Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po ludzku żal

(jer)
Drażni mnie to, że pan Kowalewski widzi teatr jako puste pole do zaorania - mówi reżyser Waldemar Śmigasiewicz. - Aktorzy są źli, przedstawienia złe. Jednak ani razu nie pada zarzut o brak profesjonalizmu. Krytyka opiera się na przesłankach nie mających nic wspólnego ze sztuką, z tworzeniem teatru. Przyszły dyrektor snuje plany zmian, nie podając konkretów, nie mając pojęcia o tym, jak i czym ten teatr żyje. To, co on mówi, to wszystko jest woda - nic.

Tą wypowiedzią Waldemar Śmigasiewicz odniósł się do wtorkowej decyzji Zarządu Województwa Podlaskiego, który na dyrektora Teatru Dramatycznego im. A. Węgierki w Białymstoku wybrał Piotra Kowalewskiego, dotychczas dyrektora amatorskiego teatru w Ełku.

Przerwana lekcja

W 1998 roku Śmigasiewicz został zaproszony do Białegostoku przez obejmującego wówczas fotel dyrektorski Andrzeja Karolaka. Nie przyjął żadnej stałej posady - został konsultantem artystycznym. Stał się - przynajmniej w kwestiach artystycznych - szarą eminencją Dramatycznego. Reżyserował, przywoził młodych reżyserów (m.in. swoich studentów z Warszawy), aktorów, scenografów. Ale przede wszystkim pracował z białostockim zespołem aktorskim. Efektem były kolejne przedstawienia - nie zawsze wybitne, jednak nigdy nie żenujące, ani razu nie "puszczone" aktorsko czy reżysersko (choć inscenizacji podejmowali się kilkakroć debiutanci). Okazało się, że białostocki zespół jest w stanie zmierzyć się z Gombrowiczem, Mrożkiem, Słowackim - z satysfakcją własną i widowni.
- Najbardziej wstrząsające i tragiczne w wypowiedziach pana Kowalewskiego jest to, że on nie widzi potrzeby kontynuacji tego, co przez trzy ostatnie lata zostało w tym teatrze zrobione - mówi Śmigasiewicz. - Wykonałem razem z tym zespołem ogromną pracę, a on mówi, że aktorzy są do niczego. Jeżeli myśli, że budowanie tego teatru zacznie się od niego, to się myli. Jedynym efektem takiego podejścia będzie zaprzepaszczenie procesu dydaktycznego, który rozpoczęliśmy trzy lata temu. I tego mi zwyczajnie, po ludzku żal.

Śmierć na raty

Waldemar Śmigasiewicz - reżyser i pedagog, specjalizujący się w inscenizacjach dramatów Gombrowicza. Od 1998 roku współpracuje z białostockim Teatrem Dramatycznym. W tym czasie wyreżyserował w Białymstoku m.in. "Iwonę księżniczkę Burgunda" Witolda Gombrowicza, "Tango" Sławomira Mrożka, a ostatnio "Moralność Pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej.

Śmigasiewicz przerzuca raz jeszcze powycinane z wczorajszych wydań białostockich gazet teksty o nominacji Kowalewskiego.
- Całe to pisanie o strajkach i protestach aktorów przeciw decyzji urzędników nie ma sensu - mówi Śmigasiewicz. - Aktorzy będą stawać okoniem, ale dlatego, że już coś wiedzą, czegoś się nauczyli, są świadomi swoich możliwości. Nie da się im powiedzieć "jesteście źli" i wydawać rozkazów - z nimi trzeba dyskutować, ścierać się na racje. Jeżeli nowy dyrektor tego nie zrozumie, to będzie to początek powolnej śmierci tego, co udało nam się wspólnie wypracować.
- To jest katastrofa - podsumowuje Andrzej Karolak. - Napisaliście, że się popłakałem. To prawda, popłakałem się - z bezsilnej złości na to, że takie szambo nas zalewa. W głowie mi się po prostu nie mieści, jak nauczyciel prac ręcznych z Dobrzyniewa (chodzi o Adama Szczepanowskiego, członka Zarządu Województwa Podlaskiego - przyp. red.) może decydować o sprawach kultury w województwie, o sprawach tego teatru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny