Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawosławny skit w Odrynkach, czyli droga ojca ihumena Sofroniusza [ZDJĘCIA]

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Tak tu cicho, że słyszy się przyrodę, słyszy się własne myśli. Skit na rozlewiskach w Odrynkach to miejsce magiczne. Wydaje się częścią otaczającej go – z każdej strony –  natury, choć przecież nie da się ukryć, że stworzony jest i uporządkowany ludzką ręką.
Tak tu cicho, że słyszy się przyrodę, słyszy się własne myśli. Skit na rozlewiskach w Odrynkach to miejsce magiczne. Wydaje się częścią otaczającej go – z każdej strony – natury, choć przecież nie da się ukryć, że stworzony jest i uporządkowany ludzką ręką. Wojciech Wojtkielewicz
Jest takie świeckie powiedzenie: chcesz boga rozśmieszyć, opowiedz mu o swoich planach. ja nic nie planuję. Dobrze mi jak jest – mówi ojciec Sofroniusz. Od trzech lat mieszka w Odrynkach.

Tak tu cicho, że słyszy się przyrodę, słyszy się własne myśli. Skit na rozlewiskach w Odrynkach to miejsce magiczne. Wydaje się częścią otaczającej go – z każdej strony – natury, choć przecież nie da się ukryć, że stworzony jest i uporządkowany ludzką ręką.

Potrzebny był gospodarz

Tydzień przed Świętami Wielkanocy dwie kobiety myją okna w tutejszej cerkwi.

- Mama i ciocia. Prosimy je o pomoc trzy razy w roku: na Boże Narodzenie, na Paschę, na Święto Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich, patronów skitu – mówi ojciec Ihumen Sofroniusz. Sam też przygotowuje skit do świąt: grabi liście, które zostały jeszcze z jesieni, sprząta… Ojciec Augustyn pierze zasłony, a mnich Antoni gotuje obiad, bo przecież kobiety, które sprzątają w cerkwi, trzeba dobrze przyjąć.

Ojciec Sofroniusz do skitu przyszedł ponad trzy lata temu, po śmierci ojca Gabriela. Najpierw, po śmierci gospodarza i założyciela, skitem opiekowali się bracia z Supraśla. Bo przecież ojciec Gabriel wywodził się z zakonu w Supraślu, a skit podlega pod tamtejszy monaster. Szybko jednak okazało się, że to bardzo trudne zadanie. Braci z supraskim monasterze jest niewielu, a sam klasztor – duży. Pracy jest więc tyle, że trudno było wydelegować kogokolwiek jeszcze do Odrynek. Potem opiekę nad skitem przejęły siostry z Monasteru Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w Zwierkach. Opiekowały się gospodarstwem, cerkwią, śpiewały liturgie. Ale znów pojawił się problem. Bo w Zwierkach jest tylko dwóch kapłanów, a jeden wciąż musiał jeździć do Odrynek, by tam sprawować nabożeństwo, więc w Zwierkach zostawał tylko jeden. A ludzi do spowiedzi w Zwierkach jest dużo, jeden kapłan nie daje rady ze wszystkim.

Poza tym w Odrynkach potrzebny był gospodarz. Ktoś, kto zamieszkałby tu na stałe. I to nie jedna osoba, bo jedna przecież nie da rady ze wszystkim. Nabożeństwa, spowiedzi – bo ludzie ciągle tu przychodzą, choć to przecież niczyja parafia. A i teren trzeba oporządzić, posprzątać, by wszystko lśniło...

Metropolita Sawa zapytał więc mnichów z klasztoru w Jabłecznej, który gotów jest na posługę w Odrynkach. Zgodziło się trzech: diakon ojciec Augustyn, mnich Antoni (który niedawno został postrzyżony przez arcybiskupa Jakuba), no i ojciec Sofroniusz, który jest tu przełożonym, czyli ihumenem.

- Dlaczego chciałem tu przyjechać? Ech, może o tym nie mówmy – ucina ojciec Sofroniusz. Zdradza za to, że do klasztoru poszedł już po pierwszym roku studiów na Politechnice Białostockiej. Najpierw kilka lat był w Ujkowicach później, chyba z 17 w Jabłecznej.
Teraz mieszka w jednym z maleńkich domków, postawionych w Odrynkach. Jest tu koza – by zimą było cieplej, łóżko, sosnowy stół, toaleta, półki z książkami. Skromnie, ale jednocześnie jasno i jakoś tak przytulnie. Każdy z mieszkańców ma taki domeczek, w jednym jest nawet łazienka i kuchnia.

Przygotowania do świąt

Teraz w kuchni trwają już przygotowania do świąt. Skromnie będzie, ale mnisi i tak docenią ten posiłek.

- Mięsa w ogóle nie jemy, a teraz przed świętami to jeszcze bardziej pościliśmy. Ryba i jajko na śniadaniu wielkanocnym to będą rarytasy – uśmiecha się ojciec Sofroniusz.

Ale oczywiście święta to nie tylko jedzenie. To przede wszystkim modlitwa. Rano więc ojciec odprawi nabożeństwo. Przyjadą pewnie ludzie z okolic. Bo nadal wielu przyjeżdża się tu pomodlić, mimo że parafię mają zupełnie gdzie indziej. Zresztą i godzinami nabożeństw mierzy się tu czas na co dzień. Rano ojciec odprawia jutrznię, później pierwszy czas, wieczorem – dziewiąty czas, czyli wieczernię. W sobotę główna liturgia jest o 10, bo wtedy przychodzi więcej ludzi.

- W tygodniu nikt do nas raczej nie przychodzi. Mamy czas dla siebie, dla skitu – mówi ojciec Sofroniusz.

Choć tak naprawdę cisza i spokój są tu tylko wczesną wiosną, późną jesienią i zimą.

Skit znaczy droga

Skit zbudowano na rozlewiskach. Zimno tu więc i bardziej wieje niż tam, gdzie teren otoczony jest lasami. Ludzi odstraszają też ciągle zalane drogi, choć tak naprawdę, mimo że woda sięga za błotniki, z przejechaniem nie ma właściwie problemu. Inaczej jest, gdy zaświeci słońce i drogi robią się przejezdne. Wtedy i ludzi tu pojawia się coraz więcej.

Skit w Odrynkach ludzie traktują jako atrakcję turystyczną. Nadal więc zdarzają się hałaśliwe wycieczki, których nikt wcześniej nie zapowiada, natrętni fotografowie, którzy bez pytania o pozwolenie robią zdjęcia mnichom czy niezapowiedziani „goście”, którzy próbują otworzyć każde drzwi. Ale i tak dziś jest tu dużo spokojniej niż kilka lat temu, kiedy gospodarzem był tu ojciec Gabriel.
Ale są też ludzie, którzy przyjeżdżają tu na nabożeństwo, pomodlić się z braćmi, poszukać Boga. Oni są cisi, skupieni, szanują i skit, i jego domowników, i Boga.

– Pustelnią Odrynki nigdy tak naprawdę nie były. W 2009 roku nawet metropolita Sawa zmienił pustelnię na skit – mówi ojciec Sofroniusz. I tłumaczy, co słowo „skit” oznacza: - Z egipskiego to znaczy „droga”.

Tych słów z egipskiego w języku monastycznym jest zresztą dużo więcej. Mnisi na przykład mieszkają w klieljach lub celach.
Jak opowiada ojciec Sofroniusz, skity powstają zazwyczaj przy dużych ośrodkach monastycznych. To tak jakby mniejszy monaster podległy pod większy.

– Weźmy na przykład Częstochowę, gdzie przyjeżdża cała masa turystów. A wiadomo, że mnisi chcieliby zająć się modlitwą, pracą, bo przecież po to przyszli do monasteru. Dlatego budują sobie gdzieś w lesie malutki klasztorek – podległy pod ten główny, gdzie nie przyjmują turystów, więc spokojnie mogą zająć się modlitwą – tłumaczy ojciec Sofroniusz.

Przyznaje, że on i bracia z Odrynek ten spokój, ciszę i czas modlitwy niezwykle doceniają.

- Uwielbiamy wręcz – uśmiecha się.

Dlatego starają się wszystko w skicie zrobić sami, jak najrzadziej prosić o pomoc z zewnątrz. Choć pracy tu bywa naprawdę dużo. Wciąż jest coś do posprzątania, wciąż coś trzeba coś naprawić czy wręcz zbudować. Tu nowy ganek, tu murek, tu liście do zgrabienia albo gałęzie, które trzeba przyciąć, do skoszenia jest trawa, podlać trzeba kwiaty… Na to trzeba i czasu, i pracy.
Ale i gości, tych turystów trzeba przecież przyjąć. Zawsze któryś z braci oprowadzi po skicie, opowie historię tego miejsca, wytłumaczy, pokaże cerkiew, odpowie na pytania. Choć wiele osób wcale tego nie potrzebuje. Wpadną na podwórze, rozejrzą się i mówią, że chcą na wodę popatrzeć. Albo puszczą drona, czasem nawet o tym nie uprzedzając. Pohałasują, pohałasują i pojadą. Myślą, że skit to atrakcja turystyczna…

Ludzie lgną do kapłanów

Takich ludzi to ojciec Sofroniusz nawet nie fotografuje. Za szybcy, za nerwowi, zbyt pewni siebie… A szkoda, bo fotografia wykonana przez ihumena to byłaby pamiątka na całe życie, a nawet dla potomnych.

Widoków też nie lubi fotografować, choć tu tak pięknie. Najważniejsi są dla niego są ludzie, bo – jak tłumaczy – ludzie odejdą, a widoki pozostaną.

– Ach, fotografie to potrzebne są tylko fotografującemu – bagatelizuje swój talent i umiejętności ojciec Sofroniusz. Ale zaraz daje się namówić do rozmowy o fotografii. O tym może rozprawiać godzinami. A i słuchać go można godzinami. Zwłaszcza, gdy przyniesie swoje zdjęcia i… aparaty.

Ojciec Sofroniusz na zdjęciach dokumentuje przede wszystkim życie mnichów. To codzienne, przy zwykłej pracy, ale i to świąteczne, przy posłudze w cerkwi.

Aparatów ma mnóstwo – i to nie byle jakich: tu piękne drewniane camery obscury do fotografii otworkowej, które sam wykonał, tu aparaty wielkoformatowe, tu małoobrazkowe, średnioobrazkowe, a tu jeszcze udało mu się kupić okazyjnie piękny zabytkowy aparat do fotografii ambrotypowej.

- Pierwszy aparat dostałem, jak miałem osiem lat. To był Ami 66, średnioformatowy, do tej pory go mam! Jest w pudełku i mam gwarancję, więc jak się zepsuje, to mogę go pewnie oddać do sklepu – żartuje. - Kolejna była Czajka, na pół klatki, 82 zdjęcia.
Szybko jednak zajął się historycznymi metodami fotografii.

- Z potrzeby serca – przekonuje. I zaraz znów dodaje półżartem: - Bo człowiek musi się rozwijać. A żeby się rozwijać, to musi czasem pójść do tyłu. Teraz jest cyfra, photoshop i koniec. A ja wciąż się cofam i wciąż mam tyle do poznania, jeśli chodzi o stare techniki fotografii.

Pogrzeb ojca Gabriela w Odrynkach. Wspomnienie o pustelniku, do którego ludzie lgnęli (zdjęcia)

Ojciec Sofroniusz pokazuje swoje zdjęcia. Choć zrobione zupełnie niedawno, wyglądają, jakby miały ze sto lat! To dzięki specjalnej technice, którą wykorzystywał.

– To fotografia ambrotypowa – tłumaczy.

Dawno jednak już nic w tej technice nie zrobił.

– Wena odeszła – śmieje się. – Ale wystarczy, że popatrzę na kogoś i wróci. Zdjęcia same ułożą się w głowie.

Święto Jordanu w Odrynkach. Prawosławni obchodzą Święto Objawienia Pańskiego, czyli Chrzest Pański [ZDJĘCIA]

Ojciec Sofroniusz lubi Odrynki. Mimo że to nie pustelnia. Że ludzi czasem tu pełno. Wielu jeszcze ciagle przyjeżdża tu po zioła, przyzwyczajeni, że miał je tu zawsze poprzedni mieszkaniec, ojciec Gabriel.

- A my mamy zioła. I mamy przepisy ojca Gabriela. Nie ma więc z tym problemu. Nie leczymy co prawda, bo nie mamy o tym pojęcia, ale jak ktoś wie, na jaką chorobę cierpi i jaką mieszankę polecał mu ojciec Gabriel, to na pewno ją u nas dostanie – zapewnia ojciec Sofroniusz.

Odrynki. Święto patronów skitu w Odrynkach. Mija 500 lat od cudownego objawienia nad Narwią

Ale są też i tacy, którzy przyjeżdżają, bo potrzebują rozmowy, porady, a czasem po prostu wygadania się.
– Zawsze tak było, że do kapłanów lgną ludzie, którzy mają problemy duchowe czy jakieś inne – przyznaje ojciec Sofroniusz. - Wolałbym, żeby tych problemów nie mieli, żeby dobrze im się żyło.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny