Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podrobiła pieniądze by odzyskać skradziony telefon komórkowy

Magdalena Kuźmiuk
wręczyła swojemu byłemu chłopakowi.
wręczyła swojemu byłemu chłopakowi. sxc.hu
Małgorzata podrobiła pieniądze aby odzyskać ukradziony telefon. Nie wiedziała, że grozi jej za to nawet do 25 lat więzienia.

Małgorzata ma 19 lat. Blondynka średniego wzrostu. Ubrana w różowy golf, obcisłe dżinsy. Na rękach bransoletki, kilka srebrnych pierścionków. Pochodzi z małego miasteczka na Podlasiu. Uczy się w technikum hotelarskim.

Miejsce na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Białymstoku zajęła lekko onieśmielona. Ale potem już się uśmiechała, co chwilę poprawiała włosy, bawiła się biżuterią. Widać było, że nie do końca zdawała sobie sprawę, jak poważny zarzut na niej ciążył. Choć w akcie oskarżenia prokurator przyjęła wypadek mniejszej wagi przestępstwa, jakiego dopuściła się Małgorzata, to i tak, zdaniem śledczego, podrabiając sto złotych, dziewczyna popełniła zbrodnię. Za fałszowanie pieniędzy i puszczanie ich w obieg grozi do 25 lat więzienia.

W sądzie pojawił się też Leszek, była miłość Małgorzaty, który w tej sprawie miał status pokrzywdzonego. Brunet, 25 lat. Ubrany w spodnie moro, na nogach glany. Pracuje dorywczo.

Postawił jej ultimatum

Historia, przez którą ci młodzi ludzie znaleźli się w sądzie, miała swój początek wczesnym latem ubiegłego roku. Leszek i Gosia poznali się przez internet. Zostali parą. W lipcu Leszek zaprosił dziewczynę do Plosek. Mieli tam wynająć domek letniskowy nad Narwią i miło spędzić czas. Idylla trwała jednak krótko.

- Zaczęło mnie denerwować to, że Gośka non stop dzwoniła do swoich znajomych. Pokłóciliśmy się, ona uderzyła mnie w twarz - opowiadał Leszek.
- Nudziłam się tam. On cały czas siedział z kolegami i pił. Kłóciliśmy się i wyzywaliśmy - ripostowała Małgorzata.
- Powiedziałem jej: Nie będę cię dalej sponsorował. Daj stówę i wypad do domu, skoro się tak zachowujesz - wyznał 25-latek.

Gosia stówy nie dała. We łzach spakowała torbę i wróciła do domu. Leszek został w Ploskach. To był koniec ich miłości. Dziewczyna miała nadzieję już nigdy nie oglądać takiego chłopaka. Pech jednak chciał, że w domku nad Narwią zostawiła telefon komórkowy, a w nim wszystkie ważne dla niej kontakty i zdjęcia. Chciała go odzyskać, ale Leszek ani myślał zwrócić telefon. Zadzwonił i stwierdził, że zbyt dużo poświęcił swoich pieniędzy na ich wspólny wyjazd, dlatego ponowił żądanie o sto złotych.
- Dasz stówę, to dostaniesz swoją komórkę - postawił dziewczynie ultimatum.

Genialny pomysł

Mijały kolejne tygodnie. Pod koniec sierpnia Leszek zadzwonił znowu. Zakomunikował Gośce, że wieczorem będzie wracał z kolegami z meczu Jagiellonii. I może wstąpić po pieniądze.
- Nie wiedziałam, co mam robić. Przecież nie byłam mu nic dłużna, bo on mnie zaprosił. Chciałam odzyskać tylko swój telefon, który on bezprawnie przetrzymywał - żaliła się dziewczyna.
Myślała i myślała, skąd ma wziąć pieniądze. W końcu wpadła na pomysł, który wydawał się jej wtedy genialny. Wzięła sto złotych od mamy lub ze swoich oszczędności - dziś 19-latka już nie pamięta. Jak opisywała na sali sądowej, włożyła banknot do drukarki. Czy go zeskanowała? - Małgosia chwilę myśli. Też nie pamięta. Ale szybko wydrukowała awers i rewers banknotu, wycięła je nożyczkami i złączyła szkolnym klejem. Ale tylko po bokach - zaznaczyła.

Późnym wieczorem przyjechał Leszek. Był pijany. Jak to po meczu, wypił z kolegami kilka piwek i wódkę. Gosia umówiła się z nim na przystanku.

- Powiedziała, żebym pokazał telefon, ja jej, żeby pokazała stówę. Wymieniliśmy się tak z ręki do ręki. Wręczyła mi te pieniądze i szybko uciekła. Od razu zorientowałem się, że pieniądze są fałszywe. Ale ona wsiadła do samochodu i z kimś odjechała - tak to spotkanie wspominał Leszek.
Pokazał banknot kolegom, a oni w śmiech, że dał się nabrać. Nie czekając długo, Leszek poszedł do domu Gośki, by się z nią rozmówić. Drzwi otworzył ojciec dziewczyny, widząc podpitego młodzieńca przegnał go. Zdesperowany i wkurzony Leszek powiadomił o fałszerstwie organy ścigania.
Policja wzięła sprawę w swoje ręce i potraktowała zawiadomienie jak najbardziej poważnie. Małgorzata została zatrzymana. W jej domu zabezpieczono laptop i drukarkę służące do popełnienia przestępstwa. O mały włos, a dziewczyna na długie tygodnie trafiłaby do aresztu. Wyszła za poręczeniem majątkowym, które wpłacili przestraszeni rodzice.

- Szkoda mi Gośki. Mogła się ze mną dogadać i ta sprawa nie byłaby potrzebna. Na policję zadzwoniłem pod wpływem emocji - stwierdził ze smutkiem Leszek.

To nie dżentelmen

Rozprawa odbyła się w ubiegłym tygodniu. Prokurator zażądała dla Małgorzaty O. kary półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, tysiąca złotych grzywny i dozoru kuratora.
- Taki wymiar kary jest najniższym z możliwych w tym przestępstwie - powiedziała prokurator.
Obrońca Małgorzaty przekonywał sąd, że banknot był bardzo nieudolnie podrobiony i nie mógłby być przedmiotem obrotu. Wniósł o jej uniewinnienie. Sama Gośka stwierdziła, że bardzo żałuje, że w ogóle poznała Leszka. Bała się wyroku skazującego.

- Nie znajdę pracy z taką kartoteką - mówiła.
Po przerwie sąd ogłosił orzeczenie. Sędzia Janusz Sulima przyjął, że Małgorzata podrobiła środek płatniczy, jednak postępowanie karne wobec niej umorzył.
- Tego, co zrobiła oskarżona, nie można traktować jako przestępstwo - uznał sędzia. Podkreślił, że Leszek w mgnieniu oka rozpoznał fałszywkę. Mimo, że na podwórku było ciemno, a on sam miał prawie dwa promile alkoholu w organizmie.

- Szkodliwość społeczna czynu, jakiego dopuściła się oskarżona, jest znikoma, pomimo pewnego stopnia naganności takiego zachowania.

W uzasadnieniu wyroku sędzia zwrócił się też w stronę prokuratury. Stwierdził, że ta sprawa nie powinna się znaleźć w sądzie. Wystarczyło pogrozić dziewczynie palcem i oddać ją pod baczniejszą kuratelę rodziców. To byłaby dla niej wystarczająca nauczka. Obyłoby się bez całej procedury: zatrzymania, przeszukiwania domu i zabezpieczenia różnych przedmiotów, a następnie wpłacania poręczenia majątkowego.

Leszkowi też sąd miał coś do powiedzenia. - Starszy, pracujący, powinien opiekować się młodszą dziewczyną. To naturalne, że większość kosztów, np. wyjazdu, ponosi mężczyzna, jeśli umawia się z kobietą. On tymczasem żądając zwrotu pieniędzy, chciał po prostu zrobić jej na złość.
W dawnych czasach mężczyźni tak nie postępowali. Ta sprawa może świadczyć o upadku obyczajów wśród dzisiejszej młodzieży - stwierdził sędzia Sulima.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny