Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Gorszewski: W Białymstoku pisarz musi mieć szczęście

Tomasz Mikulicz
Bardzo trudno jest się przebić, zaistnieć na rynku wydawniczym, tym bardziej że miasto ma już swoich znanych i uznanych twórców - mówi Paweł Gorszewski, białostocki pisarz.
Bardzo trudno jest się przebić, zaistnieć na rynku wydawniczym, tym bardziej że miasto ma już swoich znanych i uznanych twórców - mówi Paweł Gorszewski, białostocki pisarz. Fot. sxc.hu
Bardzo trudno jest się przebić, zaistnieć na rynku wydawniczym, tym bardziej że miasto ma już swoich znanych i uznanych twórców - mówi Paweł Gorszewski, białostocki pisarz.

Obserwator: Twój drugi zbiór opowiadań został wydany przez oficynę ze Szczecina. Dlaczego nie z Białegostoku?

Paweł Gorszewski, białostocki pisarz: Co prawda na wydanie książki dostałem stypendium od prezydenta Białegostoku, ale odpowiedniego wydawnictwa musiałem szukać poza Podlasiem. Przeważyły kwestie finansowe. Wydanie książki w Książnicy Podlaskiej okazało się zbyt drogie, a byłem ograniczony kwotą ze stypendium. Poza tym Książnica nie ma zbyt wielkich możliwości dystrybucyjnych. Zdecydowałem się więc poszukać szczęścia gdzie indziej. Zacząłem dzwonić po wydawnictwach i słać e-maile. Wiele spośród nich się nawet nie odezwało. Pozytywnym wyjątkiem było Wydawnictwo Czarne.

Zadzwoniła do mnie Monika Sznajderman, żona Andrzeja Stasiuka, i powiedziała, że nie są zainteresowani taką formą prozy, czekają na bardziej rozbudowane fabularnie teksty. Cieszyłem się, bo w końcu ktoś się przynajmniej do mnie odezwał.

No tak, ale upragnionej umowy wciąż jednak nie było.

- Udało się w końcu ze szczecińskim Wydawnictwem Forma, które wydaje białostockich twórców, m.in. Miłkę Malzahn, Krzysztofa Gedroycia czy Wiesława Szymańskiego. Wysłałem do nich e-maila i po jakimś czasie odezwał się do mnie Paweł Nowakowski, właściciel wydawnictwa. Powiedział, że spodobało mu się moje pisanie i jest skłonny to wydać. Wyszło dokładnie 630 egzemplarzy.

Ale tutaj też musiałeś wcześniej zapłacić. Nigdzie nie ma tak, że dany twórca przychodzi do wydawnictwa i mówi: Wydajcie mi książkę, a potem będziemy się dzielić zyskiem.

- Raczej nie. Podejrzewam, że aby móc postawić sprawę w ten sposób, trzeba by było napisać coś na miarę "Harry'ego Pottera". Wydawca musi być bowiem przekonany co do tego, że dana książka się dobrze sprzeda. Wiadomo przecież, że każdy chce zarobić.

Autor ma chyba później jakiś udział w zyskach za sprzedane książki?

- Mam podpisaną umowę na określony udział procentowy w sprzedaży. Od grudnia zeszłego roku sprzedało się na Podlasiu około 50 egzemplarzy. Nie znam wyników z całego kraju, ale jestem dobrej myśli.

Brałeś udział w jakichś akcjach promocyjnych, miałeś spotkania autorskie?

- Miałem dwa spotkania autorskie: w XI Liceum Ogólnokształcącym w Białymstoku i na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku. Jeżeli chodzi o te ostatnie, to inicjatorem spotkania była moja dawny profesor z wydziału. Do liceum zaprosiło mnie zaś koło miłośników literatury, które pamiętało mnie jeszcze z mojej pierwszej książki.

Jak to właściwie się stało, że zacząłeś pisać?

- Szczerze powiedziawszy, to sam nie wiem. W siódmej i ósmej klasie podstawówki pisałem dobre wypracowania i miałem nauczycielkę od języka polskiego, która motywowała mnie do dalszej pracy. Później w liceum miałem lekki zastój. Chęć do pisania odżyła dopiero na studiach za sprawą prof. Teresy Zaniewskiej, której pokazałem kilka swoich opowiadań. Powiedziała, że warto to złożyć w całość i wydać. Taka była geneza powstania zbioru opowiadań "Szelest szarości". Wydało je w 2004 roku działające na uniwersytecie wydawnictwo Trans Humana. Wyszło 230 egzemplarzy. Większość już dawno się sprzedała. Sam mam tylko kilka egzemplarzy.

Teraz pewnie wieczorami piszesz kolejne opowiadania.

- Nie, na razie pochłonęła mnie praca zawodowa. Uczę wiedzy o kulturze w Zespole Szkół Handlowo- Ekonomicznych i Zespole Szkół nr 16.

Więc pewnie Twoi uczniowie znają dobrze Twoje dwie książki.

- Raczej nie. Staram się nie ujawniać, że piszę. Chodzi o to, że niektóre opowiadania mogą budzić kontrowersje. Niewyrobiony czytelnik często utożsamia bohatera książki z samym autorem, a ja wśród uczniów raczej wolałbym być kojarzony z wiedzą o kulturze, a nie z jakimiś rozważaniami dotyczącymi mieszania się sfer sacrum i profanum.

Jak na przykład w opowiadaniu "Kręgi" z najnowszej książki, w którym opisujesz techniki męczenia zwierząt. Główny bohater odrywa nogi pasikonikom, a muchy nadziewa na igłę babci.

- No tak. Uważam, że chyba większość z nas miała w dzieciństwie jakieś sadystyczne zapędy. Nie wiem, może jest to związane z tym, że w życiu kilkulatka następuje taki moment, w którym zaczyna mieć świadomość, że istnieje życie i śmierć. Pasikonik żyje i raptem można sprawić, że umiera. Dzieciak odkrywa wtedy w sobie moc sprawczą, stawia siebie w roli Boga. Wpływ na tego typu przejawy okrucieństwa może mieć również to, że młodzi ludzie nie mają jeszcze wykształconego superego, które trzymałoby w ryzach różnego rodzaju popędy. Inspiracją do napisania tego opowiadania był zresztą film "Władca much", który pokazuje, jakie demony kryją się w duszach dzieci.

Twoje opowiadania nie są też pozbawione humoru. W jednym z nich tytułowy bohater skarży się, że autorzy kryminałów skazują go na to, że co rusz po jego plecach przebiega dreszcz.

- No cóż, to opowiadanie to taka delikatna ironia związana z konwencją pisania kryminałów. Swego czasu Stowarzyszenie Fabryka Bestsellerów organizowało akcję pt. Pora Kryminału, w której chodziło o to, żeby napisać opowiadanie kryminalne. Prowadzono warsztaty, wydano nawet zbiór tekstów. Wyobraziłem sobie, co musi czuć bohater takiego kryminału, kiedy stale "po jego plecach przebiega dreszcz". Toż to może przyprawić o różne schorzenia i inne dolegliwości.

Zostawiając na boku kwestię różnorodności poruszanych tematów, Twoje opowiadania mają jeden wspólny mianownik: nie ma w nich zbyt dużo narracji.

- To prawda. Wynika to z tego, że nie lubię opowiadać. Wolę przyglądać się pewnym rzeczom i je smakować. Chcę na nowo odkrywać w nich drugie dno, jakieś dziwne niuanse i wynaturzenia.

Poza pisaniem opowiadań zajmujesz się też tworzeniem scenariuszy teatralnych.

- Tak, wraz z Małgorzatą Pastorczyk piszemy scenariusze dla grupy teatralnej Kumonoque, która jest amatorskim teatrem szkolnym działającym w Zespole Szkół Handlowo-Ekonomicznych. Spotykamy się już od trzech lat. Mogę się pochwalić, że w 2008 roku zdobyliśmy trzecie miejsce na Podlaskim Forum Teatrów. Dość często jeździmy z repertuarem po domach kultury w całej Polsce. Ze sztuką "Mysz" (na podstawie mojego opowiadania pod tym samym tytułem) byliśmy na przykład w Warszawie i Inowrocławiu. W czerwcu zamierzamy zaś wystawić sztukę opartą na opowiadaniu Leszka Kołakowskiego.

Czy łatwo jest być pisarzem w Białymstoku?

- Każde miasto stwarza pewne możliwości i ograniczenia. Myślę, że w Białymstoku nie są one ani większe, ani mniejsze. Bardzo trudno jest się przebić, zaistnieć na rynku wydawniczym, tym bardziej że miasto ma już swoich znanych i uznanych twórców. Miejmy nadzieję, że rynek jest tak pojemny, że wszyscy się zmieścimy, bez zbędnych przepychanek. Myślę, że wiele też zależy od szczęścia. Ja to szczęście miałem, trafiłem na przychylnych ludzi, którzy mnie wspierali, mam na myśli nie tylko przyjaciół czy najbliższą rodzinę, ale też osoby, które w pewnym sensie przyczyniły się do wydania książki.

Paweł Gorszewski - ur. w 1980 roku, białostocki pisarz. "Niecierpiące zwłoki" to druga jego książka. Pierwszy zbiór opowiadań "Szelest szarości" wydał w 2004 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny