Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Małaszyński, aktor, lider zespołu Cochise

Mariusz Rodziewicz
Niewiele osób wie, że Paweł Małaszyński (drugie od lewej) jest nie tylko aktorem, a także wokalistą w zespole Cochise.
Niewiele osób wie, że Paweł Małaszyński (drugie od lewej) jest nie tylko aktorem, a także wokalistą w zespole Cochise. Archiwum zespołu Cochise
- Gdyby nie praca ojca, to pewnie do dziś bym mieszkał w Koszalinie, ale kiedy miałem cztery lata przeprowadziliśmy się do Białegostoku - opowiada Paweł Małaszyński, aktor, członek zespołu Cochise, który wydał niedawno swoją drugą płytę.

Muzyka Cochise to połączenie rocka, grunge'u. Czego jeszcze?
Paweł Małaszyński:
Ktoś ostatnio trafnie określił, że Cochise gra grunge połączony z metalem, z domieszką progresji. Z tym więc się zgodzę. Czerpiemy z różnych gatunków, bo każdy z członków zespołu wychował się na innej muzyce. Dlatego, kiedy wrzucamy to do cochise'owego miksera wychodzi nam taka a nie inna muzyka. Ja siedzę w grunge'u, chłopaki w metalu. Nasz perkusista jest muzykiem progresywnym, więc te wszystkie inspiracje się łączą. Nie mamy jednego ustalonego pomysłu na płytę. Nie szykowaliśmy koncept-albumu. My po prostu tworzymy utwory, które nam się podobają. Staraliśmy się, by ta płyta była różnorodna i żeby każdy mógł w niej znaleźć coś dla siebie. To 70 minut muzyki i 16 utworów.

Nie obawialiście się, że jest za długa, że może zmęczyć słuchacza?

- Nie chcieliśmy, żeby któreś z naszych "dzieci" zostało osierocone, więc wszystkie utwory, które zrobiliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat, od czasu pierwszego albumu "Stall Alive", wrzuciliśmy na jeden krążek. Jak powiedział nasz basista, to jest płyta dla tych, którzy lubią słuchać muzyki i mają na to czas. Muszę ci się przyznać, że nagrywając płytę nie myślimy o słuchaczu. Oczywiście, że płyta może zmęczyć, bo teraz wydaje się krótkie płyty, co się bardziej opłaca. Zaryzykowaliśmy jednak, a wytwórnia Mystic na to przystała. Czas pokaże, czy warto było. Zawsze jednak może zdarzyć się tak, że jednym się ona spodoba, innym nie. Mnie jednak trudno oceniać rzecz, którą zrobiłem, bo nie mam do niej dystansu. Razem z chłopakami daliśmy z siebie wszystko i jest tam cała nasza miłość do muzyki, do życia, eksperymentów i doświadczeń. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest muzyka popularna, nie jest często grana w radiu, ale chciałbym, żeby muzyka niszowa gatunkowo, taka jak Cochise czy innych zespołów grających podobnie, zalała ulice miast prawdziwym rockiem. Bo trochę tego brudnego rocka nam brakuje.

W zeszłym roku wzięliście udział w konkursie, by wystąpić na Przystanku Woodstock. Dlaczego zdecydowaliście się na to?

- Wystartowaliśmy, bo zawsze chcieliśmy zagrać na takim festiwalu, jak Przystanek Woodstock. Dla wielu zespołów to jedyna szansa, żeby zagrać przed półmilionową widownią. W naszym przypadku byłby to wielki sukces i nagroda za to, co robimy. Nie udało się. Myślę jednak, że i tak wyszło nieźle, skoro zostaliśmy wybrani do pierwszej dziesiątki spośród około 700 zespołów. To było fajne, że nas i naszą muzykę zauważono, że nie patrzono przez pryzmat popularnego aktora. Choć takie rzeczy też się zdarzają, ale nie próbujemy już z tym walczyć. Dajemy tym wszystkim odgryźć własne ogony. Być może kiedyś uda nam się zagrać na Przystanku Woodstock, ale na pewno nie weźmiemy już udziału w tego typu eliminacjach. Raz spróbowaliśmy i nie wyszło.

Pamiętasz, które zespoły z tego konkursu zagrały na dużej scenie Przystanku Woodstock?

- Oczywiście. To była Raggafaya, ciekawy zespół reagowy wytwarzający bardzo fajny klimat. Była Materia, zespół, który zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Jeżeli dalej będą szli swoją drogą, to także przy odrobinie szczęścia osiągną bardzo dużo. Bardzo im kibicuję. Był jeszcze Chilli, Bethel i Luxtorpeda.

Wiesz skąd pochodzi Materia?

- Nie, nie powiem ci.

To ja Ci powiem. Ze Szczecinka.

- Żartujesz?! Naprawdę?! A to nie wiedziałem. Czyli we właściwym mieście się urodziłem. Naprawdę chłopaki grają wyśmienicie! Dawno nie słyszałem tak dobrej kapeli, życzę im więc wszystkiego najlepszego.

A z kolei Raggafaya jest z Koszalina.

- Żartujesz! Bardzo pozytywni, odjechani kolesie. Widzisz, wszystko zostaje w rodzinie. Urodziłem się w Szczecinku, pierwsze lata życia spędziłem w Koszalinie. Gdyby nie praca ojca, to pewnie do dziś bym tutaj mieszkał, ale kiedy miałem cztery lata przeprowadziliśmy się do Białegostoku. Koszalin jest bardzo bliski mojemu sercu, bo tu mieszka cała moja rodzina od strony mamy i taty, to tylko my z rodzicami wyemigrowaliśmy do Białegostoku. Nawet urodziłbym się w Koszalinie, ale szpital był zamknięty i trzeba było jechać do Szczecinka. Jestem tu co roku, znam każdą ulicę. Widzę, jak to miasto się rozrasta. Najczęściej czas letni bądź świąteczny spędzam na Raduszce. Znam bardzo dobrze ulice Wojska Polskiego, Niepodległości, nie mówiąc o ratuszu. I rejony - Mielno, Łazy, Unieście.

Cezary Pazura mówił, że podobno szykowaliście się na odebranie polskiego odpowiednika Złotych Malin za film "Weekend".

- Tak, rzeczywiście. W jakiś sposób jest to prawda. Dowiedziałem się o tym od kogoś, że coś takiego miało miejsce. Sam jestem zapracowanym człowiekiem i nie śledzę wydarzeń obyczajowych. Jestem aktorem i każdy ma prawo oceniać moją pracę. Zebrała się więc pewna grupa ludzi, ocenili mnie tak, a nie inaczej. Uważam jednak, że mamy za mały kraj na taką nagrodę. Tak naprawdę ona jest chyba bardziej potrzebna jej twórcom, żeby mogli na chwilę wyjść z cienia. Trochę to żenujące, tak jak ich zdaniem nominowane filmy. Wszystko w oparach żenady - moim zdaniem niepotrzebnie. Nie było to profesjonalnie zorganizowane. Nie wiem co to było, ale podobno było śmieszne.

A co sądzisz o pozywaniu recenzenta za to, że ostro skrytykował film?

- Mówisz o tym całym zamieszaniu z filmem "Kac Wawa"? To w pewien sposób precedens. Nie sądzę, aby ktokolwiek z premedytacją robił film beznadziejny, tylko po to, żeby naciągnąć ludzi na pieniądze z biletów. Nigdy nie wiesz, co wyjdzie na samym końcu, po zrobieniu filmu. Podoba ci się scenariusz, bierzesz rolę, robisz coś fantastycznego, a potem oglądasz to na ekranie i okazuje się, że nie wyszło. Każda kinematografia ma swoje świetne i też gorsze filmy - to dosyć naturalne. Z tego, co wiem, to żadnego pozwu ostatecznie nie ma, ci ludzie uścisnęli sobie dłonie. Mam nadzieję, że przez to ludzie nie przestaną chodzić na polskie filmy. Jako aktor, reżyser, muzyk nie wszystkich jesteś w stanie zadowolić i te osoby nie spowodują tego że przestaniesz być nagle aktorem, reżyserem lub też rozwiążesz zespół tylko dlatego, że się komuś to nie podoba.

W 2005 roku zostałeś "Najpiękniejszym Mężczyzną" według czasopisma Viva! Kiedy mówiłem koleżankom, że będę z Tobą rozmawiał, to wszystkie mówiły "Mmm... Ciacho!".

- Takie nagrody są zawsze przyjemne, miłe - nie uciekam od nich. Wszystkie nagrody jakiekolwiek dostałem to od publiczności, widzów a nie od tak zwanego środowiska - ludzie doceniają moją pracę. Tak naprawdę, to dzięki nim jestem ciągle w tym zawodzie. Nic nie poradzę na to, że mam takie emploi, a nie inne. To ma też jednak i złe strony w tym zawodzie. Jesteś ładny, ładna, przystojny - nie jesteś zdolny. Masz wyglądać - być lepem i lekiem. Taki nasz polski schemat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny