Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawosławnym ofiarom wojny

Janusz Bakunowicz, Aneta Boruch
Józef Czołomiej w 1946 roku był 11-letnim chłopcem. Po dziś dzień przed oczami pojawiają się sceny z nocy z 2 na 3 lutego tegoż roku
Józef Czołomiej w 1946 roku był 11-letnim chłopcem. Po dziś dzień przed oczami pojawiają się sceny z nocy z 2 na 3 lutego tegoż roku
Mieszkańcy Zaleszan, Krasnowsi, Szpaków, Zań. Zamordowanych 30 furmanów. To nie jedyne prawosławne ofiary wojny i czasów powojennych. W Białymstoku ma stanąć pomnik ku ich pamięci.

- Nie powinno dzielić się ofiar ze względu na ich wyznanie - uważa dr Andrzej Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.

Józef Czołomiej w 1946 roku miał 11 lat. Wraz z rodzicami mieszkał w Zaniach w gminie Brańsk. Jako mały chłopiec pamięta, jak niemalże co noc przychodzili do wsi i grabili, co popadnie. Podczas jednej z ostatnich wizyt nawet fajerki z pieca zabrali.

- I po co? Do czego to im było potrzebne - zastanawia się pan Józef. - Może dlatego, żebyśmy z głodu poumierali.

Jednak chłopiec nie zdawał sobie sprawy, ze najgorsze ma jeszcze nadejść. Że noc z 2 na 3 lutego 1946 roku zakarbuje się w jego pamięci i mimo sędziwego wieku będzie ją pamiętał w najdrobniejszych szczegółach. Bo takich szczegółów nie da się z pamięci wymazać.

Koszmar życia

Przyszli od strony Olędzkich. Zatrzymali się około pół kilometra od wsi. Potem otoczyli wieś i zaczęli podpalać domy. Do tych, co uciekali strzelali jak do kaczek.

- Niektórych żywcem wpychali do płonących domów - ten widok pan Józef do dzisiaj przed oczami. - Ta noc to najgorszy koszmar mego życia. Na moich oczach ginęli koledzy, koleżanki, sąsiedzi. Ci, do których na co dzień mówiłem "Dzień dobry". Ginęli w bestialski sposób.

Tragiczny los omalże nie spotkał i małego Józka. Mimo swego wieku stał w szeregu do rozstrzelania...

- Tu kiedyś stał chlew - wskazuje miejsce nieopodal posesji, gdzie niegdyś stał jego dom. - Ale pepesza, taka z krążkiem u dołu zacięła się. Długo nie myśląc, rzuciłem się do ucieczki w stronę pobliskiego lasu. Razem ze mną uciekało kilka innych osób. Ja dobiegłem. Ich dosięgły kule. Chyba ten, co pod gruszą siedział, tak siekł z karabinu maszynowego.

Owej nocy w Zaniach zginęły 24 osoby. Najmłodsza miała 4 lata. Wszyscy leżą w zbiorowej mogile, pół kilometra od wsi w stronę Olędzkich. Tam, skąd przyszła śmierć. Na płycie nie napisano, kto ponosi odpowiedzialność za pacyfikację wsi. Ale wszyscy wiedzą. Odpowiedzialność ponosi kpt. Romuald Rajs "Bury". Mieszkańcy Zań to nie jedyne ofiary przemarszu "Burego" przez nasz powiat. Jego oddział pozostawił na swoim szlaku 80 ofiar, w tym 30 furmanów, których zamordowano w lesie nieopodal Puchał Starych. Wszystkie ofiary były wyznania prawosławnego.

W 1950 roku na "Burym" wykonano karę śmierci. Jednak w 1995 roku wyrok unieważniono, a sam "Bury" został rehabilitowany. Przeciwnicy rehabilitacji "Burego" założyli Komitet Rodzin Pomordowanych Furmanów, który między innymi wystąpił z inicjatywą budowy pomnika, na którym miał zostać umieszczony napis: "W hołdzie pomordowanym przez zbrojne podziemie". Na budowę nie zezwoliła ówczesna wojewoda podlaska Krystyna Łukaszuk, argumentując, że w związku z uznaniem wyroku śmierci Romualda Rajsa za nieważny, napis taki jest nadużyciem. Członkowie komitetu nie dali za wygraną. Pomnik stanął na Cmentarzu Wojennym w Bielsku Podlaskim jedynie z nieco zmienionym napisem.

Za wiarę i narodowość

Zbiórka

Kiedy pomnik powstanie, jeszcze nie wiadomo. Zależy kiedy uda się zebrać potrzebne 150 tys. zł. Komitet budowy pomnika prowadzi społeczną zbiórkę. Pieniędze można wpłacać na specjalne konto, utworzone przez stowarzyszenie. W cerkwiach rozdawane są też ulotki o tej akcji.

Pamięć wyznawców prawosławia, ofiar drugiej wojny światowej i powojennych represji od dawna chcieli uczcić wyznawcy tego wyznania z Białegostoku.

- Jak do Polski weszli Sowieci, wielu prawosławnych było deportowanych do Związku Radzieckiego, przymusowo wcielano ich do Armii Czerwonej, ginęli na frontach - wylicza Konstanty Masalski, przewodniczący komitetu budowy pomnika prawosławnych ofiar Białostocczyzny. - To nasi współbratymcy. Naszym obowiązkiem jest uczcić ich pamięć, by nie została zatracona.

Walka trwała ponad 11 lat, bo władze odmawiały zgody na postawienie pomnika. Wreszcie udało się.

Pomnik - kapliczka stanie w ogrodzeniu cerkwi św. Ducha przy ulicy Antoniukowskiej. Znajdzie się na niej napis: "Prawosławnym ofiarom drugiej wojny światowej, męczennikom za wiarę i narodowość w latach 1939-1956, świętym ziemi podlaskiej".

Inicjatorzy budowy skupili się na tym okresie, bo uważają, że to czas największych prześladowań.

- Uważamy, że rok 1956 to data symboliczna - tłumaczy Masalski. - Gdy weszli Sowieci, wielu prawosławnych deportowali, przymusowo wcielali do armii i prześladowali. Ten duch stalinizmu trwał do 1956 roku.

Historycy zgłaszają jednak zastrzeżenia do sposobu, w jaki upamiętnione będą prawosławne ofiary.

- Nie powinno dzielić się ofiar ze względu na ich wyznanie - uważa dr Andrzej Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku. - Uważam, że raczej należałoby postawić pomnik Białorusinom, ofiarom totalitaryzmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny