Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomysł na firmę: opieka nad dziećmi

Agata Sawczenko
Staram się, by w Baśniowej Krainie dzieci czuły się jak w domu – mówi Beata Smok
Staram się, by w Baśniowej Krainie dzieci czuły się jak w domu – mówi Beata Smok W. Wojtkielewicz
Jaką karierę zawodową ma przed sobą pedagog, a jednocześnie mama maleńkiego dziecka, gdy wolnych etatów w szkołach i przedszkolach jak na lekarstwo? Beata Smok postanowiła nie czekać, aż los się zacznie jej sprzyjać. Napisała biznesplan, znalazła lokal i... założyła miniżłobek "Baśniowa Kraina".

Beata Smok jest z wykształcenia pedagogiem. Od razu po studiach odbyła staż w samorządowym przedszkolu.
- To praca dla mnie - nie miała wątpliwości.

Spełnić marzenia

Jednak życie ułożyło się inaczej. Pani Beata wyjechała za granicę.
- A po powrocie miałam dwa kłopoty: ze znalezieniem miejsca w żłobku dla mego synka i ze znalezieniem pracy dla siebie - mówi.
Wtedy postanowiła spełnić swoje marzenia i otworzyć własną placówkę opieki nad dziećmi.
Zaczęła od napisania biznesplanu i złożenia wniosku o dofinansowanie w urzędzie pracy. Dużo czas zajęło jej znalezienie odpowiedniego lokalu, a potem wyremontowanie go i dostosowanie do potrzeb miniżłobku. Zatrudniła plastyczkę, która pomogła jej przyozdobić ściany. Kupiła mebelki, zabawki, zatrudniła jeszcze jednego pedagoga i zareklamowała się w gazetach. "Baśniowa Kraina" wystartowała 1 listopada 2007 roku.
- Na początku przychodziło do nas sześcioro dzieci, teraz mamy ich już 20 - uśmiecha się pani Beata.

Uczą się samodzielności

Placówka pani Beaty to ani przedszkole, ani żłobek. Do Baśniowej Krainy przyjmowane są przede wszystkim maluchy: dzieci w wieku od półtora roku do trzech lat.
Tu dzieciaki zwykle spędzają czas, gdy ich rodzice są w pracy.. Ale swoją pociechę można tu zostawić też okazjonalnie na kilka godzin.
- Mamy abonamenty miesięczne i godzinne - tłumaczy pani Beata.
W Baśniowej Krainie jest kuchnia, ale nie przygotowuje się tu pewnych posiłków. Opiekunki odgrzewają tylko to, co przyniosą rodzice. A dzieci uczą się samodzielnego jedzenia, odzwyczają się od pieluszek, rysują, recytują wierszyki.
Tylko synek pani Beata chodzi do prawdziwego przedszkola.
- Tu był zbyt zazdrosny, że zajmuję się innymi dziećmi - uśmiecha się pani Beata.
I zdradza, że marzy, by za kilka lat przekształcić swoją placówkę w prywatne przedszkole z prawdziwego zdarzenia. Takie, w którym część kosztów opieki pokrywa budżet miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny