Poseł Mariusz Kamiński z PiS uczestniczył w tym roku w 15 wyjazdach zagranicznych, które kosztowały nas 70,5 tys. zł. Zamiast zajmować się problemami kraju i regionu, na wojażach spędził dwa miesiące.
Aż czterokrotnie wyjeżdżał do Strasburga (Francja) na spotkania Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W ramach tego zgromadzenia czterokrotnie odwiedził też Paryż oraz - po razie - Izmir w Turcji i Londyn. W marcu wyjechał do Dublina w Irlandii na konferencję poświęconą europejskiej polityce zagranicznej oraz bezpieczeństwa.
Gościł na podobnym zgromadzeniu także we wrześniu w Wilnie. W kwietniu brał udział w forum poświęconym polityce zagranicznej i obronie państw nadbałtyckich i nordyckich, a miesiąc później był na spotkaniu Komisji Spraw Zagranicznych Krajów Nadbałtyckich i Polski w Talinie (Estonia). Z kolei w październiku wyjechał do Azerbejdżanu jako obserwator wyborów prezydenckich. Wyjazdy te trwały od paru dni do tygodnia, a kosztowały zazwyczaj po kilka tysięcy złotych.
- Dostajemy mnóstwo zaproszeń na wyjazdy zagraniczne, ale nie ze wszystkich korzystamy, ponieważ mamy sporo obowiązków w kraju - zapewnia poseł Damian Raczkowski z PO, o którym było głośno w mediach, gdy wraz z innymi parlamentarzystami wyjechał na międzynarodową konferencję w Ekwadorze.
Uczestniczyli oni w debacie o prawach człowieka, ale wybrali się też na wycieczkę na wyspy Galapagos, by podziwiać gigantyczne żółwie. Poseł twierdzi jednak, że tę wycieczkę odbył na własny koszt i nie kolidowała ona ze służbowymi obowiązkami. Był to jedyny zagraniczny wjazd posła w tym roku.
Daleką podróż, bo aż do Singapuru, odbył w lipcu Jacek Żalek, wtedy jeszcze poseł PO, a teraz - partii Jarosława Gowina i wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. współpracy z Singapurem.
- Zaprosiły nas tamtejsze władze, które pokryły koszty pobytu - mówi Żalek. - Płaciliśmy tylko za przejazd. Wyszło nieco drożej, bo kancelaria zabukowała bilet w ostatniej chwili. Na miejscu rozmawialiśmy o unikaniu podwójnego opodatkowania w Unii Europejskiej i Singapurze.
Dariusz Piontkowski (PiS) był natomiast w Moskwie na... międzyparlamentarnych zawodach badmintonowych. Przywiózł z nich brązowy medal, a jego wyjazd kosztował nas 1700 zł. Eugeniusz Czykwin (SLD) wyjeżdżał dwukrotnie: na Międzyparlamentarne Zgromadzenie Prawosławia w Atenach i Zgromadzenie Parlamentarne w Kijowie. Koszt? Blisko 4,5 tys. zł. Podróżował też Robert Tyszkiewicz (PO), który był we Francji, Holandii i na Ukrainie. Dwa ostatnie wyjazdy miały związek z integracją Ukrainy z UE. Tuż przed świętami Tyszkiewicz był na Tajwanie, ale kancelaria Sejmu nie wysłała nam jeszcze podsumowania tego wyjazdu.
- Wyjazdy zagraniczne posłów w rozsądnych granicach nie są czymś złym, mogą oni współkształtować politykę zagraniczną - mówi dr Jarosław Matwiejuk, prawnik z Uniwersytetu w Białymstoku. - Trzeba ich jednak rozliczać z efektów tych wyjazdów. W każdej kadencji jest grupa posłów, która jeździ bardzo dużo, ale nic z tego nie wynika. Sejm powinien monitorować, co posłowie osiągnęli na tych wyjazdach.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?