Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patrzę z dystansu

Kuba Zajkowski
Najsłynniejsze filmy z jego udziałem to "Miś”, "Rozmowy kontrolowane” i "Rejs”.  Dzisiaj na ekrany kin wchodzi komedia "Ryś” z nim w roli głównej
Najsłynniejsze filmy z jego udziałem to "Miś”, "Rozmowy kontrolowane” i "Rejs”. Dzisiaj na ekrany kin wchodzi komedia "Ryś” z nim w roli głównej
Obecnie film traktuje się trochę jak makaron czy ser. Smak, owszem, jest ważny, ale ważniejsze jest opakowanie i promocja

Stanisław Tym

Stanisław Tym

Rocznik 1937. Aktor, reżyser, komediopisarz, scenarzysta, felietonista, autor skeczy, słowem - człowiek orkiestra. Był bliskim współpracownikiem Stanisława Barei. Najsłynniejsze filmy z jego udziałem to "Miś", "Rozmowy kontrolowane" i "Rejs". Dzisiaj na ekrany kin wchodzi komedia "Ryś" z nim w roli głównej.

Ze Stanisławem Tymem rozmawia Kuba Zajkowski

Ile razy oglądał Pan "Misia"?
Stanisław Tym: Na pewno znacznie mniej niż fani tego filmu. Przez 27 lat najwyżej dziesięć razy, rzadko w całości.

Dlaczego tak kategorycznie ucina Pan spekulacje, że "Ryś" jest kontynuacją "Misia"? Przecież wspólnych elementów jest sporo, choćby bohaterowie - Ryszard Ochódzki i trener Jarząbek.
- I na tym porównania się kończą. Po pierwsze, nie zgadza się numeracja, bo gdyby już tak liczyć, to jako drugie trzeba by wymienić "Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego. "Ryś" byłby więc trzecią częścią. Przede wszystkim zaś nie przyszłoby mi nigdy do głowy porównywać się ze Staszkiem Bareją, a już ścigać się z nim - to kompletny absurd.

Jakim człowiekiem prywatnie był Stanisław Bareja?
- Człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Odpowiedzialnym, uczciwym, odważnym. Dużo czytał, był erudytą. Ale niespecjalnie się tym chwalił, uważał to za normalne. Miał ogromną klasę, wspominam go z uczuciem i wielkim żalem. Bardzo dużo mu zawdzięczam.

Miał Pan czas, żeby go dobrze poznać, bo pracował Pan z nim przy czterech filmach.
- Można nawet powiedzieć, że przy pięciu. Poznałem go na planie komedii "Poszukiwany, poszukiwana", którą reżyserował. Pojechałem samochodem do pałacu Zamoyskich na Lubelszczyźnie, gdzie powstawały zdjęcia do filmu. Chciałem stamtąd odebrać mojego przyjaciela Jerzego Dobrowolskiego. Gdy dotarłem na miejsce, Jurek powiedział: "Słuchaj, trzeba załatwić, żebyś w tym filmie wystąpił! Będziesz miał przynajmniej parę groszy zwrotu za benzynę". Poszedł do Stanisława Barei i zapytał, czy uda się to załatwić. A ten odpowiedział, swoim charakterystycznym głosem, że nie, bo to ostatni dzień zdjęciowy i że zostało tylko jedno ujęcie: zbliżenie ręki urzędnika, który przystawia pieczątkę. Jurek na to: "Mojej ręki? Nie może Tym zagrać swoją, bo mnie już nie było"? Bareja odparł, że zasadniczo może tak być. I tak było.

W obsadzie "Rysia" znalazł się inny Pana dobry znajomy - Marek Piwowski. W jakiej roli?
- Senatora. Chciałem, żeby wystąpił w filmie z powodów sentymentalnych, ale nie tylko. Łączy nas zażyłość. A ponieważ Marek to bardzo inteligentny facet i filmowiec z najwyższej półki, nie miałem wątpliwości, że zrobi to świetnie.

Pomagał Panu w pisaniu scenariusza do "Rysia", podsuwał pomysły?
- Nawet nie wie, o czym jest film. Producent prosił, żeby nie ujawniać fabuły, więc większość aktorów jej nie zna. Nie przeszkadzało mi to w pracy, ponieważ w "Rysiu" jest wiele epizodów, w których aktorom wystarczała tylko wiedza na temat ich sceny.

Długo Pan pracował nad scenariuszem do "Rysia"?
- Bardzo długo. Mam taki zwyczaj, że piszę kilka wersji scenariusza, z których składam potem jedną, ostateczną. Tak się nauczyłem. Inaczej nie potrafię.

O czym jest "Ryś"?
- Zależało mi na tym, żeby to była komedia i żeby ludzie się śmiali, kiedy będą ją oglądać. Chciałem także, aby to była opowieść, której akcja rozgrywa się tu i teraz. I żeby nie było w filmie akcentów publicystycznych, mimo że pojawi się w nim trochę polityki.

Filmy uważane dziś za kultowe: "Miś" i "Rejs" - delikatnie mówiąc - nie były przyjmowane entuzjastycznie. Nie obawia się Pan, że podobny los może spotkać "Rysia"?
- Nie ma przepisu na to, który film spodoba się publiczności. "Rejs" Marka Piwowskiego był w ogóle nieznany. A teraz, w rozmaitych rankingach na najlepszy polski film, często znajduje się na pierwszym miejscu. Początkowo miał trafić na półki, ale któryś z cenzorów stwierdził, że jeśli tam zostanie, zaczną o nim trąbić Wolna Europa i Głos Ameryki. Dzięki temu film pokazano, choć tylko dyskusyjnych klubach filmowych i jedynie w dwóch kopiach, które po pewnym czasie nie nadawały się do użytku. "Rejs" był gnojony przez partyjnych urzędników, KC PZPR, ministerstwo kultury, no i tak zwanych przedstawicieli klasy robotniczej. Traktowano go wtedy jak śmieć.

Z perspektywy czasu ma Pan pewnie satysfakcję.
- Z pewnością tak.

Jak się Pan odnajduje w teraźniejszości filmowej, w której króluje marketing, reklama i obliczanie zysków?
- Z dużym trudem. To dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Zdaję sobie jednak sprawę, że inaczej nie można i nie mam wyjścia. Trzeba nagłośnić to, że film wchodzi do kin, poinformować, zachęcić do pójścia na niego.

Taka otoczka nie jest dla Pana zaprzeczeniem sztuki?
- W moim przekonaniu tak jest. Można powiedzieć, że film traktuje się trochę jak makaron czy ser. Smak, owszem, jest ważny, ale ważniejsze jest opakowanie i promocja.

Do księgarń trafiła już książka "Ryś". Na czym polega jej związek z filmem?
- Powstała na motywach scenariusza. Ja na to nie wpadłem, ale inni tak. A skoro takie są reguły rynku, to się dostosowałem. Prawdę mówiąc, bardziej niż powieści interesuje mnie "półprodukt" - scenariusz, sztuka teatralna.

Pracuje Pan teraz nad jakimś "półproduktem"?
- Na razie nie. Mam tak dużo roboty związanej z promocją "Rysia", że koncentruję się tylko na tym. W zeszłym roku zrobiłem dużą rzecz z okazji 60-lecia Teatru Polskiego w Szczecinie. Napisałem sztukę o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim i kabarecie "Zielony Balonik". Potem spektakl wyreżyserowałem i wziąłem w nim udział. Nosi tytuł "Boy, honor i ojczyzna". W lutym będziemy mieli kolejną sesję grania.

Co Pana śmieszy?
- Wszystko.

Czyli nic.
- Ten świat mnie śmieszy.

A często się Pan śmieje i żartuje? Wielu ludziom wydaje się, że od rana do wieczora…
- Raczej nie. To tak samo, jakby pan uważał, że szewc od rana do wieczora myśli i rozmawia tylko o butach…

Komedia to chyba ciężki kawałek chleba…
- Jest trudna, bo kryteria są natychmiast sprawdzalne. Ludzie powinni się śmiać, w dodatku w tych miejscach, w których chciałbym, żeby się śmiali.

Kto jest dla Pana autorytetem?
- Dostałem wielki dar od losu, ponieważ w szkole kształcili mnie przedwojenni pedagodzy. A to była inna klasa ludzi. Na studiach było podobnie. W warszawskiej PWST uczyli mnie między innymi profesorowie Aleksander Bardini i Janina Romanówna, Kazimierz Rudzki. Potem pracowałem z dużej klasy pisarzami, kompozytorami i reżyserami: Andrzejem Jareckim, Jarosławem Abramowem, Edwardem Pałłaszem, Agnieszką Osiecką, Jerzym Dobrowolskim, Markiem Piwowskim, Stanisławem Bareją, Sylwestrem Chęcińskim.

Kabaret ma się u nas dobrze?
- Tak, choć oczywiście na różnym poziomie tego dobra. Niektóre kabarety są trochę bardziej populistyczne, inne bardziej wyrafinowane. Ale generalnie nie brakuje na scenie kabaretowej ludzi utalentowanych, inteligentnych, dowcipnych i wrażliwych. Należą do nich m.in. Władysław Sikora i Joanna Kołaczkowska z kabaretu Potem, Mumio, Ani Mru Mru, Kabaret Moralnego Niepokoju, Chatelet. Mógłbym dalej wymieniać…

Gdzie Pan szuka wyciszenia i dystansu do tego, co się dzieje wokół Pana na co dzień?
-Nie mam innego sposobu na życie niż oglądanie świata, a czy z dystansu, czy z bliska, to już nie ma większego znaczenia.

Ma Pan bardzo rozbudowane ego? Wszyscy Pana chwalą i hołubią…
- Przypuszczam, że w ogóle go nie mam. Mam moje życie i moją pracę. To u nas rodzinne. Jeden z moich dziadków był kucharzem, drugi - szewcem.
Tata - fryzjerem damskim. Gdyby któremuś z nich powiedzieć, że ma jakieś ego, to chyba padłby ze śmiechu. I słusznie. Oni po prostu pracowali, żeby utrzymać rodzinę i żeby być w porządku. W miarę sił staram się ich naśladować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny