Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Postawili na tradycyjne smaki

Barbara Kociakowska [email protected]
Hanna i Robert Backielowie z Łysek postanowili wyprodukowane w swoim rodzinnym gospodarstwie jabłka przerabiać na soki. Mówią, że ludzie zaczynają poszukiwać 	               zdrowej, naturalnej żywności.
Hanna i Robert Backielowie z Łysek postanowili wyprodukowane w swoim rodzinnym gospodarstwie jabłka przerabiać na soki. Mówią, że ludzie zaczynają poszukiwać zdrowej, naturalnej żywności. Wojciech Wojtkielewicz
Coraz więcej osób chce kupować prawdziwą, wiejską żywność. A rolnicy coraz częściej stawiają na przetwórstwo - proponują tradycyjne wędliny, sery, chleby.

Produkty tradycyjne

Produkty tradycyjne

Na krajowej (tzw. ministerialnej) liście znajduje się 59 produktów tradycyjnych z woj. podlaskiego. Mogą się znaleźć na niej produkty, których jakość lub wyjątkowe cechy i właściwości wynikają ze stosowania tradycyjnych metod produkcji.
Uważa się za nie takie, które są wykorzystywane od co najmniej 25 lat.
Podlaskie specjały znalazły się także na bardziej elitarnej - tzw. unijnej liście produktów tradycyjnych. Ser koryciński "Swojski" posiada certyfikat "Chronione Oznaczenie Geograficzne", a pierekaczewnik "Gwarantowana Tradycyjna Specjalność".

Hanna i Robert Backielowie, właściciele sadu w podbiałostockich Łyskach, z jabłek wyprodukowanych w swoim gospodarstwie robią soki - naturalne, bez dodatku cukru, wody i konserwantów.

- Do uruchomienia przetwórstwa zmusiły nas okoliczności - opowiada Robert Backiel.

Kiedyś grad zbił wszystkie jabłka w ich sadzie. Owoców tych nie dało się sprzedać, chyba, że do zakładów przetwórczych. Ale one płaciły grosze. Zanosiło się więc na klęskę. I wtedy dojrzał pomysł, by zacząć robić soki.

- Pomysł ten pojawiał się już wcześniej, ale obawialiśmy się tych wszystkich wymogów - tłumaczy pan Robert. - Po gradobiciu nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy pokonać wszystkie trudności. I tak powstała firma "Podlaski sad". Było to w grudniu 2012 r.

Robert Backiel przyznaje, że wiedzieli, iż nie będzie łatwo, bo w Polsce takie produkty nie były jeszcze popularne. Dopiero wchodziły na rynek, a ludzie zaczynali je poznawać, przekonywać się do nich. Uważa jednak, że już się to zmienia. Od stycznia zostaną poluzowane przepisy i łatwiej będzie przetwarzać i sprzedawać wyprodukowaną w gospodarstwie żywność.

- To z pewnością pobudzi rolników do działania, będą mieli większe możliwości - podkreśla sadownik. - Zaczną wytwarzać różne produkty. Na pewno skorzystają na tym mieszkańcy miast, którzy w weekendy będą mogli przyjechać do podmiejskich gospodarstw po dobrą i zdrową żywność .

Soki tłoczone przez Backielów można kupić w części sklepów oraz w ich gospodarstwie. Myślą oni o zorganizowaniu u siebie punktu sprzedaży z prawdziwego zdarzenia - takiego, w którym przez cały czas ktoś będzie czekał na klientów, z parkingiem.

- Chciałbym, żeby przy tym punkcie była możliwość degustacji soku - mówi pan Robert. - Sprzedawaliśmy też jabłka z własnego sadu.

Backielowie produkują kilka rodzajów soku (z dodatkiem innych owoców lub warzyw). Poza aronią wszystko uprawiają we własnym gospodarstwie. Aronia, która jeszcze nie owocuje w dużych ilościach, sprowadzana jest z gospodarstwa ekologicznego spod Sokółki.

Robią tradycyjne wędzonki

Swoje, odkładane przez jakiś czas, plany dotyczące produkcji wędlin zrealizowali też Małgorzata i Krzysztof Wojtachowie z kolonii Szpakowo (gm. Jaświły).

- Pomysł dojrzewał przez rok - tłumaczy Małgorzata Wojtach. - Trochę przerażała nas biurokracja, te wszystkie wygórowane wymagania. Ale udało się to jakoś opanować. Powstały "Biebrzańskie smaki".

Wojtachowie zajmują się produkcją trzody chlewnej. A, że pani Małgorzata zawsze potrafiła robić dobre wędliny, znała stare, sprawdzone receptury, które przekazała jej mama, chciała zacząć produkować wędzonki na trochę większą skalę. Podkreśla jednak, że inwestycja nie mogłaby zostać zrealizowana, gdyby nie unijne fundusze.

- Koszty byłyby zbyt duże - zauważa rolniczka.

Wojtachowie do produkcji wędlin wykorzystują tuczniki wyhodowane we własnym gospodarstwie. Dodają tylko naturalne przyprawy. I choć takie wędliny są droższe od produkowanych masowo, to sprzedają się dobrze.

- W naszym gospodarstwie zakupy robią nie tylko mieszkańcy okolicznych miejscowości, przyjeżdżają białostoczanie i turyści - wylicza pani Małgorzata. - Zainteresowanie jest duże.

Biznes rozkręcił się na tyle, że wkrótce rolnicy ze Szpakowa otworzą sklep w Białymstoku. Oprócz swoich wędlin będą w nim inne wiejskie produkty: prawdziwy chleb pieczony w piecu chlebowym, naturalne soki, sery korycińskie, wiejskie jajka.

- Będzie to sklep z dobrą żywnością - mówi Małgorzata Wojtach. - Widać, że ludzie jej poszukują, przyjeżdżają specjalnie po nią do gospodarstw. I widać, że ten trend się nasila.

Na wędliny i sery postawili również Grażyna i Dariusz Putkowscy z Rotek (gm. Drohiczyn).

- Od pokoleń robimy wędliny i sery na własne potrzeby - mówi pani Grażyna. - Kiedyś przygotowywały je babcia i mama męża, a później ja.

Rolniczka z Rotek nauczyła się też robić sery. A że bardzo smakowały wszystkim znajomym, zaczęła startować w różnych konkursach kulinarnych. Szybko pojawiły się sukcesy. Nagrody zdobywane na konkursach zmobilizowały do dalszej pracy. A że można było skorzystać z unijnych funduszy, Putkowscy postanowili spróbować i ruszyć z produkcją na większą skalę - powstała "Dażynka - Nadbużańskie smaki". Przystosowanie budynków i załatwienie wszelkich formalności zajęło im rok. Najpierw swoje wyroby, m.in. : wędzonki, pasztety, kaszanki, sery, sprzedawali w gospodarstwie oraz w okolicznych sklepach. Przed świętami wielkanocnymi otworzyli w Siemiatyczach sklepik firmowy.

Oprócz całego asortymentu swoich wyrobów sprzedają w nim także produkty innych lokalnych producentów, np. przyprawy z "Darów Natury", kiszkę ziemniaczaną, mąkę z Repek, sękacze, mrowiska. Udało im się także zalegalizować sprzedaż jajek z własnego gospodarstwa.
Ludzie szukają takich produktów

Halina Raducha mieszka prawie na obrzeżach Dąbrowy Białostockiej. Robi tradycyjne twarogi klinki, od trzech lat działa też w Dąbrowskim Stowarzyszeniu Produktu Lokalnego.

- Z roku na rok jest coraz większe zainteresowanie produktami tradycyjnymi - mówi. - Na różnego rodzaju targach wiele osób poszukuje takich produktów: sera, chleba, ziół, swojskiego masła. Wśród nich jest dużo młodzieży.

Dodaje, że widać, że społeczeństwo potrzebuje produktów lokalnych. Dzwonią osoby ze sklepów ze zdrową żywnością. Deklarują, że przyjadą sami do gospodarstwa, zabiorą każdą ilość. Widać, że zmienia się mentalność społeczeństwa. Okres zachłyśnięcia się wysokoprzetworzonymi produktami z marketów mamy już za sobą. Teraz szukamy produktów naturalnych.

Członkowie Dąbrowskiego Stowarzyszenia Produktu Lokalnego robi ą tradycyjne chleby na zakwasie, sery, masło, babkę i kiszkę ziemniaczaną, ciasta.

- Ludzie znajdują naszą stronę internetową, dzwonią do konkretnych producentów, żeby się umówić - podkreśla Raducha.
- Do naszych gospodarstw przyjeżdżają często po żywność mieszkańcy odległych miast: Warszawy, Poznania.
Kupują oni od razu większą ilość produktów - nie tylko sobie, ale także rodzinie, znajomym. Szukają jajek, serów, wędlin, pieczywa.

Członkowie stowarzyszenia czekają z niecierpliwością na zmianę przepisów, które pozwolą bez problemu, legalnie sprzedawać takie produkty w gospodarstwach. Bo dla małych gospodarstw, takich kilkuhektarowych, jest to dodatkowe, bardzo ważne źródło dochodu. A na wsiach jest dużo osób, które potrafią przygotowywać tradycyjne produkty: chleby, ciasta (np. sękacze), wędliny, sery.

- Kiedyś w każdym gospodarstwie był pieczony chleb, robione sery, masło - zauważa Halina Raducha. - Ja się w takim domu wychowywałam, dlatego później zaczęłam te rzeczy robić sama. Najpierw na własny użytek, później chcieli kupować je znajomi, a kiedy zaczęłam działać w stowarzyszeniu, jeździć na targi, konkursy wypromowałam Klinek dąbrowski.

Zależy jej, by poprzez takie produkty promować swoją gminę, pokazać wartościowe produkty - nie tylko Polsce, ale i światu. Podkreśla, że trzeba wyjść z nimi do ludzi, żeby je poznali.

Będzie łatwiej sprzedać

Wielu podlaskich rolników chce sprzedawać wyprodukowane w swoich gospodarstwach specjały - np. wędliny, chleby, kiszki i babki ziemniaczane przygotowane według tradycyjnych receptur. Na razie jednak sprzedaż wiejskiej żywności wcale nie jest łatwa, ale w przyszłym roku zmienią się przepisy i zapewne więcej gospodarzy będzie mogło korzystać z takiej możliwości. Dziś - bez spełnienia szeregu wymogów - rolnik może sprzedawać nieprzetworzone produkty roślinne. Mamy gąszcz przepisów, które wymagają uproszczenia.

- Nowe przepisy, które zaczną obowiązywać od przyszłego roku, będą zezwalały na sprzedaż pewnych produktów przetworzonych w ramach sprzedaży bezpośredniej - podkreśla Ryszard Żochowski z Podlaskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Szepietowie.

Oznacza to, że rolnicy będą mogli sprzedawać je legalnie w swoich gospodarstwach lub na rynku na niezadaszonym straganie. Nie będą musieli spełniać takich wymogów, jakie stawia się firmom. Jest to kolejny, ważny krok w kierunku zalegalizowania sprzedaży tradycyjnej żywności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny