Piwo kupisz przed kościołem. Hajnówka ma problem z alkoholem.

Teoretycznie sklep z alkoholem możemy otworzyć nawet przy bramie wejściowej do szkoły czy kościoła. Zasady usytuowania sklepu z wyszynkiem powinna uchwalić rada miasta. Jednak nasi radni jeszcze nie zdążyli tego zrobić. Rozmowy na ten temat podejmowane są zwykle przy okazji sprawozdania z działalności Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

- Niestety nic z tego nie wynika, ale chciałabym wrócić do tematu przy najbliższej okazji - mówi Joanna Wróbel z hajnowskiego urzędu miasta.

- Pamiętam dyskusję na temat ewentualnego uchwalenia odległości. Przykro mi to mówić, ale moi koledzy nie mogli przebrnąć przez problem, jak mierzyć tę odległość. W linii prostej, czy tak jak się idzie - komentuje Bogusław Łabędzki, radny Prawa i Sprawiedliwości.

Wielu jego kolegów z rady nawet nie wie o tym, że wyznaczenie tej odległości należy do zadań samorządu.

- Wcześniej była ustawa mówiąca, że 100 metrów od pewnych punktów, nie można sprzedawać alkoholu. Myślałem, że obowiązuje dalej - przyznaje Jakub Ostapczuk, radny Porozumienia Samorządowego. - Jednak to ważny temat. Gdybyśmy głosowali taką uchwałę, byłbym za ustaleniem tych odległości.

Radni opozycji przyznają, że niewiele zrobili w tym temacie. Wyjaśniają, że czekali na inicjatywę burmistrza, bo tylko wtedy jest szansa przegłosowania uchwały.

- Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że jeśli PiS czy PO składa jakiś wniosek, jest on z góry skazany na odrzucenie - wyjaśnia Grażyna Wereszczyńska. - Z tą inicjatywa powinien wystąpić burmistrz albo przewodniczący klubu Porozumienia Samorządowego, wtedy jest szansa powodzenia.
Mieszkańcy Hajnówki nie są tak dyplomatyczni i jasno mówią, że nikomu z władz nie zależy na uchwalaniu takich zapisów. Bo przecież miasto także czerpie zyski ze sprzedaży trunków. Koncesja przecież kosztuje, nie bez znaczenia są także podatki. Prowadzi to do takich sytuacji, gdzie przedszkole sąsiaduje z miejscem przeznaczonym do picia piwa.

- Moje dziecko nieraz mówiło, że widzi panów pijących za płotem - opowiada Beata, matka przedszkolaka z ulicy Reja. - Jestem zbulwersowana tym faktem. Przez całą wiosnę i jesień dzieci mają kontakt z pijakami. Pewnie nie tylko widzą, ale i słyszą rozmowy zza siatki. A łatwo domyślić się, jakiego słownictwa używają ci koneserzy piwa.

Temat tej budki poruszaliśmy na łamach Kuriera Hajnowskiego kilka lat temu. Jak dotąd nic w tej sprawie się nie zmieniło. Właściciele wciąż handlują alkoholem i wciąż robią to zgodnie z prawem.
Bo wydaje się, że radni problemu nie widzą.

- Przedsiębiorcy znają swoje prawa. Opierają się na ustawie i uchwałach rady miasta. Nie łamią przepisów - mówi Joanna Wróbel.

Koncesję na sprzedaż alkoholu otrzymuje się w urzędzie miasta. Procedury nie wymagają opinii policji o danym miejscu. Liczy się natomiast akt własności, opinia sanepidu i ewentualna zgoda sąsiadów. Nie ma jednak mowy o znajdujących się w okolicy szkołach, cerkwiach czy kościołach.

Opinię stróżów prawa wyraża Mikołaj Laszkiewicz, członek Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, szef dzielnicowych. Jeżeli wszystkie wymagane dokumenty są w porządku, komisja nie może nie wydać zgody. A wystarczyłaby jedna uchwała rady.

- Teraz już widzę, jak pracują nasi radni. Oni głosują tylko zmiany w budżecie, bo na coś trzeba przeznaczyć kasę albo zaciągnąć kredyt. Reszta ich nie obchodzi. Trawią czas na dyskusjach. Nawet jak opozycja mówi coś sensownie, to koalicja i tak to obala i tyle. Ale radni czują się pewnie, bo nikt ich nie rozliczy z braku decyzji czy złych uchwał - komentuje Piotr, nasz Czytelnik.

- Nie powinniśmy tego tak zostawiać, na najbliższej sesji poruszę ten temat - zapewnia nas Wiesław Rakowicz, radny PO.