Wszyscy pamiętamy Michaela Keatona, aktora który wcielił się w dwie pierwsze części kultowego już Batmana. Gdy nie zagrał w kolejnych częściach, seria padła (niech zasłona milczenia spadnie na kreację George'a Clooney'a w "Batman i Robin"). I proszę sobie wyobrazić, że Michael Keaton powraca, by jeszcze raz wcielić się w słynnego Nietoperza. Oczywiście wszyscy by tego chcieli. Tymczasem (tu już przenosimy się do filmu "Birdman") aktor (w filmie jako Riggan Thompson) postanawia udowodnić swoją wartość wystawiając sztukę na Broadwayu. Przez lata jako aktor nie istnieje. Nikt nie chce angażować go do poważniejszych ról, bo ma łatkę Birdmana - faceta idealnie wpasowującego się w superbohaterski trykot, ale nic więcej.
Aktor popada więc w melancholię, wszystko mu się nie układa - nie ma pieniędzy, córka ma go za nieudacznika itd. I nie zdradzając fabuły, trzeba powiedzieć że film jest swego rodzaju oskarżeniem rzuconym w nas - widownię. Podoba nam się kino akcji, najlepiej z mnóstwem efektów specjalnych itd. Nie jest to jednak oskarżenie na tyle nachalne, by się obrażać. W świecie popkulturowego kiczu można znaleźć prawdziwe perełki. I taką właśnie jest "Birdman".
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?