Film zaklasyfikowany został jako komediodramat i rzeczywiście, bardziej w nim jednak straszno niż śmieszno. Bo główny bohater trafia do szpitala psychiatrycznego, kiedy omal nie zatłukł kochanka swojej żony. A w szpitalu zostaje nawrócony na pozytywne myślenie. Tak pozytywne, że nawet nie zauważa, że żona go rzuciła, ale piosenka przy której przyłapał ją na zdradzie wywołuje kolejny atak furii. Więc umówmy się - z psychologią ten film niewiele ma wspólnego, a pozytywne myślenie wbrew faktom nie zadziała. Podobnie jak uspokajająca pigułka, której się nie przyjmie.
Tak czy inaczej grający młodego furiata Bradley Cooper jest i przystojny i przekonujący. Znakomicie wypada Robert De Niro, jego filmowy ojciec, przypominający nieco zachowaniami Kondrata z "Dnia świra" i też cokolwiek wybuchowy. Jest też femme fatale, czyli Jennifer Lawrence.
To ona, z pomalowanymi na czarno włosami, uratuje przed rozpadem głównego bohatera, nauczy go tańczyć, a w finale filmu - jak w wielu podobnych para będzie musiała podczas ważnego z różnych powodów dla całej rodziny konkursu zatańczyć taniec życia. Wcześniej opowie szczegółowo o kompulsywnym seksie, który miał rekompensować utratę męża i utrze nosa zabobonnemu ojcu głównego wariata.
Nie jest to film ani o depresji, ani o zbawczym wpływie pigułek i sesji psychoanalitycznych a tylko postmodernistyczna komedia romantyczna. Główni aktorzy grają wiarygodnie, De Niro koncertowo, a skarbnica anglosaskich piosenek fantastycznie ilustruje obraz - od Led Zeppelin, po jazzową balladę "Misty". Przyjemnie się ogląda, ale nie wolno brać przesłania filmu zupełnie serio.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?