Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Kuryło w supermaratonie

Jacek Wolski [email protected]
Wymyślił, że przepłynie Wisłę. Normalnie byłoby za łatwo. Postanowił więc, że zrobi to pod prąd.
Wymyślił, że przepłynie Wisłę. Normalnie byłoby za łatwo. Postanowił więc, że zrobi to pod prąd. Archiwum prywatne
Po tym, jak na własnych nogach przebiegł świat dookoła obiecał żonie, że z bieganiem już koniec. - Widzę, jak w domu się męczy, jak nie może wysiedzieć, więc zwalniam go z tej obietnicy - zakomunikowała jednak żona. Piotr Kuryło z podaugustowskiej Pruski Wielkiej chce więc podjąć się kolejnego wyczynu i wygrać supermaraton.

To morderczy bieg - z Aten do Sparty. Trasa liczy 246 kilometrów. Najlepsi pokonują ją mniej więcej w ciągu doby. W dzień z nieba leje się niemiłosierny żar. W nocy robi się bardzo zimno. A żeby wygrać, trzeba biec non-stop.

- Mnie to nie przeraża - mówi Piotr Kuryło. - Cały czas powtarzam swoją maksymę: im ciężej, tym lepiej.

Czy wygra? Jego znajomi nie mają wątpliwości. Bo wszystkie dotychczasowe wyzwania zakończyły się jego zwycięstwem. A zanim przebiegł świat dookoła, przemierzył na własnych nogach Europę i Polskę. Potem przesiadł się na kajak i przepłynął Wisłę pod prąd. Ostatnio natomiast przejechał rowerem ponad 15 tys. kilometrów - z Lizbony do Władywostoku.

Dzisiaj jest jednym z najbardziej cenionych tego typu wyczynowców w Polsce.

Kto pierwszy z pola do domu

"Kurier Poranny" był bodajże pierwszą gazetą w Polsce, która Piotrowi Kuryle poświęciła duży tekst w wydaniu magazynowym. Zatytułowaliśmy tę publikację "Nałogowiec", a ukazała się ona w styczniu 2007 r. Opisywaliśmy tam, jak to niepozorny, 35-letni wówczas mężczyzna, podejmuje się najtrudniejszych wyzwań. Wtedy "jedynie", jako pierwszy Polak, przebiegł cały kraj ze wschodu na zachód i przymierzał się do podobnego wyczynu, tyle że z północy na południe. Mówił jednak, że to dla niego nie jest jakieś szczególnie wyzwanie i marzył o przebiegnięciu Sahary. A to 555 kilometrów.

- Po prostu kocham bieganie - odpowiadał na pytanie, skąd się to u niego bierze.

Pruska Wielka jest taką wsią, jak każda inna. Jednego ciągnie bardziej do nauki, drugiego do kieliszka, a trzeciego do sportu. Kuryło wybrał ten ostatni. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Opowiadał, jak to ojciec urządzał jemu i braciom wyścigi, gdy wracali z pola. Wygrywał ten, kto pierwszy dobiegł do domu. Raz jeden był lepszy, raz drugi.
Potem pojechał na Śląsk. Chciał zostać górnikiem. Praca, jak praca, nie bardzo mu się podobała. W śląskich klubach można było jednak uprawiać sport. Kuryło grał więc w piłkę nożną, trochę boksował i oczywiście - biegał. Mimo dobrych wyników, nigdy nie został jednak klasycznym wyczynowym sportowcem. Bo, jak twierdził, nie tyle interesowało go jak najszybsze pokonanie jakiegoś dystansu, lecz sprawdzanie możliwości swojego organizmu, stawianie sobie coraz. większych wyzwań.

Wrócił więc do Pruski Wielkiej i zaczął biegać po okolicznych lasach. Wystąpił w jednym maratonie, potem w kolejnym. Na dystansie 42 km osiągał coraz lepsze rezultaty. To jednak było za mało. Przyszedł więc czas na biegi 100-kilometrowe. W końcu postanowił wziąć udział w najbardziej morderczej próbie. Zgłosił się do supermaratonu z Aten do Sparty. A tam przyjeżdżają wyłącznie najwięksi twardziele z całego świata. Zwycięstwo daje ogromny prestiż. Kuryło zajął drugie miejsce. Tak dobrze w tym biegu żaden Polak jeszcze nie wypadł.

Do tego czasu o jego istnieniu mało kto wiedział. Wokół Kuryło zrobiło się głośno, gdy przemierzył Polskę ze wschodu na zachód. Potem już przynajmniej regionalna prasa śledziła każdy jego kolejny wyczyn.

Kolos 2011 za wyczyn roku

Stało się to tym bardziej intrygujące, że Kuryło nie otaczał się sztabem specjalistów z różnych dziedzin, nie miał zbyt wielu sponsorów, nigdy w trasie nie towarzyszył mu wóz techniczny z osobami gotowymi nieść pomoc w każdej sytuacji. Jak wymyślił, że przebiegnie Europę, starał się zebrać jakieś najniezbędniejsze pieniądze, a potem pakował podręczne rzeczy, w tym namiot, w specjalny wózek i ciągnął to za sobą. Spał głównie w namiocie, jadł to, co miał pod ręką. Czasami ktoś go zaprosił na nocleg, czasami poczęstował obiadem. Ale liczył przede wszystkim na siebie. Najważniejsze było, żeby przebiec kilkadziesiąt kilometrów dziennie i na czas dotrzeć do celu. To się zawsze udawało.

W 2010 roku zdecydował się na wyprawę swojego życia - bieg dookoła świata. Za sobą ciągnął tym razem nie wózek, lecz zapakowany rzeczami osobistymi kajak, który miał służyć do pokonywania przeszkód wodnych.

Udało się tak dobiec do Portugalii. Tam jednak, przy pokonywaniu jednej z rzek, kajak zatonął. Dalsza wyprawa Kuryły stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Samolotem przeleciał jednak przez Atlantyk, a tam chlebem, solą i dolarami przywitała go amerykańska Polonia. Ufundowała mu nowy wózek. Kuryło pobiegł dalej. Przemierzył całe Stany Zjednoczone. Potem udało mu się przelecieć do Azji. Przebiegł przez całą Rosję i wrócił do Polski. Bieg dookoła świata trwał niemal równy rok.

Został za to odpowiednio doceniony. Otrzymał prestiżową nagrodę "Kolosa 2011" za wyczyn roku.
Na rozbudzenie godzina jazdy

To wtedy obiecał żonie, że z bieganiem już koniec. Bo córki dorastają, więc nie może być tak, iż ojca przez rok nie ma w domu.

- Siedziałem w chałupie i mnie nosiło - opowiadał. - Jednak danego żonie słowa nie zamierzałem złamać.
Wymyślił więc, że przepłynie Wisłę. Normalnie byłoby za łatwo. Postanowił więc, że zrobi to pod prąd. Zaczął trenować pływanie kajakiem. W październiku 2012 roku wyruszył z Gdańska. W kajaku miał, jak zwykle, wszystkie niezbędne rzeczy. Dziennie pokonywał po kilkadziesiąt kilometrów. Padał deszcz, padał śnieg, kajak się wywracał, ale to go nie zrażało. Cały dystans pokonał w nieco ponad miesiąc.

- Były takie momenty, że przychodziło mi do głowy, żeby to przerwać - opowiadał. - Ale zacisnąłem zęby i wiosłowałem dalej.

Przez ostatnią cześć dystansu, w górach, częściej kajak niósł niż nim płynął.

- Właściwie nie czuję się specjalnie zmęczony - mówił po zakończeniu tego przedsięwzięcia.

Niedługo zabrał się więc za kolejne.

Wsiadł na rower i postanowił przejechać nim całą Europę.

Ta wyprawa rozpoczęła się 1 czerwca tego roku. Na starcie w Lizbonie Kuryle towarzyszył znajomy kolarz spod Szczecina. Razem przemierzali trudne pirenejskie podjazdy i przez Francję dotarli do Belgii. Stamtąd przez Niemcy dostali się do Polski. To była tak naprawdę jedynie rozgrzewka. Bo prawdziwe schody zaczęły się w Rosji, szczególnie za Moskwą. Byle jakie drogi, kiepska pogoda. Partner w końcu zrezygnował z dalszej jazdy. Kuryły to nie zraziło. Choć czasami był przemoknięty do suchej nitki, a rower się psuł, jechał dalej. Wstawał zwykle o piątej rano. Od razu wsiadał na rower. Mniej więcej po godzinie jazdy jadł śniadanie. Najczęściej był to chleb z dżemem. Po kolejnych paru godzinach nadchodził czas na następny posiłek. Kuryło jednak w kotletach nie gustuje, więc woda z dużą ilością miodu mu w zupełności wystarcza.

Dziennie przejeżdżał nawet po 200 km. Do mety we Władywostoku dotarł na początku września.

- Specjalnie się nie zmęczyłem - podsumował swój rowerowy rajd. - Ciężej jest płynąć pod prąd rzeką czy biegać.

Ciągnie dodatkowe obciążenie

Jesienią ubiegłego roku deklarował jedynie to, że zimę spędzi spokojnie.

- Nie wiem jednak, co mi wiosną przyjdzie do głowy - mówił.

Przyszło znacznie szybciej.

- Wygranie biegu Ateny - Sparta, to niesłychany prestiż - tłumaczy Piotr Kuryło. - To liczy się na całym świecie.

Choć bieg odbywa się na początku września, mieszkaniec Pruski Wielkiej już intensywnie trenuje. Biega codziennie po okolicznych lasach. Żeby nie było za łatwo, zawsze ciągnie za sobą jakieś dodatkowe obciążenie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny