Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie gówno, czyli klasyka trzyma się mocno

Jerzy Doroszkiewicz
Robert Brylewski (z lewej) i Ryszard Tymański to dwa filary filmu "Polskie gówno"
Robert Brylewski (z lewej) i Ryszard Tymański to dwa filary filmu "Polskie gówno" Mat. dystrybutora
Ryszard Tymon Tymański od obrzucania się fałszywymi fekaliami w Totarcie, grania fałszywego jazzu zwanego yassem, poprzez fałszywe przeboje wzorowane na prawdziwych Beatlesach doszedł do fałszywego musicalu. I znów udowodnił, że w jego mistyfikacjach jest prawda i tylko prawda.

"Polskie gówno" jako film niewiele różni się od setek produkcji, które pojawiały się na naszych ekranach i za czasów PRL i w kapitalizmie. Wątły i niespójny scenariusz, montaż z tego, co udało się nakręcić, bohaterowie, którzy pojawiają się nie wiadomo po co i znikają. Plus wydalanie wszelkich możliwych wydzielin połączone z przeklinaniem. Innymi słowy - rynsztok wizualno-werbalny wylewający się z ekranu.

Tylko, że ani Tymon nie jest filmowcem i scenarzystą, ani "Polskie gówno" nie jest zwyczajnym filmem. Zamiarem autorów był początkowo musical o polskim szołbizie. Musical pełen ironii, punkowej anarchii, wręcz rebeliancki, a jednocześnie w jakiś sposób nawiązujący do tradycji społecznej wrażliwości "West Side Story"czy wizyjności "Hair". Trudno to sobie nawet wyobrazić, ale - udało się. Otóż bohaterami filmu są zwykli faceci, którzy kochają grać rock and rolla, a jeden z nich nade wszystko kocha palić zakazaną marihuanę, bo granie go już zmęczyło. Zwykli faceci mają zwykłe rodziny i zwykłe problemy. Musicalowa konfrontacja Tymona z Marianem Dziędzielem to jeden z najpiękniejszych fragmentów wzajemnych relacji pomiędzy ojcem a synem. Wytrawni widzowie oczywiście pamiętają, że Dziędziel takie role gra od niechcenia, choćby w serialu "Glina", ale w "Polskim gównie" gra śpiewająco. I to dosłownie.

Rodziną obarczeni są muzycy filmowych Tranzystorów. Ciągle brakuje im pieniędzy, kiedy w domu czekają głodne dzieci i żona z pretensjami. Oni już nawet nie chcą zbawiać świata swoim alternatywnym rockiem, chcą dostawać za granie jakiekolwiek pieniądze. Z czasem musicalowe zacięcie filmu przeradza się w obserwacje społeczne. Dramatyczna rola Filipa Gałązki - perkusisty alkoholika może być odebrana na poziomie knajackiego żartu, ale też obnaża więcej prawdy o muzykach rockowych niż niesławny "Sukces" Marka Piwowskiego, który miał oczernić Niemena. Zresztą - w "Polskim gównie" Tymon nie oszczędza nikogo. Jest piosenka o pedofilii wśród księży, seksualna wręcz miłość do bożka szołbizu i wreszcie najbardziej widowiskowe, choć płaskie - wykpienie telewizyjnych talent show. Grająca gwiazdę-jurorkę Sonia Bohosiewicz jest fantastyczna, ale już inscenizacje występów, do których Tymon zatrudnił swoich znajomych, nie wyłączając własnej żony wywołują rechot. Prawda w tym filmie jest zupełnie gdzie indziej. Wozi się rozklekotanym busem, pojawia się na płytach z pomyloną okładką, pręży się przed widzem, który musi oddać mocz w czasie występu. Gorzka, a zarazem bardzo zabawna. Jak mniemanie fanów o życiu i kasie zarabianej przez ich muzycznych idoli.

Moim zdaniem absolutnym numerem jeden tego filmu nie jest ani doskonale czujący się w pastiszowej konwencji Grzegorz Halama, ani profesjonalnie powstrzymujący słowotoki Ryszard Tymański. Zniszczona latami i tonami wypalonego ziela, niemal łysa czaszka Roberta Brylewskiego, z rock and rollowymi ognikami w oczach wszystkim kradnie ekran i uwagę widzów. Szczególnie, kiedy konfrontujemy go z lekko onieśmielonym blondaskiem z końcówki lat 70. XX wieku. I to on, mimo zdecydowanego, mówiąc delikatnie, braku formy, jest tą żyjącą legendą polskiego rocka. Widać, że zapłacił za swoje zainteresowania dużą cenę, ale nadal goreje w nim płomień niezgody na świat, jaki go otacza. Rock and roll może niszczyć, ale w jakiś magiczny sposób konserwuje idee. I niech taka będzie wymowa "Polskiego gówna". Jeśli komuś nie przeszkadzają przekleństwa i lubi porechotać - też będzie miał niezły ubaw. Tak czy inaczej - Tymon dopiął swego, a każdy, kto zagrał choć epizod w tym obrazie na pewno może być dumny. Przeszedł do historii z tarczą (butelką, lufką, kreską - do wyboru) w dłoni, nie na tarczy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny