Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patriotyczna bułka na wyzwolenie Białegostoku

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Pamiątkowa ulotka z 1919 roku. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Pamiątkowa ulotka z 1919 roku. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
19 lutego 1919 roku pierwszych polskich żołnierzy, którzy wkroczyli na białostocki rynek powitano bułkami i herbatą. Poczęstunek zafundowała cukiernia Władysława Lubczyńskiego, znana z wypieku świetnych babek, tortów, i ciastek.

Powrócę do obchodzonej dopiero co 94 rocznicy wkroczenia wojsk polskich do Białegostoku. Wszystko odbyło się pięknie. Były wieńce, śpiewy i mowy. Zabrakło mi jednak znaczącego szczegółu - bułek i herbaty. Gdy bowiem późnym wieczorem 19 lutego 1919 roku z ulicy Kilińskiego na białostocki rynek wkroczyli pierwsi polscy żołnierze, to oczekujący ich, moknący na rzęsistym deszczu, od rana białostoczanie spontanicznie zorganizowali przywitalny poczęstunek.

Z pomocą przyszła cukiernia Władysława Lubczyńskiego. Znana była "ze swej dobroci własnego wyrobu: babek, placków, tortów i ciastek". Jakie to były bułki otwierające niepodległość w Białymstoku? Tego nie wiem. Może drożdżówki, może nadziewane marmoladą, a może zwykłe kajzerki? Stawiam na drożdżówki.

Cukiernia Lubczyńskiego mieściła się w miejskiej kamienicy przy rynku pod jedynką. Już wkrótce, po sąsiedzku z nią, otwarta została Miejska Biblioteka Publiczna. Do Lubczyńskiego chętnie wpadała na przedpołudniową herbatkę miejscowa inteligencja. Punkt był wyborny. Z okien lokalu można było obserwować kto z kim i kiedy. Do dobrego tonu należało też zaopatrywać się tu w słodkości na święta. Ponoć takich wielkanocnych bab nigdzie indziej nie można było dostać. Ale życie nie składa się z samych przyjemności.

W branży cukierniczej i restauratorskiej konkurencja w Białymstoku była duża, a metody walki często bezwzględne. Przy Sienkiewicza pod piętnastką znajdował się hotel Ostrowskiego. Na parterze znajdowała się restauracja i bar. Lubczyński słusznie czy też nie upatrywał w Ostrowskim swojego głównego konkurenta. Obaj panowie od słowa do słowa zbudowali pomiędzy sobą mur nienawiści. Niestety darczyńca niepodległościowych bułek nie przebierał w słowach. Znieważony Ostrowski pozwał go przeto do sądu. Ten w czerwcu 1922 roku niby pogodził zwaśnione strony, ale i tak zasądził od Lubczyńskiego kwotę 100 tysięcy marek "tytułem rehabilitacji". Sędzia zadecydował, że 50 tysięcy przekazane zostanie na Czerwony Krzyż, a po 25 tysięcy na "ubogą dziatwę chrześcijańską i żydowską".

Następne lata były w cukierni okresem spokojnej egzystencji. O Lubczyńskim przypominano sobie podczas kolejnych lutowych rocznic wspominając bułkową solidarność podlaną gorącą herbatką.

W 1930 roku wydawało się, że cukiernia rozpoczęła swą drugą młodość. Zaangażowano nowego szefa kuchni, wówczas zwanego kuchmistrzem. Został nim Władysław Staszewski. W sali restauracyjnej podawano śniadania, obiady i kolacje. Dodatkową atrakcją były codzienne koncerty 42 pułku piechoty. Zaczynały się o 18 i trwały aż do północy. Dobra kuchnia i popularność zespołu muzycznego sprawiły, że Lubczyński nie narzekał na klientelę. Nadal też zasłużoną sławą cieszyły się jego wyroby cukiernicze. Takich pączków to i sam Blikle by pozazdrościł.
Tradycją cukierni było to, że pączki smażono dwa razy dziennie. Nie do pomyślenia było to, aby sprzedawać po południu poranne pączki! Smakosze chwalili też chrusty, czyli faworki. Smażone na smalcu miały wyjątkową kruchość. Ale to wszystko pękło niczym mydlana bańka.

Wielki kryzys rozpoczęty krachem na nowojorskiej giełdzie dotarł do i tak już biednego Białegostoku. Klientów w restauracjach, cukierniach i kawiarniach było coraz mniej. Nad lokalem Lubczyńskiego, pewnym symbolu odzyskania niepodległości, w 1932 roku pojawiły się czarne chmury.

W kwietniu tegoż roku cukiernia została zamknięta. Przez pewien czas lokal stał pusty. W maju dyrekcja Biblioteki Publicznej wystąpiła do władz miasta z propozycją przekazania go na potrzeby czytelni. Tak też się wkrótce stało.

Myślę sobie, że tradycja miasta składa się z szeregu elementów. Ważne są historyczne, zabytkowe budowle. Nie mniej istotne są też miejskie rocznicowe uroczystości. Ale one wszystkie, oderwane od ludzi i ich emocji, radości i smutków często niewiele znaczą. Nic nie budują w nas.

Dlatego warto pochylić się nad zdawałoby się banalną historią cukierni Lubczyńskiego. Warto też zastanowić się nad wieczornym świętowaniem niepodległości w kolejnych lutowych obchodach. Już widzę jak tuż przed godziną 21 idziemy wszyscy, z Panem Prezydentem na czele, ulicą Kilińskiego. Wychodzimy na Rynek Kościuszki. Przed farą czekają na nas piekarze z pachnącymi drożdżowymi bułkami. Jest też gorąca herbata. Przegryzając drożdżówki składamy sobie wszyscy radosne życzenia. Dalej idziemy pod pomnik Marszałka. Jemu z okazji naszego święta trzeba się pokłonić. Kolejnym etapem jest ratusz.

W 1919 roku białostoczanie ze łzami w oczach wpatrywali się w łopoczącą na ratuszowej wieży czerwoną chorągiew, na której pysznił się biały orzeł. Tak i my, na pamiątkę tamtego patriotycznego wzruszenia, spoglądamy na taką samą chorągiew wciąganą na specjalnie zamontowany maszt. Jeszcze tylko koncert patriotycznej pieśni pokazywany z muzealnego wnętrza na telebimach ustawionych na rynku i wszyscy przepełnieni dumą, że białostoczanin to naprawdę coś znaczy, udajemy się tuż przed północą do domów. Amen.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny