Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Portret kobiety w ogniu. Kiedy kobieta kocha kobietę (zdjęcia)

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Kadr z filmu "Portret kobiety w ogniu"
Kadr z filmu "Portret kobiety w ogniu" Mat. dystrybutora
Uniwersalna love story czerpiąca z mitu o Orfeuszu i Eurydyce została twórczo zamieniona w film przez Céline Sciammę. Film, w którym niemal wszystkie role zagrały kobiety. Melodramat wznoszący się ponad gorset konwenansów i epok.

Bo formalnie „Portret kobiety w ogniu” to kostiumowy melodramat. W drugiej połowie XVIII wieku w Bretanii, pewna młoda arystokratka szykowana jest do zamążpójścia. Nie pali się do tego, oj nie. Przyszły oblubieniec powinien dostać portret damy, ale nie ma ona chęci do pozowania. Dlatego nowa malarka musi działać jak przykrywkowiec – jest damą do towarzystwa, a właściwie spacerów brzegiem z reguły wzburzonego morza, po nocach ze skrawków pamięci malując portret owej arystokratki zresztą o imieniu Heloiza. I cóż się okaże? Żaden portret nie będzie doskonały dopóki malarka i malowana nie ściągną z siebie masek, a mówiąc wprost zapałają wzajemnym uczuciem. Choć obydwie wiedzą, że miłość to niemożliwa – konsumują ją do granic zmysłów posiłkując się mitem o Orfeuszu i Eurydyce. By kochać raz, a dobrze, szczerze, żarliwie.

Céline Sciamma ukazuje świat wypełniony kobietami. Mężczyźni są bezduszni, nie pomogą malarce, która za płótnami skoczy w zimne morskie tonie. Mogą co najwyżej być posłańcami, kochankami? Nigdy! Co najwyżej zmajstrują dziecko, które trzeba będzie usunąć. W XVIII wieku? A jakże. Okazuje się, że niechciana ciąża może połączyć artystkę ze służącą a spotkanie kobiet, zdaje się w coś na kształt świętojańskiej nocy jest paradoksalnie kulminacyjną sceną filmu, opatrzoną genialną muzyką, właściwie śpiewem a capella. I to właśnie wtedy przymusowa narzeczona zapłonie.

Zdjęcia Claire Mathon to małe arcydziełka klasycznego malarstwa. Pełne półcieni, mroku, ale kiedy trzeba i wymaga tego zwrot akcji – rozświetlone słońcem. Spokojne, stonowane i nie pozbawione humoru. Ale może to tylko mnie wizja narzeczonej w ślubnej sukni kojarzy się z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego (przepraszam, jeśli kogoś uraziłem – wato zobaczyć na ekranie na własne oczy). Grające główne role aktorki - Noémie Merlant jako malarka i Adèle Haenel w roli Heloizy oddziałują na siebie, a Céline Sciamma prowadzi je nie tylko wskazówkami reżysera, ale też w początkowych scenach każąc im zasłaniać twarze. Mogą się poznawać i zakochiwać tylko spojrzeniami. A finał… Jak to w melodramacie.

Historia piękna, ponadczasowa, bez wulgaryzmów. Czy tak kochać i opowiadać o miłości umieją tylko kobiety? Warto przekonać się na własne oczy. Polecam.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny