Zatrudniliśmy chłopaka z autyzmem. Trener stale go motywował, pokazywał, jak należy zachowywać się w pracy itd. Pewnego dnia okazało się, że chłopak ma uzdolnienia informatyczne. Teraz nawet zaczyna rozmawiać z innymi pracownikami - opowiada Andrzej Ciulkin, prezes firmy Kontri.
Jest jednym z pracodawców, którzy wysłali pismo do prezydenta Białegostoku. Powodem była informacja o zawieszeniu programu trenerów pracy. Korzystało z niego 40 podopiecznych.
Trenerzy to osoby, które wyszukują autystyczne, niepełnosprawne intelektualnie, z różnymi schorzeniami, znajdują im pracę, po czym pomagają im aż do usamodzielniania się. Motywują np. osobę z depresją, która nie chce wstać z łóżka, by poszła do pracy.
Do tej pory trenerzy pracowali na zlecenie miasta. Teraz władze postanowiły przekazać program organizacjom pozarządowym. Ogłoszono konkurs, który wygrało stowarzyszenie My dla Innych.
I zaczęły się problemy. Choć w budżecie zapisano na to zadanie 120 tys. zł, urząd obciął pieniądze o 30 tys. zł. Dlaczego? W ogłoszeniu konkursowym była mowa o tym, że poszukuje się trzech trenerów i mentora, który koordynowałby prace i prowadził zajęcia grupowe dla podopiecznych. Stowarzyszenie wpisało, że zatrudni kołcza. Komisja konkursowa uznała, że od mentora można oczekiwać większego zakresu działań niż od kołcza.
- Według urzędu ten ostatni może prowadzić wyłącznie trening personalny, a nie zajęcia grupowe, jak mentor. A kołcz i mentor to dokładnie to samo - przekonuje Rafał Średziński prezes stowarzyszenia My dla Innych. Dodaje, że żaden z tych zawodów nie jest zawodem regulowanym. - To nie jest tak jak z psychologiem i psychiatrą, gdzie każdy zajmuje się czym innym. Kołcz również może prowadzić zajęcia grupowe - zapewnia.- Mogliśmy zamiast „kocz” wpisać „mentor”. Wtedy spełnilibyśmy warunki konkursowe - uważa.
Komisja konkursowa miała też inne zastrzeżenia. - Zadanie powinno być realizowane przez minimum czterech trenerów pracy. Oferent zadeklarował zaangażowanie trzech trenerów, z czego dwóch będzie miało cały etat, ale jeden połówkę - mówi rzeczniczka prezydenta Urszula Mirończuk. - To m.in. było podstawą obniżenia kwoty dotacji - dodaje rzeczniczka.
Rafał Średziński twierdzi, że zaproponował 2,5 etatu, bo wyliczył, że ich zapewnienie kosztowałoby ponad 90 tys. zł. Planował też kampanię reklamową i wydruk ulotek, choć konkurs tego nie wymagał. Chciał za 300 zł wydrukować kartki z opisem, kto to jest trener pracy. - Byłyby wręczane pracodawcom, by zachęcić ich do wzięcia udziału w projekcie - dodaje Średziński.
Brak porozumienia z miastem spowodował, że stowarzyszenie zrezygnowało z prowadzenia projektu. Miasto ogłosi wkrótce nowy konkurs. My dla Innych zamierza wziąć w nim udział. - Napiszemy, że zatrudnimy mentora. Będzie to ta sama osoba, która miała być kołczem. Ale formalnościom stanie się zadość - mówi Średziński.
Tyle że od 31 marca niepełnosprawni intelektualnie nie mają trenerów.
60 sekund biznesu - 14.04.2017
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?