Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pokolenie NZS. Oni mogą być z siebie dumni

Janka Werpachowska [email protected] tel. 85 748 95 44
Bohaterowie filmu "Pokolenie NZS” odwiedzili areszt przy ulicy Kopernika. – Obawiałam się tej wycieczki, bałam się, że powrócą złe wspomnienia – mówi Zofia Butwiłowska, na zdjęciu druga od prawej.
Bohaterowie filmu "Pokolenie NZS” odwiedzili areszt przy ulicy Kopernika. – Obawiałam się tej wycieczki, bałam się, że powrócą złe wspomnienia – mówi Zofia Butwiłowska, na zdjęciu druga od prawej.
25 września w kinie Ton odbyła się premiera filmu "Pokolenie NZS". W sobotę pokaże go TVPBiałystok. My rozmawiamy z uczestnikami wydarzeń, o których opowiada film.

- Nie czuję się żadną bohaterką. Miałam duże wątpliwości, czy wziąć udział w tym filmie. A potem, kiedy już podjęłam decyzję na tak, wahałam się, czy iść razem z innymi na wycieczkę do aresztu na Kopernika. Bałam się wspomnień - mówi Zofia Butwiłowska, trzydzieści lat temu Zosia Samsonowicz, studentka pedagogiki na Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku.

Porządki przed 1 maja

Wydarzenia, które zainteresowały Eugeniusza Szpakowskiego, autora filmu "Pokolenie NZS", rozgrywały się w 1982 roku, w środowisku studentów i pracowników naukowo-dydaktycznych białostockich uczelni.

Kiedy 13 grudnia `81 ogłoszony został stan wojenny, członkowie Niezależnego Zrzeszenia Studentów brali udział w strajku okupacyjnym, trwającym w budynku uniwersyteckim przy ulicy Mickiewicza. Strajk został przerwany, ale tylko nieliczni jego uczestnicy poddali się rygorom stanu wojennego.

Służba Bezpieczeństwa doskonale wiedziała o tym, że niepokorni studenci nie zrezygnują tak łatwo ze swobód, do których zdążyli przywyknąć podczas tzw. karnawału Solidarności trwającego niespełna szesnaście miesięcy. Dlatego też NZS oraz ci pracownicy uczelni, o których wiadomo było, że co najmniej sympatyzują z tym ruchem, poddani byli bezustannej obserwacji.

30 stycznia aresztowana została Agnieszka Nowak, studentka Politechniki Białostockiej. Konfident mieszkający w akademiku poinformował SB o tym, że Agnieszka zajmuje się kolportażem bibuły - czyli nielegalnych wydawnictw. Wynik rewizji przeprowadzonej w pokoju zajmowanym przez studentkę nie budził wątpliwości: znaleziono u niej nie tylko wydawnictwa sprzed 13 grudnia 1981 roku, ale też nowe, wyprodukowane w warunkach konspiracji - czyli nielegalne. Jeszcze w lutym miały miejsce zatrzymania pojedynczych osób z FUW i politechniki. A potem Służba Bezpieczeństwa jakby się przyczaiła.

- Ale atmosfera była ciężka, ja przynajmniej odczuwałem ciągłe napięcie - wspomina Andrzej Chwalibóg, wtedy pracownik naukowo-dydaktyczny Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej. - Byłem przekonany, że nie uniknę aresztowania.

Dlatego odczuł ulgę, kiedy 28 kwietnia 1982 roku, wczesnym rankiem w mieszkaniu zjawiła się Służba Bezpieczeństwa.

- Naruszyli zresztą przy tej okazji prawo, bo przyszli jeszcze przed godziną szóstą - śmieje się Chwalibóg.

W książce Marka Kietlińskiego "Kalendarium NSZZ Solidarność Region Białystok 1980-1999" akcja z 28 kwietnia opisana została jako aresztowania przeprowadzone w ramach przygotowań Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego do obchodów święta 1 Maja. Zatrzymano wtedy około czterdziestu osób, z których szesnaście dołączono do sprawy aresztowanej w styczniu Agnieszki Nowak.

Przerwane studia

Zofia Butwiłowska była na trzecim roku pedagogiki, mieszkała w akademiku, w trzyosobowym pokoju. Rankiem 28 kwietnia esbecy przeszukali go dokładnie, wywracając do góry nogami rzeczy należące do Zosi i do jej współlokatorek.

- Nic nie znaleźli. Po rewizji w akademiku powieźli mnie na wieś, do rodzinnego domu, żeby tam też dokonać przeszukania - wspomina Zofia Butwiłowska. - Przejrzeli tylko mój pokój. Miałam wrażenie, że przeraziła ich wizja przeprowadzania dokładnej rewizji w całym gospodarstwie.

Rodzice Zosi, państwo Samsonowiczowie, byli przerażeni tą sytuacją. Wiedzieli wprawdzie, że córka działa w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, nie spodziewali się jednak, że grozi za to więzienie.

- Dzisiaj niektórzy opowiadają, jak to wychowanie i tradycje patriotyczne wyniesione z domu wpłynęły na kształtowanie ich poglądów i postaw politycznych - mówi Zofia Butwiłowska. - A ja mogę powiedzieć tyle: rodzice wpoili mi zasadę, że w każdych okolicznościach trzeba być człowiekiem przyzwoitym, uczciwym. I to mi wystarczyło. Oczywiście, uczestniczyłam też w rozmowach o Katyniu, o legionach, o roku 1920. Bo jak niemal każda rodzina, moja też pielęgnowała jakieś tradycje, pamięć o swoich przodkach i ich losach. Ale nie powiem, jak wielu innych, że zasypiałam z dźwiękami Radia Wolna Europa w tle. Bo w moim domu nikt nie słuchał ani Wolnej Europy, ani Głosu Ameryki.
Podobnie jak w pokoju w akademiku, również w domu na wsi esbecy nie znaleźli żadnych materialnych dowodów, które mogłyby obciążać studentkę Zofię Samsonowicz. Mimo to wylądowała na tzw. dołku w Komendzie Miejskiej MO przy ulicy Bema.

- Zosia była pierwszą osobą, jaką zobaczyłem na drugi dzień rano, kiedy strażnik wypuścił mnie z celi na korytarz - mówi Andrzej Chwalibóg.

Po przepisowych 48 godzinach - chociaż, jak twierdzi Chwalibóg, prokuratorzy przekroczyli ten termin, ale to być może wynikało z faktu, iż zatrzymanych było tak wielu - szesnastu osobom oznajmiono, iż są aresztowane pod różnymi zarzutami: sporządzanie, posiadanie, kolportaż nielegalnych wydawnictw, ulotek, niezaprzestanie działalności w zdelegalizowanych organizacjach - czyli w Solidarności i Niezależnym Zrzeszeniu Studentów.

- I tak znalazłam się w areszcie przy ulicy Kopernika - opowiada Zofia Butwiłowska. - Jeszcze wtedy nie przypuszczałam, że spędzę w tym miejscu osiem miesięcy.

Bibuła do kieszeni

Andrzej Chwalibóg miał żonę i troje małych dzieci, kiedy działy się wydarzenia, o których opowiada film Eugeniusza Szpakowskiego.

- Kiedy zjawili się esbecy, w domu była tylko jedna córka, pozostałych dwoje dzieci było u babci - opowiada Chwalibóg. - Po kilku miesiącach mała, która w tym wszystkim uczestniczyła, stwierdziła rezolutnie: "Tatusiu, przecież mogłeś się schować w tapczanie, na pewno by cię tam nie znaleźli".

Esbeków było kilku, wydawałoby się, że trzypokojowe mieszkanie w bloku można przeczesać bardzo dokładnie, kiedy dysponuje się taką ekipą.

- Jedni byli bardzo gorliwi, kartkowali książki w poszukiwaniu ulotek, a inni mniej starannie wypełniali swoje obowiązki - wspomina Chwalibóg. - W pewnej chwili zauważyłem, że jeden z nich bierze leżący na stole, na samym wierzchu, Biuletyn Informacyjny Solidarności i spokojnie chowa go do kieszeni, ale tak, żeby nie zobaczyli tego jego koledzy. Był po naszej stronie!

Paczka świeżo wydrukowanych nielegalnych Biuletynów Informacyjnych Solidarności była ukryta w pufie, a ten stał niemal w przejściu pomiędzy pokojami.

Esbecy przetrzepali jeden pokój i przeszli do drugiego. W tym czasie Andrzej Chwalibóg niepostrzeżenie, stopą przesunął puf z bibułą do pokoju już przeszukanego. Biuletyny zostały uratowane.

Podobnie jak Zosia i inni zatrzymani tego dnia, Chwalibóg znalazł się najpierw w celi w gmachu Komendy Miejskiej MO, a po usłyszeniu sankcji prokuratorskiej - w areszcie przy Kopernika.

Martwiłem się o bliskich

Tak zwanych politycznych nie trzymano razem. Rozrzuceni byli w różnych celach, siedzieli z pospolitymi przestępcami.

To nie było najgorsze towarzystwo, ponieważ w latach 80. kryminaliści doceniali fakt, że Solidarność między innymi walczyła o stworzenie bardziej humanitarnych warunków bytowania w polskich więzieniach. Chociaż Zofia Butwiłowska nie najlepiej wspomina pierwszy dzień w celi z aresztantkami. Wyczuwała jakąś wrogość, bała się, że mogą jej zrobić krzywdę. Ale szybko sytuacja uległa zmianie.

- Więzienie żyje własnym życiem, o czym przekonałam się później - wspomina. - Prawdopodobnie do moich "koleżanek" spod celi dotarła więzienną pocztą informacja, że jestem polityczna i że mam być dobrze traktowana.

Chwalibóg najgorzej wspomina totalny brak intymności w celi.

- Ośmiu facetów w jednym pomieszczeniu, to wydaje się nie do zniesienia - mówi. - Całą dobę musisz być w towarzystwie ludzi, których obecność została ci narzucona z góry, a z którymi prawdopodobnie w normalnych warunkach nie chciałbyś mieć nic wspólnego. I ten kibel na widoku, w żaden sposób nie zapewniający choćby minimum dyskrecji.

Przez osiem miesięcy w areszcie nie mógł się do tego przyzwyczaić. Ale i tak najgorzej doskwierał mu niepokój o tych, którzy zostali po tamtej stronie więziennego muru.

- Docierały przecież do nas różne informacje o życiu na zewnątrz. Dowiadywaliśmy się o kolejnych aresztowaniach.

Skręty, czaj i krewetki

Prawie wszyscy wtedy palili. Ani Zosia Samsonowicz, ani Andrzej Chwalibóg w dniu aresztowania nie mieli przy sobie zapasu papierosów. A trochę czasu upłynęło, zanim docierać do nich zaczęły paczki od rodzin i zanim mogli skorzystać z tzw. wypiski, czyli zakupów w więziennej kantynie.

- W każdej celi zbierane były niedopałki - opowiada Chwalibóg. - Zrywało się z nich resztki bibułki papierosowej a z zebranego tytoniu robiło się skręty, oczywiście z gazety, czyli z Żołnierza Wolności. Zanim miałem wypiskę, koledzy spod celi robili mi takie skręty. Nawet spróbowałem ich wynalazku: do tytoniu dodawali wiórki zeskrobane z parkietu - bo mieliśmy parkiet na podłodze. Zapaliłem coś takiego raz - to było coś strasznego, więcej się nie skusiłem. Za to jak wszyscy inni piłem wieczorem więzienny czaj - czyli piekielnie mocną herbatę.

Zosia też wspomina ten rytuał i nielegalnie gotowaną wodę za pomocą grzałki sporządzonej z kawałka drutu i dwóch żyletek. Takie urządzenie podłączało się do oprawki żarówki pod sufitem. Zagotowanie wody na więzienny czaj to było naprawdę ryzykowne przedsięwzięcie, ścigane przez klawiszy.

- Ja siedząc tyle miesięcy w areszcie, martwiłam się tym, że mama bardzo przeżywa tę historię - opowiada Zosia Butwiłowska. - Kiedy już pozwolono nam na widzenia z rodziną, to widziałam, że ojciec spokojniej do tego podchodził, ale mama bała się o mnie.
Zofii najbardziej utkwiło w pamięci to, że w warunkach więziennych zaczyna się odbierać świat głównie za pomocą słuchu.

- Kroki na korytarzu, szczęk kluczy, brzęczenie garów z jedzeniem. Mimo woli człowiek nasłuchuje, czeka, kiedy kroki zatrzymają się przed jego celą. Poza tym przez całą dobę więźniowie z różnych cel przekazują sobie informacje krzycząc do siebie. To cały system, przypominający nieco zabawę w głuchy telefon, kiedy wiadomość musi dotrzeć z jednego końca gmachu na drugi. Albo komunikowanie się za pomocą stukania w rury wodociągowe. W więzieniu cały czas jest głośno.

- A ja nigdy przedtem ani potem nie zjadałem takich ilości krewetek, jak siedząc w areszcie na Kopernika - śmieje się Andrzej Chwalibóg. - Do więźniów politycznych docierała pomoc z Zachodu, a wśród różnych puszek były krewetki i inne frutti di mare. Większość kolegów stwierdziła, że nie weźmie tego robactwa do ust, więc korzystałem z okazji.

Proces i wyroki

W październiku 1982 roku przed Wojskowym Sądem Garnizonowym rozpoczął się proces 21 studentów i pracowników białostockich uczelni. Ich obrońcami byli najlepsi w Polsce adwokaci, specjalizujący się w procesach politycznych: m.in. Lech Lebensztejn, Stanisław Kostka, Jerzy Korsak z Białegostoku i tuzy warszawskiej palestry - Władysław Siła-Nowicki i Piotr Andrzejewski. Rozprawy toczyły się w Klubie Garnizonowym przy ulicy Kawaleryjskiej.

Proces zakończył się w marcu 1983 roku. Wielu spośród aresztowanych zostało oczyszczonych z zarzutów, jak na przykład Andrzej Chwalibóg. Zofia Samsonowicz została skazana na karę 9 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i z zaliczeniem okresu aresztowania w poczet kary.

- Nie było łatwo wrócić na studia - wspomina Zofia Butwiłowska. - Na wydziale pedagogicznym opozycyjność nie była dobrze widziana, w przeciwieństwie do innych, gdzie zatrudnionych było wielu zaangażowanych politycznie po naszej stronie pracowników.

Dopiero po interwencjach u rektora Uniwersytetu Warszawskiego zostałam z powrotem przyjęta na trzeci rok studiów, w październiku 1983 roku.

Andrzej Chwalibóg nie wrócił tak szybko do pracy na wydziale architektury Politechniki Białostockiej.

- Już wyglądało na to, że zostanę przywrócony do pracy, kiedy ówczesny dziekan oznajmił, że nie może mnie przyjąć, bo podobno bywa u mnie w domu mecenas Siła-Nowicki, z którym w trakcie procesu zdążyłem się zaprzyjaźnić. A władza go nienawidziła. Tak więc na uczelnię wróciłem dopiero w początkach lat 90., kiedy zmienił się ustrój.

Chwalibóg do dziś ma zajęcia ze studentami, poza tym zajmuje się projektowaniem architektonicznym.

Zofia Butwiłowska z mężem i bratem prowadzi księgarnię, kawiarnię i galerię sztuki. Z satysfakcją obserwuje zmiany zachodzące w Polsce, w Białymstoku.

- I cieszę się, bo wiem, że moje dwie dorosłe córki są dziś ze mnie dumne.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny