Wskaźniki zakażeń koronawirusem w naszym województwie wydają się stabilizować, choć nadal mamy do czynienia z wysokimi cyframi. Już nie zajmujemy czołowych miejsc w statystykach wykrytych zakażeń, ale to nie dlatego, że pandemia u nas ustępuje, ale bardziej z powodu przyspieszenia w pozostałej części kraju. Jak te liczby przekładają się na sytuację w wybranych szpitalach w regionie?
Kolejki do respiratorów
W szpitalu w Hajnówce utworzonych zostało 89 miejsc dla pacjentów z COVID-19. Jak mówi Tomasz Musiuk, wicedyrektor placówki, ten tydzień przyniósł lekki oddech na oddziale zakaźnym:
- Jest odrobinkę lżej niż w ubiegłym tygodniu, kiedy brakowało nam miejsc i zastanawialiśmy, jak to się skończy. Dziś rano mieliśmy 61 pacjentów, ale to nadal nie jest istotna obniżka - zastrzega wicedyrektor.
Przeczytaj też:
Choć nawet lekki spadek w obłożeniu miejsc covidowych może cieszyć, to dr Tomasz Musiuk nie ma dobrych informacji:
- Obserwujemy znaczący wzrost pacjentów, u których niewydolność oddechowa pogarsza się i wymagają podłączenia do respiratora. Intensywna terapia jest cały czas zajęta. Musimy stawiać respiratory także poza tym oddziałem. Niestety, osób z ciężką niewydolnością oddechową, które są podłączane do respiratora, w większości nie udaje się uratować. I trzeba podkreślić, że są to osoby niezaszczepione.
Personel medyczny nie wytrzymuje psychicznie
Podobnie sytuacja wygląda w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, gdzie pacjentów covidowych jest już nieco mniej niż w najtrudniejszym okresie połowy miesiąca. Przypomnijmy, że rekord padł 14 listopada, gdy w USK hospitalizowano 337 osób.
- W całym ubiegłym tygodniu liczba pacjentów utrzymywała się poniżej 300. Dziś mamy 278 zajętych łóżek na 415, więc posiadamy zapas - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik prasowa USK. - To, co jest niepokojące, to liczba zajętych respiratorów. Przez cały tydzień ok. 36-39 osób musiało być podłączanych do tych urządzeń. I, niestety, zwalniały się głównie w przypadku zgonów.
Przeczytaj też:
I właśnie liczba śmierci z powodu COVID-19 jest przerażająca, jak mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk.
- Od poniedziałku (od północy) do czwartku (do godz. 8.00) z powodu COVID-19 w naszym szpitalu zmarło 30 osób. Umierało więc średnio 10 osób dziennie. Nasz personel przestaje to wytrzymywać psychicznie, kiedy jednej nocy umiera po kilku chorych.
Według danych Ministerstwa Zdrowia w województwie podlaskim w całym październiku zmarło łącznie 108 osób zakażonych koronawirusem. Natomiast w listopadzie - według stanu na 26 listopada - tych zgonów było już 450. A miesiąc jeszcze nie skończył się.
Nie mogą dojść do karetki o własnych siłach
Zanim chorzy na COVID-19 znajdą się w szpitalu, trafiają najpierw w ręce lekarzy i ratowników medycznych z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku (lub innych, właściwych dla danego regionu stacji). Dr Mirosław Rybałtowski, wicedyrektor WSPR w Białymstoku, potwierdza, że ciężkich przypadków zachorowań na COVID-19 jest dużo i pokazuje skalę wzrostu interwencji ratowników na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy.
- W październiku ratownicy udzielili pomocy 680 osobom zakażonym koronawirusem z regionu. 359 z nich zostało przewiezionych do szpitali. Z kolei w listopadzie (do 25 listopada) udzielono pomocy 1040 osobom z Sars-CoV-2, z których 593 wymagały leczenia szpitalnego. Wśród nich odnotowaliśmy dużo przypadków ciężkich zapaleń płuc i niewydolności oddechowej.
Przeczytaj też:
Mirosław Rybałtowski zauważa, że wszystkie osoby chorujące na ciężkie covidowe zapalenie płuc, z którymi miał do czynienia podczas dyżurów, były niezaszczepione.
- Najczęściej te osoby okazują skruchę. Kiedy nie mogą złapać oddechu, nachodzi ich refleksja, że może jednak źle postąpiły. W takich momentach aż mam ochotę poprosić ich, aby zgodziły się na nagranie kilku słów do tych, którzy nie zaszczepili się, z przekazem, że nieszczepienie się to głupota.
Dr Rybałtowski mówi, że widział wiele przypadków ciężkiego obustronnego zapalenia płuc, z saturacją rzędu 50-60-70 procent:
- Co ciekawe, kiedy przyjeżdżamy do tych chorych, to pozornie wydają się w nie najgorszym stanie, choć mają bardzo niską saturację. Ale kiedy okazuje się, że muszą przejść do karetki, to po kilku krokach załamują się i nie są w stanie iść samodzielnie. I to nie są tylko osoby starsze i z chorobami współistniejącymi, ale też młodzi ludzie.
Przeczytaj też:
Wicedyrektor białostockiego pogotowia zauważa też, że gdy ratownicy jadą do domu pacjenta, to często na miejscu okazuje się, że chorują całe rodziny.
- Tego nie obserwowaliśmy podczas poprzednich fal pandemii aż w takim stopniu - zauważa dr Rybałtowski. - Pokazuje to, jak zakaźny jest obecny wariant koronawirusa. Warto też podkreślić, że osoby, które są zaszczepione i jednak załapią koronawirusa - bo takie przypadki też widzimy - przechodzą zakażenie w domach, dużo łagodniej. Dlatego nieustannie apeluję: "Szczepcie się!".
Jakie są wczesne objawy boreliozy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?