Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stacja benzynowa w Suwałkach. Nie działał terminal. Pracownik zarekwirował auto klientki

Helena Wysocka
Pracownik stacji ustalił, że naprawa potrwa parę godzin. A gdy Urszula W. zaczęła się niecierpliwić, zadzwonił do swego przełożonego. Ten miał nakazać, by pod żadnym pozorem nie oddawać auta klientce.
Pracownik stacji ustalił, że naprawa potrwa parę godzin. A gdy Urszula W. zaczęła się niecierpliwić, zadzwonił do swego przełożonego. Ten miał nakazać, by pod żadnym pozorem nie oddawać auta klientce. Polska Press Grupa
Pracownik stacji zarekwirował auto klientki, która nie mogła zapłacić za paliwo, bo zepsuł się terminal.

- Zagroził, że jeśli spróbuję wyjechać, to wezwie policję - opowiada nasza Czytelniczka. - Potwornie się przestraszyłam. Stacja jest na obrzeżach miasta, bankomaty - daleko, a naprawa terminala miała trwać kilka godzin.

Z opresji wyratowała ją... dziennikarka „Współczesnej”, która przyjechała z „okupem”.

Ciemno i do banku daleko

Urszula W. mieszka na wsi pod Suwałkami. W piątkowy wieczór, gdy wracała z pracy, zauważyła, że w baku kończy się paliwo. Zatrzymała się więc na najbliższej stacji, która - pech chciał - wypadła na Kamenie. To niewielkie, położone na skraju Suwałk i niezbyt dobrze oświetlone osiedle.

- Nie jeden raz tam tankowałam - opowiada kobieta. - Wiedziałam, że można zapłacić kartą płatniczą i to było najważniejsze, bo w portfelu miałam jakieś drobne.

Zatankowała za 150 zł i poszła do kasy, by uregulować rachunek. Sprzedawca wziął kartę, parę razy próbował uregulować nią należność, ale transakcji nie można było dokonać.

- Zadzwoniłam do swego banku, bo myślałam, że to z jego winy mam kłopoty - opowiada. - Ale okazało się, że winny jest terminal. Zawiesił się.

W takich sprawach najważniejsze jest ludzkie podejście

Leszek Mironiuk
rzecznik prasowy Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Białymstoku

Pracownik stacji ustalił, że naprawa potrwa parę godzin. A gdy Urszula W. zaczęła się niecierpliwić, zadzwonił do swego przełożonego. Ten miał nakazać, by pod żadnym pozorem nie oddawać auta klientce.

- Powiedział, żebym poszła do bankomatu i pobrała pieniądze - irytuje się Urszula W. - Ale najbliższy jest ze dwa kilometry od stacji. Poza tym było już ciemno, ulice wyludnione i po prostu bałam się ruszyć z tej stacji.

Nie mogła poprosić o pomoc nikogo z rodziny, bo jest osobą samotną. Zdesperowana, chcąc opisać absurdalną sytuację, zadzwoniła do dziennikarki „Współczesnej”, która - nie zastanawiając się długo - pośpieszyła na ratunek i przywiozła pieniądze.

Życzliwości za grosz

Pracownicy inspektoratu handlowego mówią, że z każdej sytuacji jest wyjście. Potrzeba tylko nieco dobrej woli. Sprzedawca mógł np. poprosić klientkę o oświadczenie i pozwolić jej pojechać do bankomatu po pieniądze. W żadnym przypadku nie miał prawa rekwirować auta, ponieważ to z jego winy nie doszło do transakcji.

Stanisław Buksa, prezes ełckiego „Transbudu”, będącego właścicielem stacji benzynowej, która dla naszej Czytelniczki stała się aresztem, mówi, że po raz pierwszy słyszy o takiej sytuacji. I jest nią zażenowany.

- Nie była to kwota na tyle duża, by utrudniać życie klientce - mówi. - Nie wiem, kto podjął taką decyzję. Być może mój zastępca, ale on jest na tygodniowym wyjeździe. Nie było to profesjonalne działanie i będę je wyjaśniał.

Jednak Urszuli W. to już nie obchodzi. - Jedno jest pewne. Nigdy więcej nie będę tam tankować - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna