Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróże po świecie bywają niebezpieczne

Janka Werpachowska
Dr n.med. Jerzy Samusik jest podróżnikiem, autorem wielu książek i reportaży. Tutaj podczas jednej ze swoich wypraw, w dobrej komitywie z mieszkańcem Sahelu.
Dr n.med. Jerzy Samusik jest podróżnikiem, autorem wielu książek i reportaży. Tutaj podczas jednej ze swoich wypraw, w dobrej komitywie z mieszkańcem Sahelu. Archiwum Jerzego Samusika
Dobre przygotowanie teoretyczne oraz rozsądne i taktowne zachowanie minimalizują ryzyko związane z dalekimi wyprawami - twierdzi białostocki podróżnik Jerzy Samusik.

- Kurier Poranny: Nie ukrywam, że poprosiłam Pana o rozmowę pod wpływem impulsu, jakim była wiadomość o tragicznej śmierci polskich podróżników w Peru. Jak skomentowałby Pan to wydarzenie?
Jerzy Samusik: Jeżdżę po świecie od około trzydziestu lat. Byłem też w Peru i nie spotkało mnie tam nic złego. Nie czułem zagrożenia ze strony rdzennych mieszkańców tego kraju. Inna sprawa, że nie zapuszczałem się w tak odległe i niedostępne regiony jak amazońska dżungla. Można chyba powiedzieć, że małżeństwo kajakarzy z Gdańska popełniło kilka podstawowych błędów - jak nowicjusze, chociaż byli naprawdę doświadczonymi turystami. Po pierwsze: nie jedzie się na indywidualną wyprawę do Ameryki Południowej bez przewodnika, nie znając hiszpańskiego. To prawda, że angielski jest językiem, w którym można się porozumieć na całym świecie - ale właśnie Ameryka Południowa jest pod tym względem wyjątkiem.

- Obecność przewodnika na pewno znacznie podnosi koszty wyjazdu?
- Oczywiście, ale opłacenie przewodnika byłoby jedną z tańszych pozycji w kosztorysie wycieczki kajakowej na peruwiańskie, dziewicze szlaki wodne. Wiem coś o tym, bo kiedy z kolegą jechaliśmy w ubiegłym roku na Madagaskar - francuskojęzyczny - też wynajęliśmy przewodnika, żeby bezpiecznie poruszać się po tej wyspie. Następne błędy popełnione przez polskich podróżników w Peru są konsekwencją braku przewodnika. A więc nieznajomość miejscowych zwyczajów - zresztą obowiązujących właściwie na całym świecie: jeżeli gdzieś przyjeżdżasz i chcesz zatrzymać się na nocleg, to przywitaj się z naczelnikiem wioski, pokaż mu swoją przyjaźń i dobre zamiary. Wystarczy drobiazg, na przykład paczka papierosów. Niepierwszej młodości małżeństwo z Polski na pewno nie wzbudziłoby niepokoju wśród miejscowej ludności, byliby przyjęci życzliwie, z gościnnością.

- Niektórzy próbują doszukiwać się w tym morderstwie jakichś wręcz mistycznych podtekstów, a wydaje się ono po prostu przestępstwem popełnionym przez pijanego mieszkańca wioski.
- Też tak myślę. Niestety, nasi podróżnicy mieli pecha. Na pewno, gdyby wcześniej uzgodnili z wodzem wsi, że chcą na ich terenie rozbić namiot, nie doszłoby do nieszczęścia. Znajomość języka też zapewne by ich uratowała. Ta tragedia to naprawdę był splot nieszczęśliwych okoliczności.

- Przez trzydzieści lat podróżowania po świecie musiał Pan przeżyć nieraz chwile grozy.
- Oczywiście. Od razu przypomina mi się wydarzenie, którego doświadczyłem w Nigerii. Podróżowaliśmy z przyjaciółmi samochodem terenowym. Musieliśmy przejechać przez Nigerię, aby dostać się do Kamerunu. Na granicy zatrzymali nas nigeryjscy policjanci. Twierdzili, że nie możemy dalej jechać, ponieważ nie mamy niezbędnych dokumentów. Wiedzieliśmy, że kłamią, bo byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tej podróży. Odmówiliśmy. Policjanci się naradzili i stwierdzili, że w takim razie będą nas konwojować przez terytorium Nigerii. Przez ten czas my mieliśmy im zapewnić pełne utrzymanie. Nie było wyjścia, zgodziliśmy się. Pierwszy konwojent eskortował nas do Kano, milionowego miasta, w którym nie mógł znaleźć zmiennika na dalszą trasę ze względu na zbliżający się weekend. Zawiózł więc nas do aresztu

- Wyobrażam sobie, że areszt nigeryjski to zupełnie coś innego niż areszt w Polsce.
- Tak, warunki w tamtejszych więzieniach nie dadzą się z niczym porównać. Na szczęście aresztowanie nas polegało na tym, że zostaliśmy zamknięci na dziedzińcu więzienia i mogliśmy spać w samochodzie. Kiedy po trzech dniach nasz konwojent zjawił się i zaczął znowu wozić nas po mieście, szukając zmiennika, uciekliśmy spod posterunku, w którym trwały negocjacje związane z przekazaniem nas w inne ręce.

- Czy są takie miejsca na świecie, które cieszą się szczególnie złą sławą wśród podróżników?
- Są pewne stereotypy, z których część znajduje potwierdzenie w praktyce. Kiedy wybierałem się na Madagaskar, ostrzegano mnie, że na tej wyspie wszyscy kradną. Ale kradną wszędzie. Kiedyś w Indiach musiałem pokonać spory odcinek drogi koleją, również nocą. Plecak miałem pod głową, a torbę ze sprzętem fotograficznym przywiązałem sobie do ręki. Zasnąłem. Po kilku godzinach obudziłem się: plecak się uratował, ale po torbie z cennym wyposażeniem nie było śladu. Sprytny złodziej ją odciął. Na szczęście byłem na tyle przezorny, że wyjmowałem z aparatu kartę pamięci ze zdjęciami. Bo mniej bolała strata aparatów i obiektywów. Naprawdę żal by mi było te zrobionych podczas wędrówki zdjęć.

- Indie to coraz bardziej popularny kierunek, obierany przez Polaków ciekawych świata. Wydaje się, że turyści są tam traktowani życzliwie.
- Pod warunkiem, że zachowują się właściwie, że rozumieją i szanują miejscowe zwyczaje i prawa. Miałem przygodę w Varanasi - świętym mieście hinduizmu, z ogromnym kompleksem świątyń nad Gangesem i z ghatami - miejscami na nabrzeżu rzeki przeznaczonymi do rytualnego palenia zwłok. Wiadomo, że dla turysty z Europy to wstrząsający widok, który każdy chciałby uwiecznić na zdjęciu lub filmie. Ale Hindusi sobie tego nie życzą, prawo wręcz zabrania robienia fotografii podczas kremacji. Stałem na brzegu Gangesu i fotografowałem świątynie, kiedy podeszło do mnie trzech mężczyzn. Gniewnym głosem jeden z nich zwrócił mi uwagę, że wbrew zakazowi robię zdjęcia z palenia zwłok. Nie słuchali żadnych tłumaczeń, tylko zażądali, żebyśmy razem poszli na posterunek policji, aby tam sprawę wyjaśnić. Nie miałem wyjścia. Odeszliśmy niedaleko, kiedy ich zachowanie zupełnie się zmieniło. Już przestali mówić o zakazanych zdjęciach, o policji. Okazało się, że ich kuzyn ma w pobliżu małą fabryczkę, w której produkuje najpiękniejsze w Varanasi szale z kaszmiru. Cóż - po prostu naganiacze, którzy znaleźli dobry sposób na turystów: najpierw zastraszyć, a później namówić na kupno towaru. Zaszedłem z nimi do fabryczki kuzyna, obejrzałem szale, wypiłem kilka szklaneczek herbaty, ale z żalem stwierdziłem, że nie mam przy sobie pieniędzy. Obiecałem, że wrócę tu jutro i kupię kaszmirowe cudo. Nie wiem, czy mi uwierzyli. Ważne, że puścili wolno.

- Oszuści, złodzieje, naciągacze czy słynni naganiacze - z tym każdy turysta ma do czynienia.
- Trzeba się nauczyć pewnych zasad postępowania, wtedy to wszystko da się wytrzymać. Złodzieje są wszędzie, nie trzeba wyjeżdżać, żeby paść ich ofiarą. A z naciągaczem w roli głównej mam zabawne wspomnienie. Pierwszy raz przyleciałem z kolegą do Indii. Na lotnisku obskoczył nas tłum przekrzykujących się mężczyzn. Każdy z nich ciągnął nas do swojej rikszy. Chcieliśmy jechać do hotelu młodzieżowego, bo tam było najtaniej. Brodaty sikh z pewną miną oświadczył, że bardzo dobrze zna drogę i zaraz będziemy na miejscu. Na każdym rogu pytał przechodniów, jak dojechać do naszego hotelu. Po dwóch godzinach kręcenia się po mieście w końcu dojechaliśmy. Na liczniku widniała suma: 38.70. Dla formalności tylko rzuciłem pytanie: Ile płacę? Trzy tysiące osiemset siedemdziesiąt rupii - wyrecytował rikszarz. Ile?! - zapytałem ponownie, sądząc, że się przesłyszałem. Trzysta osiemdziesiąt siedem rupii - poprawił się sikh. Nie 387 rupii, lecz 38 rupii i 70 pajsów - wykrzyknąłem ze złością. No tak, oczywiście, ty płacisz 38 rupii i 70 pajsów i twój przyjaciel płaci 38 rupii i 70 pajsów. Nie przyjacielu! Razem płacimy 38 rupii i 70 pajsów. Nie damy się oszukać. Na to rikszarz: Ależ cały czas mówię, że płacicie 38 rupii i 70 pajsów. Nie rozumiem, dlaczego się denerwujesz.

- Wiem, że bywał Pan w Nepalu w czasach, kiedy ten kraj traktowany był jako region niezbyt przyjazny i bezpieczny.
- To prawda. Szczególnie wschodni Nepal omijany był przez podróżników, a tam właśnie się zapędziłem z przyjacielem. Biały człowiek był tam rzadkim zjawiskiem, budziliśmy sensację - ale i pewną rezerwę. Kiedyś musieliśmy szukać noclegu i czegoś do zjedzenia, bo jedynie znaleziona przy ścieżce mała, zielona mandarynka była naszym całodziennym pożywieniem. Wieczorem weszliśmy do chaty na skraju wsi. Gospodarz, zapytany, czy może nam coś sprzedać do jedzenia, oświadczył, że nic nie ma. A może chociaż przyjmie nas na nocleg? Też nie. Zauważyłem na ścianie zdjęcie dwóch Gurkhów, w charakterystycznych strojach, z nożami kukhri u pasa. O, Gurkhowie! - zawołałem. Okazało się, że to synowie gospodarza, służący w armii australijskiej. Znalazło się dla nas miejsce do spania - na twardym stole. A po chwili wieśniak wyczarował skądś miskę gotowanego ryżu. Mogliśmy się najeść i wyspać pod dachem. Nie chciał za to żadnych pieniędzy. Na odchodne kupiłem od niego bojowy nóż kukhri używany przez Gurkhów.

- Jaka jest Pana recepta na bezpieczne poznawanie świata?
- Oprócz tego, o czym już mówiłem, czyli jak najlepszego poznania miejscowego prawa, zwyczajów, kultury, tradycji, niezbędne jest też zminimalizowanie ryzyka złapania chorób, występujących na danym terenie. Od wielu można się zaszczepić. Na inne są lekarstwa. Trzeba je mieć przy sobie, bo nie zawsze uda się kupić je na miejscu. A na koniec bardzo ważna uwaga: kiedy jedziemy do Afryki, Azji, Ameryki Południowej, kiedy mamy kontakty z miejscową ludnością, wystrzegajmy się postawy, którą można nazwać "biały pan przyjechał". Niektórzy mają taką skłonność, żeby uczyć tubylców wyższej kultury, cywilizacji. Czy na pewno wyższej? Bądźmy "białymi panami" u siebie, a w świecie zachowujmy się jak goście, którzy nie chcą wprawić gospodarzy w zakłopotanie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny