Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska prezydencja mniej znaczy, niż się wydaje

Tomasz Mikulicz
podczas wigilii polskiej prezydencji w Krasnogrudzie
podczas wigilii polskiej prezydencji w Krasnogrudzie Wojciech Oksztol
Tak naprawdę z prezydencją jest jak z brytyjską królową - mniej znaczy niż wszystkim się zdaje - mówi dr hab. Maciej Perkowski z Zakładu Prawa Międzynarodowego Publicznego Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku

Obserwator: 1 lipca rozpoczyna się prezydencja Polski w Unii Europejskiej. Co to oznacza dla statystycznego mieszkańca naszego regionu?

Maciej Perkowski: Nauczyliśmy się myśleć, że skoro Unia coś nam daje - od razu muszą to być miliardy euro, albo jakieś ważne stanowiska w jej strukturach. W przypadku prezydencji prawda jest taka, że ma ona znaczenie głównie symboliczne. Nasz region podczas jej trwania będzie zapewne akcentować wschodni kierunek stosunków międzynarodowych Polski. Byłoby to ze wszech miar zasadne. Niedawno byłem we Włoszech na spotkaniu pewnej międzynarodowej organizacji. Gdy - przedstawiając się - mówiłem, że jestem z Polski i mieszkam w Białymstoku, nikogo specjalnie to nie interesowało. Gdy jednak dodawałem, że Białystok leży bardzo blisko granicy z Białorusią, uzyskiwałem autentyczne zainteresowanie i rozpoznawalność.

Sprawy białoruskie mogą zdominować naszą prezydencję. Tamtejsze władze coraz bardziej zaostrzają stanowisko w stosunku do opozycji. Jak powinniśmy zareagować, jeśli dojdzie do jeszcze większego zaognienia sytuacji?

- Taka sytuacja rzeczywiście może mieć miejsce. Naszą rolą będzie przekonanie innych krajów do zwrócenia baczniejszej uwagi na sprawy białoruskie. Powinniśmy też starać się wypracować skuteczniejsze niż dotychczas formy nacisku na reżim Łukaszenki. Z drugiej strony, musimy pamiętać, że sprawowanie prezydencji nie jest narzędziem władzy. Najlepiej to zrozumieć, przyrównując rolę dyrektora do roli koordynatora. Dyrektor ma realną władzę, a koordynator tylko zachęca do pewnych działań. Prezydencja jest rodzajem koordynacji.

Czyli twierdzenie, że podczas prezydencji będziemy rządzić Unią Europejską należy włożyć między bajki.

- Zdecydowanie tak. Rozumiem, że ktoś może pomyśleć, że prezydencja oznacza rządzenie, bo słowo "prezydent“ kojarzy mu się z najważniejszą funkcją w państwie. Tak naprawdę z prezydencją jest jak z brytyjską królową - mniej znaczy niż wszystkim się zdaje.

Może jednak warto, przy okazji prezydencji, postarać się pozałatwiać swoje sprawy, jak np. poruszyć kwestię omijającego nasz kraj Gazociągu Północnego?

- Polska powinna akcentować swoje sprawy, ale w sposób bardziej zgrabny niż do tej poru. Przykładem jak nie powinniśmy tego robić jest nasze ostatnie weto na radzie do spraw środowiska. Wyszliśmy z założenia, że nasze postulaty znajdą poparcie wśród przedstawicielstw innych krajów, a na przekonanie niezdecydowanych będzie jeszcze czas. Rzeczywistość była taka, że przewodniczący rady tak poprowadził spotkanie, że zaraz po krótkiej dyskusji odbyło głosowanie. Okazało się, że zostaliśmy z wetem sami. Teraz nie bardzo wiemy, jak się z tego wycofać. A trzeba przecież pamiętać, że w tego typu sprawach najważniejsze są działania pozytywistyczne, czyli dochodzenie do poważniejszych przedsięwzięć poprzez stawianie drobnych kroków. I od tego powinna być właśnie prezydencja. Dzięki niej mamy możliwość organizowania różnych niezobowiązujących spotkań i zgłaszania ciekawych inicjatyw. To może dać nam przedpole do dalszych, długofalowych procesów. Niestety, Polacy są "zawodowymi romantykami“. Lubimy robić wszystko szybko i gwałtownie, a często zamieniamy się wręcz w ofiary, by coś osiągnąć. Nawet jak przegrywamy, to robimy to z honorem. Odnoszę wrażenie, że takie postawy dają nam jakąś dziwną satysfakcję.

Nasza specyfika może sprawić, że np. zmieni nam się rząd. Z pewnością nie wpłynęłoby to pozytywnie na przebieg prezydencji.

- Zmiana rządu jest raczej nierealna. Jeżeli już miałoby to nastąpić, to wszystko zależałoby od tego jaką retorykę przyjęłyby nowe władze. Jeśli ich polityka byłaby spójna z dotychczasowym podejściem naszego kraju do spraw europejskich, to nic wielkiego, by się nie stało. Bardziej niż ewentualnej zmiany rządu obawiam się tego, że podczas prezydencji będzie się toczyła kampania wyborcza. Część polityków może to wykorzystać do swoich, nieraz bardzo jednostkowych celów. Jeżeli poseł "X“ chce zostać wybrany, to na spotkaniach wyborczych będzie głosił hasła antyunijne, straszyć zalaniem nas zachodnimi towarami, itd. A pamiętajmy, że podczas prezydencji pojawiać się będzie u nas bardzo dużo dziennikarzy z innych krajów. Wiadomo, że każdy z nich, kierując się swym zawodowym instynktem, będzie chciał opisać sytuację, w której jakiś polski polityk mówi o Unii w niezbyt miłym kontekście. W sezonie ogórkowym tego typu informacje mogą stać się sensacją. A nam powinno chodzić przede wszystkim o odwrócenie naszego nadwątlonego wizerunku.

Jest aż tak kiepski?

- Powiedziałbym, że jest on podobny do tego, jaki w naszym kraju ma część radykalnych publicystów. Trudno ich zanegować, bo przez lata wypracowali spory dorobek i potrafią trzymać poziom. Nie da się ich jednak przyjmować bezkrytycznie, bo piszą często tendencyjnie i dają się łatwo ponosić emocjom. Tak samo jest z Polską w Unii. Nasz kraj też ma swój dorobek, piękną historię i kulturę. Ale znani jesteśmy również z tego, że potrafimy często zachowywać się w sposób niekonstruktywny, mówiąc np., że coś się nam po prostu należy. Takie podejście jest bardzo źle widziane w Europie. Jesteśmy nieraz zmuszeni "startować“ z różnymi przedsięwzięciami tak jak Jagiellonia w zeszłym sezonie - z dziesięcioma punktami straty. Mam więc nadzieję, że Polska podejdzie do sprawy dojrzale i wykorzysta daną jej szansę.

Prezydencja kończy się dokładnie w Sylwestra. Za co chciałby Pan tego dnia wznieść toast?

- Przede wszystkim za wypracowanie przez Polskę spójnego podejścia do problematyki kontrolowanej emisji CO2 do atmosfery, w ramach limitów. Nie uciekniemy od tego. Musimy określić taki limit, który z jednej strony spodoba się w Unii, a z drugiej - nie nadwątli nas gospodarczo. Kolejny łyk szampana wypiłbym za zaktywizowanie Partnerstwa Wschodniego, a ostatni - za to, by w określaniu nas: duży kraj unijny, był dodawany jeszcze przymiotnik "poważny“.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny