Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Klim nie żyje. Jest wynik sekcji zwłok

(ika)
Paweł Klim transportowany do karetki po interwencji policji przy Barszczańskiej
Paweł Klim transportowany do karetki po interwencji policji przy Barszczańskiej Archiwum
Paweł Klim zmarł w szpitalu po interwencji policji przy ulicy Barszczańskiej. Jest wynik sekcji zwłok.

Przyczyną śmierci 34-latka była niewydolność wielonarządowa. Pierwotną zaś - nagłe zatrzymanie krążenia i oddechu. Badania wykluczyły, aby było to skutkiem urazu lub choroby. Nie wykluczyli natomiast, że było efektem konfrontacji z użyciem siły. Opinia z sekcji zwłok nie była jednoznaczna, dlatego prokuratura zamierza powołać kolejny zespół biegłych.

Przypomnijmy. Białostoczanin Paweł Klim zmarł 7 kwietnia br. w szpitalu. Dwa dni po policyjnej interwencji, w czasie której 34-latek został powalony na ziemię, obezwładniony, zakuty w kajdanki. Użyto wobec niego ręcznego miotacza gazu.

Czytaj też:Paweł Klim zmarł po policyjnej interwencji. Zamieszki w Starosielcach
Po wielu tygodniach wiadomo, co było przyczyną śmierci mężczyzny: niewydolność wielonarządowa, jaka rozwinęła się w przebiegu ciężkiego niedotlenienia, spowodowanego wielokrotnymi zatrzymaniami krążenia i oddychania.

- Badania mikroskopowe i makroskopowe nie wykazały zmian urazowych tłumaczących tę przyczynę zgonu - mówi Zbigniew Czerwiński z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, która prowadzi śledztwo w tej sprawie (po wyłączeniu się jednostek okręgu białostockiego). - Mikroskopowe badania nie wykazały również przyczyny chorobowej odpowiadającej za nagłe zatrzymanie krążenia i oddychania.

- Biegli przyznali jednak, że w praktyce sądowo-medycznej znane są przypadki, że następuje gwałtowne zatrzymanie krążenia i oddechu bezpośrednio po konfrontacji z użyciem siły i stresu nią wywołanego - dodaje prokurator Czerwiński.

Czytaj też: Sekcja zwłok nie wyjaśniła przyczyny zgonu [ZDJĘCIA]

Wciąż więc nieznane są mechanizmy, jakie doprowadziły do śmierci białostoczanina. A tylko to pozwoli na postęp w śledztwie. Póki co prokuratura zamierza powołać nowy zespół biegłych, którzy mieli do czynienia z tak nietypowymi przypadkami. Przesłuchani też zostaną w końcu policjanci. Będą zeznawać w charakterze świadków, ale z możliwością odmowy zeznań i odpowiedzi na pytania, jeśli uznają, że to narazi ich na odpowiedzialność karną lub dyscyplinarną.

Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w czwartek ok. godz. 16, w jednym z bloków przy ul. Barszczańskiej. 34-latek chorował na schizofrenię. Jak informuje policja, jego konkubina wezwała pogotowie. Podobno bała się o jego stan zdrowia. Z jej relacji wynikało, że mężczyzna od dłuższego czasu nie przyjmował leków na schizofrenię, nie jadł, za to nadużywał alkoholu. Miał mieć skrajne wahania nastroju: od apatii do mocnego pobudzenia. Zespół pogotowia uznał jednak, że 34-latek nie kwalifikuje się do szpitala psychiatrycznego, ale raczej do izby wytrzeźwień, bo jest pijany. Pogotowie wezwało policję. W tym czasie Paweł siedział na balkonie, „nieobecny”, nie reagował na żadne sygnały.

- Policjanci nie czuli woni alkoholu, nie widzieli podstaw do odwiezienia go do izby wytrzeźwień. Podjęli decyzję o przewiezieniu mężczyzny do szpitala psychiatrycznego i wezwaniu pogotowia - opowiada podinsp. Andrzej Baranowski z podlaskiej policji.

Czytaj też: Interwencja policji na Barszczańskiej w Białymstoku zgodna z procedurami

Na miejsce znów przyjechała karetka. Ponieważ 34-latek wciąż był apatyczny, lekarze poprosili policjantów o pomoc w doprowadzeniu go do ambulansu.

- Gdy funkcjonariusze chcieli go wyprowadzić z balkonu 34-latek nagle ożywił się. Nie był już otępiały, ale pobudzony, wymachiwał rękoma, kopał, gryzł. Stawiał czynny i bierny opór - opowiada podinsp. Baranowski. - Doszło do szamotaniny. Policjanci użyli ręcznego miotacza gazu, w końcu obezwładnili mężczyznę, położyli na ziemię i zakuli w kajdanki. Ten szarpał się dalej. W pewnym momencie przestał się ruszać.

Paweł był reanimowany cztery razy, raz w domu, dwa razy w karetce i w szpitalu - opowiadają bliscy mężczyźni. - Do szpitala trafił w stanie krytycznym. Doszło do zatrzymania akcji serca, niedotlenienia mózgu. Trafił na oddział intensywnej terapii. Lekarze nie dawali mu większych szans. Mówili, że nawet jak przeżyje, jego mózg nigdy nie będzie już funkcjonował, jak powinien.

W sobotę, ok. godz. 13 mężczyzna zmarł.

Czytaj też: Rodzina i znajomi pożegnali zmarłego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny