Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka ręczna. Marzenia zmiażdżone przez Gladiatorów. Historyczny mecz Orlen Wisły bez happy-endu. Korespondencja własna z Niemiec

Damian Kelman z Magdeburga
epa/pap
17 maja 2023 roku to dzień, który mógł na zawsze zapisać się w historii piłkarzy ręcznych Orlen Wisły Płock. Nafciarze mieli szansę pierwszy raz znaleźć się w najlepszej czwórce Ligi Mistrzów. Piękny sen został jednak brutalnie przerwany przez Gladiatorów z Niemiec. SC Magdeburg wygrał z Wisłą, jednak serce, które zostało zostawione na parkiecie przez płocczan, będzie pamiętane przez lat. Tak samo jak fantastyczna atmosfera, jaką na trybunach przygotowali kibice obu zespołów.

Wiślacka fala wzbierająca

Mecz SC Magdeburg - Orlen Wisła Płock został zaplanowany na 17 maja, ale w zasadzie już miesiąc przed początkiem rywalizacji pewnym było, że będzie to historyczna przygoda dla kibiców z Polski. Bilety na wyjazdowe starcie rozeszły się w błyskawicznym tempie, sprawiając, że Nafciarze zaliczyli swój najliczniejszy wyjazd w europejskich rozgrywkach w całej historii klubu. Zgodnie z oficjalnymi informacjami przekazanymi przez gospodarzy, Wisłę wspierało 660 kibiców, ale rozglądając się po GETEC Arenie w trakcie meczu, dało się dostrzec niebiesko-biało-niebieskich fanów również na innych sektorach, żywiołowo wspierających drużynę trenera Xavi Sabate. Piękna podróż za marzeniami rozpoczęła się jednak na długo przed pierwszym rzutem w rewanżowej rywalizacji Polaków z Niemcami.

Pierwsi fani z Polski nad Łabę przyjechali już we wtorkowe popołudnie, by zwiedzić miasto, odpowiednio zregenerować się przed najważniejszym meczem w historii starć na europejskich parkietach, a także chłonąć handballowe święto pełną piersią. Naprawdę poważnie zauważalne oznaki tego, że w Magdeburgu czeka nas przypływ fali kibiców Wisły, można było natomiast dostrzegać od wczesnych godzin w środę, w dniu meczu.

Przechadzając się kameralnymi uliczkami i zwiedzając centrum miasta, niemal na każdym kroku dało się dostrzec płockich kibiców. Charakterystyczne niebiesko-biało-niebieskie barwy można było dostrzec wszędzie - od ogródków piwnych, przez restauracje i centra handlowe po Katedrę Świętego Maurycego i Świętej Katarzyny, która odegrała bardzo istotną rolę tego dnia.

Marsz po marzenia

O godzinie 16.30 pod tym największym zabytkiem Magdeburga i punktem odniesienia dla miejscowej i przyjezdnej ludności zaczęli zbierać się płoccy kibice, którzy zaplanowali zbiórkę i wspólną drogę pod GETEC Arenę. Im bliżej umówionej godziny, tym grupa stawała się coraz większa, co nie umykało uwadze magdeburczyków. Przypadkowi mieszkańcy zatrzymywali się, by z zaciekawieniem obserwować, co wyprawia się w sercu ich miasta. Tam właśnie zaczynał się płocki marsz po marzenia.
Wybiła godzina zero. Po centrum Magdeburga rozległo się głośne "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Wisła gra", a fani z okrzykami na ustach i wiarą w triumf ruszyli w trzykilometrowy pochód. O ile na początku grupa wydawała się bardzo liczna, z każdym kolejnym krokiem, z każdą pokonaną uliczką, do rozśpiewanego tłumu dołączali kolejni fanatycy z płockiego Tumskiego Wzgórza.

Miejscowi również pokazali klasę. Obyło się bez wrogich gestów z jednej i drugiej strony. Zamiast oznak pogardy słychać było brawa, sugerujące podziw, a także klaksony samochodów, oczekujące aż prowadzona grupa przemknie przez zablokowaną właśnie ulicę. To wszystko sprawiło, że pochód dotarł na miejsce na około godzinę przed meczem, by móc zająć miejsca na hali i przygotować się do rozpoczęcia najważniejszych 60 minut w dziejach klubu.

Polsko-niemieckie yin i yang

Każdy, kto choć raz oglądał zmagania sportowe w niemieckich halach, doskonale zdaje sobie sprawę, jaka atmosfera i sposób dopingowania tam dominują. Kibice ograniczają się do siedzenia i klaskania w rytm muzyki, a także wykrzykiwania pojedynczych haseł. Fani SC Magdeburg pokazali jednak, że również w ten sposób można stworzyć niesamowity tumult i ponieść drużynę do zwycięstwa, ale o tym za chwilę.

Kibice, w większości, po zakończonym przemarszu zaczęli udawać się na obiekt, by zająć swoje miejsce w sektorze i przygotowywać gardło do wspierania Nafciarzy, chociaż część postawiła również na integrację z miejscową publiką. Pierwsze okrzyki z sektora zajmowanego przez płocczan rozpoczęły się zatem na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Szczypiorniści już na rozgrzewce mogli poczuć, na jak ogromne wsparcie tego dnia mogą liczyć.

Napięcie rosło, emocje się kumulowały, aż wszystko sięgnęło zenitu o 18:45, kiedy rozpoczęła się ostateczna rywalizacja o Final4 Ligi Mistrzów. Na początek spotkania fani Wisły przygotowali balony w kolorach swojego ukochanego klubu, które powędrowały w górę w akompaniamencie żywiołowego dopingu. Miejscowi odpowiedzieli natomiast kartonikami w swoich zielono-czerwonych barwach.

Wspomnieliśmy o atmosferze w niemieckich halach, Magdeburg i tak słynie z prawdopodobnie najgłośniejszej w całych Niemczech, ale dało się odnieść wrażenie, że na mecz z Orlen Wisłą Płock zmobilizowali się wyjątkowo mocniej, chociaż swoje zrobiła też ranga meczu. Mimo że fani z Płocka intonowali kilkukrotnie "gramy u siebie", nie można było nie uznać, że magdeburczycy robią wszystko, by mecz na ich obiekcie odbywał się na ich zasadach.

Od pierwszej do ostatniej minuty, a nawet na wiele chwil po końcowej syrenie, byliśmy świadkami nieziemskiej atmosfery godnej największych finałów. Gdyby ktoś stanął na trybunie i zamknął oczy, prawdopodobnie nie był by w stanie rozszyfrować, co obecnie dzieje się na parkiecie.

Kiedy jedna drużyna atakowała, jej fani głośno dodawali im otuchy swoimi przyśpiewkami lub oklaskami. W mgnieniu oka sytuacja zmieniała się natomiast o 180 stopni. Sympatycy kończyli swoją część i zbierali siły na kolejną ofensywną akcję i wtedy do głosu dochodzili przeciwnicy, nie pozostawiając ciszy rozsiąść się w obiekcie nawet na sekundę. Ryk, szał radości - udana akcja obronna gospodarzy czy bramka gości? Euforia opanowywała każdy centymetr sześcienny GETEC Areny, niezależnie od boiskowych wydarzeń.

Przez ponad godzinę rywalizacji doświadczaliśmy niezwykłego starcia charakterów kibiców Nafciarzy i Gladiatorów. Płocko-magdeburskie yin i yang stworzyło niezapomniany spektakl - powtarzalni, ale bardzo solidni, niemieccy kibice oraz żywiołowi, wybuchowi i nieprzewidywalni polscy fani.

Historyczna i heroiczna bitwa stoczona na dwóch płaszczyznach - sportowym i kibicowskim - zakończyła się dla Orlen Wisły nieszczęśliwie. To SC Magdeburg - mistrz kraju i klubowy mistrz świata - przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale żaden z płockich fanów nie opuszczał obiektu zawiedziony. Każdy kibic niebiesko-biało-niebieskich skończył mecz z podniesioną głową, dumny z tego, co zaprezentowali jego ulubieńcy na parkiecie w tym meczu, ale też w całych rozgrywkach, a niemieccy sympatycy prawdopodobnie przez najbliższych kilka dni będą podczas kąpieli czy jazdy samochodem nucić "hej Wisła gol".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piłka ręczna. Marzenia zmiażdżone przez Gladiatorów. Historyczny mecz Orlen Wisły bez happy-endu. Korespondencja własna z Niemiec - Sportowy24

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny