Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porozumienie Zielonogórskie: Polska chora służba zdrowia, czyli pacjent jako zakładnik. Po raz kolejny

Urszula Ludwiczak [email protected]
Na początku stycznia w Białymstoku wiele gabinetów lekarskich było zamkniętych.
Na początku stycznia w Białymstoku wiele gabinetów lekarskich było zamkniętych. Andrzej Zgiet
Nowy rok dla wielu pacjentów zaczął się zamkniętymi drzwiami gabinetów lekarzy rodzinnych, którzy protestowali przeciwko nowym warunkom udzielania świadczeń od 2015 r. Po drugiej stronie był minister zdrowia, który przez kilka dni zapewniał, że nie ustąpi. Obie strony tłumaczyły się "dobrem pacjenta". W końcu doszło do negocjacji i zawarcia porozumienia. Pytanie, na jak długo ono wystarczy?

Kiedy 29 grudnia 2014 r. negocjacje lekarzy rodzinnych zrzeszonych w Porozumieniu Zielonogórskim z ministrem zdrowia odnośnie warunków sprawowania podstawowej opieki zdrowotnej od 2015 roku zakończyły się fiaskiem, scenariusz przewidujący zamknięcie gabinetów stał się całkiem realny. Tym bardziej, że od dawna przełom roku to czas, gdy groźba zamkniętych gabinetów się pojawia. A lekarze już raz, w 2004 r., taki krok wykonali.

Wtedy protestowali przeciwko wprowadzeniu dla tej grupy całodobowej opieki nad pacjentami i ponoszeniu odpłatności za transport sanitarny. Po kilku dniach rozmów z ówczesnym ministrem Leszkiem Sikorskim lekarze osiągnęli swój cel i otworzyli gabinety.

Pechowy grudzień

Przez kolejne dziesięć lat kilkakrotnie dochodziło do sytuacji, że lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zapowiadali podobną akcję za każdym razem, gdy szykowano zmiany w podstawowej opiece zdrowotnej, na które medycy się nie godzili. Tak było np. w grudniu 2005 r., grudniu 2007 r., a potem w grudniu 2011 r. Ale za każdym razem w końcu dochodziło do porozumienia i lekarze przyjmowali dalej pacjentów.

Gdy w połowie ub. roku minister zdrowia ogłosił założenia pakietu onkologicznego i kolejkowego, lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zaczęli przedstawiać swoje kontrargumenty przeciwko tym - z założenia słusznym, ale ich zdaniem nieprzygotowanym do wdrożenia w życie - rozwiązaniom. Jednak minister zdrowia za bardzo rozmawiać nie chciał.

Sytuacja zaogniła się w grudniu, gdy przedstawiciele PZ zdecydowanie stwierdzili, że umów na nowych warunkach nie podpiszą. Argumentowali, że pakiet onkologiczny, którego mieli stać się filarem, jest źle przygotowany. Uważali też, że wprowadzenie skierowań do okulisty i dermatologa wcale nie skróci kolejek do specjalistów, a dodatkowo wydłuży je u lekarzy rodzinnych. Nie zgadzali się też na kwotę, jaką za nowe obowiązki (m.in. zlecanie nowych badań diagnostycznych) proponowało im ministerstwo i NFZ.
A gdzie są pacjenci?

Kilkukrotne spotkania z ministrem Bartoszem Arłukowiczem nie przyniosły żadnego efektu. Minister przedstawiał swoje argumenty i twierdził, że lekarze żądają zbyt wiele. A gdy ci, tak jak zapowiadali, umów nie podpisali i gabinetów 2 stycznia br. nie otworzyli, poinformował, że się nie ugnie i wdraża plan B.

Rolę lekarzy rodzinnych miały przejąć szpitalne izby przyjęć i oddziały ratunkowe, a także te poradnie, które umowy podpisały. - Musimy skończyć z corocznym, trwającym od 10 lat, szantażem prowadzonym przez Porozumienie Zielonogórskie wobec pacjentów i wobec kolejnych ministrów zdrowia - grzmiał Arłukowicz.

Dodawał, że NFZ nie zapłaci "za ani jeden dzień, kiedy przychodnia była zamknięta" tym świadczeniodawcom, którzy nie podpisali porozumień, a placówki, które nie otworzą gabinetów 5 stycznia 2015 r., wypadną definitywnie z systemu publicznego i aby ponownie rozpocząć działalność, będą musiały ponownie przejść całą procedurę, włącznie ze zbieraniem deklaracji pacjentów.

Zachęcał pacjentów do przepisywania się do czynnych placówek oraz nowe podmioty do zakładania przychodni rodzinnych. Rozmów z PZ uparcie odmawiał.

A pacjenci? Obie strony mówiły, że walczą dla ich dobra. Tylko że ci, którzy akurat 2 i 5 stycznia pomocy lekarskiej potrzebowali i musieli jej szukać stojąc w długich kolejkach, na nieraz odległym o wiele kilometrów SOR-ze, niekoniecznie to dobro rozumieli. Zwłaszcza, gdy okazywało się, że w szpitalu lekarz nie przedłuży im zwolnienia czy nie wypisze recepty na lek przyjmowany od dawna w chorobie przewlekłej.

Minister i święto

Pat w służbie zdrowia trwał. W końcu 6 stycznia minister się ugiął. Jak tłumaczył, ten dzień to święto i gabinety lekarzy rodzinnych są normalnie zamknięte, dlatego tego dnia pacjenci nie są zakładnikami lekarzy w rozmowach. Tłumaczenie nie do końca zrozumiałe, zważywszy, że także 1stycznia czy w weekend 3 i 4 stycznia lekarze mieli "ustawowo" wolne dni, i wtedy też można było rozmawiać.

Ważne jednak, że porozumienie podpisano. Lekarze otrzymali nieco wyższą stawkę na pacjenta, choć w ramach tych samych pieniędzy, jakie były przewidziane na ten cel. Skierowanie do dermatologa lub okulisty pozostaje, ale nie wszyscy pacjenci mają go potrzebować. Ma być powołany specjalny zespół roboczy, który będzie monitorował funkcjonowanie pakietu onkologicznego. Minister wycofał się z wszystkich zapowiedzi sankcji dla lekarzy.

Obie strony sporu ogłosiły, że wygrały. Gabinety zostały otwarte. Pacjenci odetchnęli z ulgą, bo znowu mogą leczyć się u swoich lekarzy. Przynajmniej na razie. Bo wcale nie jest wykluczone, że z porozumienia wiele nie zostanie i już końcem roku pojawi się kolejny raz groźba, że gabinety będą nieczynne.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny