Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pobicie? Teraz nie przyjedziemy

Piotr Czaban
Jeżeli policja dostaje sygnał, że coś się dzieje, powinna szybko reagować. W Supraślu bywa niebezpiecznie. Może, gdyby przyjechali po moim telefonie, nie doszłoby do pobicia - mówi Żukowska
Jeżeli policja dostaje sygnał, że coś się dzieje, powinna szybko reagować. W Supraślu bywa niebezpiecznie. Może, gdyby przyjechali po moim telefonie, nie doszłoby do pobicia - mówi Żukowska
To tragiczne, co oni wyprawiają. Tak ocenia działania policji i pogotowia Jacek Łasiewicki z Supraśla. Jego syn został pobity. Policja zareagowała z czterogodzinnym opóźnieniem. Karetki nie było w ogóle.

Trzech pijanych chuliganów, w czwartek przed godz. 14. próbowało wejść do internatu Liceum Plastycznego w Supraślu. Nie wiadomo kogo chcieli odwiedzić.

Agresja, która rosła

- Portier i pielęgniarka zareagowali od razu - opowiada kierownik internatu Marta Żukowska. - Zażądaliśmy, żeby opuścili teren szkoły. Odzywali się do nas agresywnie. Wychodząc, rzucili groźbę, że tak tu wejdą. Zrobiła się nerwowa atmosfera.

Dlatego około 14.30 kierowniczka zadzwoniła na posterunek policji w Supraślu. Prosiła o przysłanie patrolu, który wystraszyłby napastników.

- Powiedziano mi, że policjanci interweniują gdzieś w Czarnej Białostockiej i jak tylko będą mogli, to przyjadą do nas. Gdy wychodziłam z pracy o 15, nikogo jeszcze nie było - twierdzi Żukowska.

A chuligani wciąż grasowali w pobliżu internatu.

- Doszli do uczennic liceum, które siedziały przy zejściu na plażę - relacjonuje Joanna Łasiewicka. - Gdy pojawili się pobici później licealiści, w tym syn, napastnicy zapytali ich, czego chcą od dziewczyn. Padła odpowiedź, że to koleżanki ze szkoły. Wtedy dwóch chuliganów nagle zaatakowało uczniów. Bili każdego, którego dopadali.

- Chłopcy nie bardzo pamiętają szczegółów bijatyki. Byli w szoku - dodaje jej mąż, Jacek Łasiewicki.

Policja bez refleksu

- Dokładnie o 16.40 dostałam telefon z informacją, że moi wychowankowie zostali pobici. Jeden strasznie krwawił. Miał rany w okolicach oczu. Drugi z pobitych też miał zakrwawione oko - mówi kierowniczka internatu. - Zaraz też powiadomiliśmy policję. Funkcjonariusze pojawili się dopiero po 18.

Policja potwierdza tę wersję wydarzeń.

- Komendant miejskiej policji zlecił natychmiast wyjaśnić, czy funkcjonariusz, który odebrał pierwsze zgłoszenie od kierownik internatu, wywiązał się z obowiązków - mówi Tomasz Krupa, oficer prasowy KMP w Białymstoku. - Chcemy sprawdzić, czy nie doszło do zaniedbań.

Policjanci zbadają, dlaczego nie przyjechał patrol z Białegostoku.

- Takie sytuacje są niedopuszczalne - twierdzi Krupa. - Każdy sygnał od mieszkańców powinnien być dokładnie sprawdzany.

Do rannych licealistów wzywano też pogotowie.

- To jest najgorsze - uważa Marta Żukowska. - Kilkakrotnie dzwoniliśmy. W pogotowiu tłumaczyli, że nie mają karetki, żebyśmy czekali gdy przyjadą do pobitych. Ale karetka w ogóle nie przyjechała.

- Najpierw z internatu dzwoniono na pogotowie, a później do nas - wyjaśnia Jacek Łasiewicki. - My, wyjeżdżając z Supraśla do Białegostoku, zadzwoniliśmy na pogotowie, żeby zapytać się, gdzie jest ostry dyżur. Pani ze zdziwieniem powiedziała "To może nie wysyłać już karetki?".

Pogotowie prawie gotowe

- Pierwsze wezwanie o wypadku otrzymaliśmy o 16.36. Później były jeszcze dwa telefony ponaglające i o 17.16 od rodziców, że wiozą chłopców do szpitala. Dyspozytorka powiedziała gdzie mają zawieźć poszkodowanych - informuje rzecznik pogotowia Jan Mirucki. - Po pierwszym telefonie przyjmująca zgłoszenie dowiedziała się, że chłopak krwawi i ma rozcięty luk brwiowy, ale jest przytomny. Powiedziała jak zatamować krwawienie i poleciła, by czekano na karetki. Nie stwierdziła bezpośredniego zagrożenia życia. Gdyby takie zaistniało, wysłałaby karetkę natychmiast.

Po zbadaniu okazało się, że syn państwa Łasiewickich ma pęknięty oczodół i nos. Ciągle leży w szpitalu. Jego pobity kolega, na prośbę rodziców wrócił do domu.

Żal i nerwy

Łasiewciccy zapowiadają, że złożą skargę na opieszałość policji. Do pogotowia też mają pretensje.

- Nie może tak być - denerwuje się Jacek Łasiewicki. - Rozumiem, że mało zarabiają, ale płaci się za pracę, a nie za udawanie, że się pracuje.

- Policjanci, którzy przyjechali tłumaczyli, że tego dnia była to ich trzecia interwencja - informuje Żukowska. - Rozumiem, że są braki kadrowe, ale mogli przyjechać funkcjonariusze z Białegostoku. Jeżeli policja dostaje sygnał, że coś się dzieje, powinna szybko reagować. W Supraślu bywa niebezpiecznie. Może, gdyby przyjechali po moim telefonie, nie doszłoby do pobicia.

- Pracuję tu już osiem lat. Do poważnych pobić doszło w tym czasie trzy razy - dodaje kierowniczka internatu. - To sygnał, że jest niebezpiecznie.

PS. Sprawcy pobicia zostali zatrzymani. Przyznają się do zarzucanych im czynów. Jeden z nich był wcześniej poszukiwany przez policję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny