[galeria_glowna]
- Przede mną zaczęły hamować inne autobusy, zjechałem na pobocze - mówi kierowca. W sobotę, w drodze do Zabrza, przewrócił się autokar z 52 kibicami. Sześć osób trafiło do szpitali.
Jechałam z synem i córką - opowiada drżącym głosem pani Elżbieta. Siedziała tuż za kierowcą. Obok niej dzieci - Dawid i Barbara. - Najważniejsze, że nic im się nie stało - mówi z ulgą.
Zabrakło pobocza
Sobota, tuż po godzinie 8. Okolice miejscowości Rutki Jatki, przed Zambrowem. Leje deszcz. Z Białegostoku "ósemką" jadą cztery autokary, w każdym po kilkudziesięciu kibiców. Do Zabrza kawał drogi. To ostatni mecz rundy jesiennej. A Górnik Zabrze to przecież nadal legenda polskiego futbolu. Nagle coś zaczyna się dziać na szosie.
- Zobaczyłem, że osobówka przed kolumną autokarów wpadła w poślizg, wszyscy zaczęli gwałtownie hamować. Starałem się zatrzymać autobus, zjeżdżając na pobocze - opowiada Andrzej Łabanowicz z firmy Skorpion. To 25-letni, ale doświadczony kierowca. Często jeździ w trasy za granicę. W dwie godziny po wypadku jest pewny, że inaczej zrobić nie mógł.
- Przy takim deszczu ratowałem się, żeby nie doszło do kolizji - mówi. Udało mu się zatrzymać autobus na poboczu. Ale w tym miejscu jest głęboki rów. Autobus się zachwiał i przewrócił.
Pani Elżbieta odruchowo podparła się prawą ręką. Wciąż czuje ból. Na twarzy widać liczne otarcia, a plaster na brodzie ukrywa świeże szwy. - Tyle jeździmy, widocznie tak musiało się stać - mówi.
Policjanci są pewni, że nie musiało. - Z naszych ustaleń wynika, że kierowca nie dostosował prędkości do warunków na drodze - mówi Andrzej Baranowski z podlaskiej policji.
Do szpitali trafiło sześć osób, w tym jedna śmigłowcem. Po opatrzeniu ran na obserwacji zostali tylko 17-latek z urazem brzucha i 43-letni mężczyzna z obrażeniami barku i kręgosłupa.
Policja ratunkowa
Wypadek wyglądał groźnie. Za ostatnim autobusem jechała eskorta z oddziału prewencji. To policjanci pierwsi ruszyli na ratunek.
- Zatrzymaliśmy ruch. Pomagaliśmy ludziom wychodzić przez włazy dachowe i udzielaliśmy pierwszej pomocy - mówi sierżant sztabowy Wojciech Zaremba z oddziału prewencji.
Wieść o wypadku szybko dotarła do bliskich. Na miejscu pojawiło się małżeństwo. Zawrócili z trasy, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku z ich synem. Uspokojeni ruszyli w dalszą drogę. Zaraz pojawił się też zastępczy autokar. Kibice wsiedli, policjanci ich policzyli i wyprawili w drogę.
Czy mama pozwoli?
Gdy przyjeżdżamy na miejsce nadal leje deszcz. Ale kibicom to nie przeszkadza. - Kierowca ratował sytuację - twierdzą. - Inaczej mogłaby się stać tragedia. Wszyscy przecież pamiętamy wypadek licealistów pod Jeżewem.
- A tak jesteśmy tylko poobijani - dodaje pani Elżbieta.
- To mój pierwszy wyjazd - wyznaje młody chłopak. Nic mu się nie stało. Nie ma nawet zadrapania. Ale martwi się. - Pewnie mama już nie pozwoli mi więcej pojechać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?