Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Domalewski: Nie jest dobrze, jest jak jest. Nowy film reżysera z Łomży "Jak najdalej stąd" już w kinach (zdjęcia)

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Reżyser Piotr Domalewski w Białymstoku
Reżyser Piotr Domalewski w Białymstoku Jerzy Doroszkiewicz
Piotr Domalewski, pochodzący z Łomży reżyser, opowiadał w Białymstoku o swoim najnowszym filmie "Jak najdalej stąd". Przyjechał na spotkanie do kina Helios w Alfa Centrum Białystok.

Czy podlaskość gra w Panu jako reżyserze?

Piotr Domalewski: Na pewno. Każdy ma taką soczewkę widzenia rzeczywistości, w jakiej przestrzeni się wychował w młodości i jak nauczył się widzieć świat. Wychowałem się tu i w ten sposób postrzegam świat, ludzi i staram się ten świat jakoś da siebie nazywać, narzędziami, które wziąłem właśnie stąd.

Jest Pan takim kronikarzem polskiej prowincji?

Na pewno z niej biorę bohaterów, tacy mnie interesują. Jestem w stanie się z nimi jakoś utożsamić nie tylko jako twórca, ale i jako widz. W jakimś sensie jestem takim kronikarzem – staram się pokazać ją rzetelnie. Wyrosłem z niej i odnoszę się do niej z pełnym zrozumieniem, szacunkiem, ale też ironią, bo mamy na swój temat duże poczucie humoru.

Chociaż pochodzi pan z Łomży, kręci Pan w województwie warmińsko-mazurskim. Podlaskie nie było zainteresowane?

Z tego, co się orientowaliśmy, województwo podlaskie jest głównie zainteresowane wspieraniem filmów o żołnierzach wyklętych. To ważki temat i myślę, że jest tam wiele bardzo dobrych historii do opowiedzenia, tylko szkoda że nikt się za to nie zabiera. Wszyscy chcą pokazywać tylko bohaterów w mundurach zamiast pokazać człowieka, ale to tylko moja osobista refleksja. Myślę, że w tamtych czasach wydarzyło się wiele potwornych ludzkich dramatów. W moim rodzinnym mieście też jest duży fokus na politykę historyczną.

Łatwiej było w Olsztynie?

Filmowy fundusz warmińsko-mazurski jest bardzo otwarty na kino, chyba za sprawą Bogumiła Osińskiego, który jest jego dyrektorem. Ma duże doświadczenie, jeśli chodzi o kino i w nie wierzy. Wie, że promocja regionu poprzez kino to nie tylko pokazywanie najlepszej, wyczyszczonej ulicy, z trawą pomalowaną na zielono, tylko pewnego rodzaju otwarcie się na realizację w tym miejscu. Ten fundusz wzbudza duże zainteresowanie wśród filmowców. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale rodzaj myślenia o kinie, wspieranie realizacji.

W wielu wywiadach podkreśla Pan, że opowiada historie wzięte z życia

W „Jak najdalej stąd” jest bardzo uniwersalna historia – o dziecku, które poszukuje relacji z ojcem. Myślę, że prędzej czy później każdy musi się z tym zmierzyć. A ta historia wydarzyła się naprawdę – opowiedziano mi o chłopaku, który jedzie za granicę, żeby sprowadzić ciało ojca do Polski. Tak mnie poruszyła, że postanowiłem o tym zrobić film. Taka historia mogłaby się przydarzyć każdemu i każdy może w niej zobaczyć część siebie.

Ale to nie jest żaden apel społeczny?

Moja bohaterka w filmie w rozmowie z matką odpowiada na jej pytanie: Wszystko dobrze? - „Nie, nie jest dobrze. Jest jak jest”. Mam wrażenie, że ta polska rzeczywistość emigracyjna, to jest to co jest. Bardzo lubię – to co jest. Nie lubię tego ani upiększać, ani deprecjonować albo wyśmiewać. Niczego innego nie ma. Lubię dla siebie samego tę rzeczywistość nazywać, a emigracja jest elementem naszej rzeczywistości i dlatego lubię ten temat.

Skoro film opowiada o tym co jest, to po co nam kino?

Kino jest w różnych sprawach – także jest rozrywką. Mimo, że moje filmy są dramatami staram się wkładać w nie wiele humoru. Usłyszałem nawet, że w „Jak najdalej stąd” jest go znacznie więcej niż w „Cichej nocy”. Kino też, moim zdaniem, jest trochę o tym, żeby można się było w nim przejrzeć jako człowiek, społeczeństwo. Żeby zobaczyć jacy jesteśmy – kino pokazuje nam to jak w soczewce. Kino to także rodzaj refleksji nad tym, w czym żyjemy i jaka jest ta nasza rzeczywistość. Czasami trzeba coś zobaczyć na ekranie i usłyszeć z ust bohaterów, żeby stwierdzić, że tak wyglądamy, ruszamy się, komunikujemy, że to jesteśmy my. Mam wrażenie, że kino działa trochę terapeutycznie. Ja lubię rozrywkę i chodzę na wszystkie filmy o superbohaterach i block-bustery i bardzo lubię filmy artystyczne, których jest coraz mniej – a szkoda, bo kino jednak jest sztuką.

W Pana filmach dużo ludzi ma bardzo smutne życie

Hm. Możliwe. Staram się dostrzec w życiu każdego człowieka wesołe i smutne aspekty jego życia. Może moi bohaterowie mają dość smutną bazę, bo lubię ich tak konstruować, by w punkcie wyjściowym nie mieli za dużo opcji. Nie lubię bohatera, który na starcie jest postawiony pod ścianą – pewnie takimi się otaczam, ale uwielbiam konstruować silnych bohaterów. Takich, którzy potrafią sobie poradzić z trudnościami, mimo że nawet o tym nie wiedzą, ale mają w sobie tę siłę. Takich bohaterów lubię.

I taką siłę prezentuje filmowa Ola?

Myślę, że ma. Konstruuję polskich „Avengersów” (amerykańscy komiksowi superbohaterowie – przyp. redakcji). Dawid Ogrodnik jako Adam Grabowski, teraz Ola Hudzik – to jest moja odpowiedź na amerykańskich „Avengersów” (śmiech). Lubię silnych bohaterów, którzy mają w sobie wrażliwość.

Czytaj recenzję: Jak najdalej stąd. Zofia Stafiej jako typowa nastolatka (zdjęcia, wideo)

Mam wrażenie, że filmowej Oli dystrybutorzy robią krzywdę opisując ją jako zbuntowaną

Ona jest zbuntowana przeciwko rzeczywistości, nie tak po prostu, że biega ze sztandarami czy jest anarchistką. Buntuje się przeciwko tym trudnościom, temu smutnemu życiu, o którym pan wspomniał.

A ja uważam, że się nie buntuje, skoro tak wspaniale opiekuje się niepełnosprawnym bratem. To świetna dziewczyna, ma wspaniały kontakt z bratem

Bo ona buntuje się przeciwko ludziom, którzy ją atakują, ale ma w sobie dużo ciepła. Świat nie chce jej pozwolić na pokazanie tych emocji.

Za to matka grana przez Kingę Preis nie da się lubić jako postać w tym filmie

A ja ją lubię za to… jak poprawia tę serwetkę pod urną w kościele. Wtedy człowiek rozumie, jaki ją spotkał dramat.

Że nie stać było na trumnę i skremowali ojca? Zostaję przy swoim zdaniu.

(śmiech) W kinie każdy ma prawo do swojej interpretacji.

Czy Ola w tym filmie ciągle musi palić papierosy, żeby wyglądać na bardziej zbuntowaną?

Te papierosy są pewnym elementem dramaturgicznym.

Taak. Mam wrażenie, że łatwo pisać scenariusz, kiedy bohaterka pali. To takie filmowe, można przewidzieć co się wydarzy, jak dostanie zepsutą zapalniczkę.
Można też tak zrobić z piciem.

Ale dla mnie ona jest bardzo pozytywną bohaterką, takim wzorcem, a tu papieros za papierosem

Ja uwielbiam, jak bohater pali papierosa.

Ale to takie niepedagogiczne!

Ale ja nie robię poradników metodycznych.

Ale ona ma 17 lat, jest taką pozytywną postacią, w Ameryce by to nie przeszło

Na szczęście nie jesteśmy jeszcze w Ameryce, chociaż wszyscy chcą nam tu ją zbudować, a nie wiedzą co to w ogóle znaczy. Lubię, kiedy bohaterka zmaga się sama ze sobą i to palenie chyba też nie bardzo jej służy. Ale jest to rodzaj jakiegoś buntu. Dość niedawno byłem w liceum, to wiem jak to wygląda. Nie wymyślam sobie rzeczywistości, w której bohaterka „zarzuca sobie” tabletki LSD, bo wszyscy tak robią. Po prostu – proszę się przejść za liceum i zobaczyć jak to wygląda.

Czy z kinem można trafić do ludzi, kiedy wszystko jest online?

Mam wrażenie, że mamy złotą erę dystrybucji. Można robić niezliczoną ilość filmów i platformy VOD, kanały dystrybucyjne, platformy streamingowe mają treści tak dobrej jakości, jest ich tak dużo, że jest w czym wybierać. Mam tylko wrażenie, że współczesne kino jest nastawione na sprzedaż. To sprawia, że wszystkie te filmy – kasowe, czy mające mieć potencjał komercyjny robią się identyczne. Uwielbiam filmy o superbohaterach, komiks, ten język, ale mam wrażenie, że w kółko oglądam ten sam film, tylko w innych kostiumach. Mniej więcej do 2010 roku w kinach pojawiał się tzw. summer block-buster – na przykład „Braveheart. Waleczne serce”, „Gladiator”. Teraz już chyba nikomu nie opłaca się tego robić. Lepiej zrobić jakiegoś człowieka-kota czy kobietę-żbika i wszyscy pójdą. Wystarczy okrasić to kilkoma gagami i to się spłyca. Kino artystyczne też trawi choroba, której strasznie nie lubię – to publicystyka. Takie robi się europejskie kino artystyczne. Porusza topowe tematy z gazet albo z programów informacyjnych i to też jest jakiś rodzaj wytrychu.

A gdzie mieści się „Jak najdalej stąd”?

Dokładnie pomiędzy. Nie lubię w kinie ani komercyjnej przesady, która niezwykle spłyca treść, ale nie jest to też kino publicystyczne, które kogoś ocenia, które reklamowałoby się hasłami: „największa afera która wydarzyła się w RP”, „nagie kobiety”, czy „pierwszy raz w Polsce”. Uważam, że moje kino bardzo mocno funkcjonuje w kontakcie z widzem i z bohaterem. Po prostu – opowiadam historie i zabieram widza w jakąś podróż. Sam takie filmy lubię. „Jak najdalej stąd” to film, n którym można się pośmiać, popłakać – takie kino środka, które najbardziej mnie dotyka i które lubię najbardziej. Rozrywka i refleksja – czego chcieć więcej od kina?

W filmie pojawiają się znani polscy aktorzy – Arek Jakubik, Kinga Preis

Z nimi pracuję po raz kolejny, a do tego pojawiła się Zofia Stafiej – wulkan energii. Ale mam też aktorów anglojęzycznych. Dodam, że grali w pierwszym sezonie „Wikingów” i, szczerze mówiąc, chciałem pracować właśnie z nimi, bo bardzo lubię ten serial. Zagrała też Cosmina Stratan, za rolę w filmie „Za wzgórzami„(2012) Cristiana Mungiu otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki na 65. MFF w Cannes.

Jak się z nimi pracowało?

Bazą jest scenariusz. Jeśli aktorzy w niego nie uwierzą, to nie chcą brać w takim filmie udziału. Mam nadzieję, że mam już taką markę, że niektórzy biorą w ciemno to co im zaproponuję, bo wiedzą, że na pewno nie chcę ich wykorzystać i zrobić im krzywdy, tylko wręcz przeciwnie.

Bardzo pozytywnie pokazał Pan Polaków na emigracji. Aż dwóch nie pije!

Wszyscy się spodziewają, że w tej scenie rozpocznie się taka libacja, że budę rozsadzą, a to po prostu są ludzie którzy pojechali do Irlandii pracować. Próbują swoje życie trzymać w jakichś ryzach. To realistyczna sytuacja, gdyby wszyscy uderzyli w totalną bibę – to byłaby sytuacja przerysowana. Ktoś pije, ktoś nie pije – takie jest życie.

I w finale mamy baśniowe wręcz zakończenie, które daje nadzieję!

Lubię dawać nadzieję na koniec filmu, bo jednak jutro wstaje dzień i człowiek żyje dalej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny