuchła epidemia grypy. Złośliwy wirus nie ominął i prezydenta Seweryna Nowakowskiego. W związku z tym opinia publiczna dowiedziała się, że pan prezydent "już od kilku dni pozostaje w łóżku, wstrzymane więc zostały prace nad ostatecznym zbilansowaniem budżetu". Te kilka dni choroby nie zachwiały pozycją Nowakowskiego, który cieszył się wielkim szacunkiem białostoczan.

Zdecydowanie mniej szczęścia z wirusem grypy miał Władysław Nawratil, naczelnik białostockiego Urzędu Skarbowego. Do Białegostoku, aby objąć swe stanowisko, przyjechał w 1925 r. Wkrótce zachorował na zapalenie nerek. Kto by się zajmował nerkami zwykłego Kowalskiego. Ale nerki naczelnika skarbówki to już cały Białystok obserwował. Miejscowym medykom udało się wyleczyć Nawratila i gdy już wydawało się, że może poświęcić się naliczaniu podatków, to dopadła go grypa. Była wówczas naprawdę ciężką chorobą. Nawratil na skutek pogrypowych powikłań dostał zapalenia mózgu, które spowodowało "ogólny paraliż". Nieszczęsny naczelnik, w wieku 50 lat zmarł w lutym 1926 r. Jego pogrzeb, mimo krótkiej białostockiej kariery, był bardzo uroczysty. Nowością było to, że zaapelowano, aby zamiast kupować drogie wieńce wpłacać pieniądze na wspomożenie ubogich.

Nie mniejsze emocje towarzyszyły białostoczanom, którzy śledzili walkę o życie znanego w mieście chirurga Salomona Rozentala. W listopadzie 1925 r. operował on w szpitalu żydowskim poranioną w fabryce robotnicę. Nieszczęsna kobieta miała zmiażdżoną przez maszynę rękę. Podczas operacji Rozental skaleczył się w palec. Kilka godzin później u operowanej robotnicy pojawiły się oznaki tężca. Niestety nie udało się jej uratować. Tężec był wówczas śmiertelną chorobą. Ale co ze zranionym palcem doktora! Natychmiast wezwano do szpitala najlepszych lekarzy. Przybyli na miejsce doktorzy Bolesław Knapiński, Salomon Minc i Aleksander Gurwicz wstrzyknęli Rozentalowi surowicę przeciwtężcową. Podkreślano, że wyprodukowana była w Państwowym Zakładzie Higieny w Warszawie. Pomimo tego "temperatura u dr. Rozentala natychmiast podniosła się do 38,9 stopni, chory poczuł ból piekący we wszystkich stawach, mięśniach, kościach i organach wewnętrznych". Jednak dzięki tej koleżeńskiej pomocy uniknął niechybnej śmierci.

Nie od dziś wiadomo, że prawdziwego VIP-a poznać można po samochodzie i szybkiej jeździe. Czasem to vipowanie kończyło się niezbyt fortunnie. Tak też było w sobotnie popołudnie 1 września 1928 r. Po ulicy Kilińskiego, od strony pałacu jechał dość szybko samochód prowadzony przez dr. Wacława Szaykowskiego, komisarza Kasy Chorych. W przeciwnym zaś kierunku pędziła taksówka, w której na tylnym siedzeniu spoczywał znany ginekolog dr Karol Ginzburg. Traf chciał, że oba doktorskie auta zderzyły się dokładnie na samym zakręcie Kilińskiego przed pałacykiem gościnnym. Dr Szaykowski nie był ulubieńcem medycznego środowiska. Krytykowano go za decyzje podejmowane w Kasie jak też i za zachowanie nie licujące z powagą zawodu. Możemy jedynie domyślać się, co mieli sobie do powiedzenia obaj panowie doktorzy, stojąc obok rozbitych samochodów. Wiemy natomiast, że wywołało to nieskrywaną wesołość wśród zgromadzonych gapiów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny