"Dla Ukrainy najważniejsze jest dziś to, że słyszy i widzi nas cały świat. Istotne jest również, by temat wojny w naszym kraju nie spowszedniał, by nasze ofiary nie stały się jedynie liczbami w statystykach. Dlatego komunikuję się z ludźmi za pośrednictwem zagranicznych mediów. Nie przywyknijcie do naszego cierpienia!" - apeluje w rozmowie z CNN Ołena Zełenska.
Podczas gdy prezydent koncentruje się na walce zbrojnej z siłami rosyjskimi, pierwsza dama skupia się na kwestiach działalności humanitarnej i tych dotyczących dzieci, dążąc do zwiększenia świadomości na temat spowodowanego wojną cierpienia obywateli Ukrainy.
Życie jak chodzenie po linie
Dopytywana, jak w obliczu konfliktu na Ukrainie czuje się jej rodzina, Zełenska porównała ten stan do chodzenia po linie.
"Jeśli zaczniesz się zastanawiać, jak to zrobić, stracisz czas i równowagę. Dlatego, żeby się utrzymać, trzeba po prostu iść do przodu i robić to, co się robi. W ten sam sposób, o ile mi wiadomo, trzymają się wszyscy Ukraińcy" - przyznała.
Potwierdziła również, ze od miesiąca nie miała bezpośredniego kontaktu z mężem, ze względów bezpieczeństwa. "Wołodymyr i jego zespół mieszkają w biurze prezydenta. Ze względów bezpieczeństwa zabroniono mi i moim dzieciom tam przebywać. Dlatego przez ponad miesiąc porozumiewaliśmy się tylko telefonicznie" - powiedziała.
Na celowniku Rosji
Na uwagę, że jej rodzina stała się dla Rosji celem, Zełenska stwierdziła, że "celem Rosjan jest każdy Ukrainiec".
"Każda kobieta, każde dziecko. Ci, którzy niedawno zginęli wskutek rosyjskiego ostrzału rakietowego podczas próby ewakuacji z Kramatorska, nie byli członkami rodziny prezydenckiej, byli po prostu Ukraińcami. Tak więc dla wroga celem numer jeden jest każdy z nas" - zauważyła.
Zwróciła również uwagę na rosyjską propagandę, która stosowana jest w obliczu wojny z Ukrainą. - Poziom rosyjskiej propagandy często jest porównywany do propagandy Goebbelsa z okresu II wojny światowej. Jednak moim zdaniem jest on znacznie wyższy, ponieważ w tamtych czasach nie było internetu i ogólnego dostępu do informacji, jak to ma miejsce obecnie - oceniła.
"Teraz każdy na własne oczy może zobaczyć zbrodnie wojenne – na przykład te popełnione przez Rosjan w Buczy, gdzie na ulicach leżały ciała cywilów ze związanymi rękami. Ale problem polega na tym, że Rosjanie nie chcą widzieć tego, co widzi cały świat. Po to, żeby czuć się bardziej komfortowo. W końcu łatwiej powiedzieć: "To wszystko jest fikcją" i spokojnie wypić kawę, niż przeczytać historię konkretnej osoby, która zginęła, spojrzeć na jej krewnych i przyjaciół, którzy są w żałobie" - dodała.